System edukacji w Polsce stoi przed poważnym kryzysem – alarmują rodzice dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Dostosowania zapisane w dokumentach często pozostają jedynie na papierze, a rzeczywistość szkolna daleko odbiega od deklarowanych standardów inkluzywnego nauczania.

Fot. Shutterstock / Warszawa w w Pigułce
„Brak nauczycieli wspomagających dla naszych dzieci w szkołach masowych. Dlaczego są takie braki? Bo nikt za najniższą krajową nie będzie się fatygował o pomoc naszemu dziecku” – zauważa Jesica Dragon-Podolak, wskazując na systemowy problem niedofinansowania edukacji specjalnej.
„Moja córka od czwartej klasy ma orzeczenie o kształceniu specjalnym, jest teraz w siódmej klasie, i przez cały ten czas tylko nauczycielka angielskiego przygotowała dla niej dostosowany sprawdzian” – opisuje Pani Grażyna w rozmowie z Warszawą w Pigułce. To nie odosobniony przypadek, a raczej przykład szerszego, systemowego problemu.
Rodzice wskazują na pilną potrzebę wprowadzenia realnych, a nie tylko papierowych dostosowań. Lista postulatów jest długa: mniejsze klasy integracyjne (maksymalnie 6-7 uczniów zamiast obecnych 8-10), więcej asystentów wspomagających, stworzenie „stref ciszy” dla dzieci nadwrażliwych na bodźce, czy zmiana sposobu oceniania skupiająca się na postępach, a nie na brakach.
„Porównując terapie jakie dziecko ma w przedszkolu a tym co dostaje w szkole to jest jakiś śmiech na sali, to jak zderzenie z rzeczywistością. 6 latek potrzebuje, 7 latek już nie” – zwraca uwagę Jesica Dragon-Podolak, pokazując absurdalność obecnego systemu wsparcia.
Szczególnie palącym problemem jest brak odpowiedniego przygotowania kadry pedagogicznej. „Nauczycielka wychowania fizycznego nie rozumie, iż prowadzenie zajęć opartych głównie na rywalizacji powoduje u dzieci ze spektrum autyzmu silne pobudzenie, płacz i krzyk. Wystarczyłoby zamienić rywalizację na współpracę” – opowiada Pani Barbara, matka dziecka w spektrum autyzmu.
Kolejnym wyzwaniem jest kwestia obowiązkowej matury z matematyki. Rodzice i eksperci postulują zniesienie tego wymogu dla uczniów z niepełnosprawnościami i ograniczeniami uniemożliwiającymi zdanie tego egzaminu. Przed 2010 rokiem matematyka nie była obowiązkowa, co pozwalało uczniom rozwijać się w kierunkach zgodnych z ich predyspozycjami. Obecny system skutecznie blokuje dostęp do wyższego wykształcenia wielu zdolnym osobom.
Brak tolerancji w szkołach to kolejny palący problem. Eksperci podkreślają, iż już od pierwszych klas dzieci powinny być zaznajamiane z różnorodnością swoich rówieśników. Lekcje wychowawcze powinny być poświęcane takim tematom, zamiast nadrabiania zaległości z innych przedmiotów.
Większość szkół nie jest odpowiednio dostosowana – brakuje wind, specjalistów, a choćby podstawowych udogodnień dla dzieci z niepełnosprawnościami. System wymaga gruntownej reformy, która wprowadzi realne, a nie tylko papierowe zmiany. Rodzice są zgodni – obecna sytuacja nie może dłużej trwać, a edukacja włączająca musi przestać być tylko hasłem w dokumentach.
„To iż dziecko jest ciche i spokojne w szkole nie znaczy iż nie potrzebuje wsparcia nauczyciela wspomagającego tak wielokrotnie mówi, sama usłyszałam iż jakby była agresywna to by miała więcej godzin” – pisze Pani Grażyna.
Doświadczenia rodziców dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi pokazują, jak bardzo system szkolny wymaga zmian już od pierwszych miesięcy nauki. „Po zaledwie pół roku w szkole widzę, iż konieczne jest dostosowanie metod nauczania do sposobu, w jaki nasze dzieci przetwarzają informacje. w tej chwili ocenia się je za współpracę w grupie i integrację z rówieśnikami, choć wiadomo, iż mają z tym obiektywne trudności. Zamiast doceniać postępy i mocne strony dziecka, w zeszytach pojawiają się głównie adnotacje: nie chce, nie wie, nie umie, nie wymienia, nie zna” – opisuje Pani Barbara swoją frustrację systemem, który zdaje się nie rozumieć specyfiki dzieci w spektrum autyzmu.
Szczególnie niepokojące jest przerzucanie odpowiedzialności na rodziców i ignorowanie podstawowych potrzeb dzieci. „Ciągle widzę w ćwiczeniach krzyżyki i adnotacje 'do domu, do domu’. Tymczasem nasze dzieci potrzebują przede wszystkim odpowiednich warunków w szkole – stref ciszy, gdzie mogłyby odciąć się od nadmiaru bodźców, złagodzonego oświetlenia, większej liczby zajęć praktycznych i ruchowych zamiast wielogodzinnego siedzenia w ławkach. Zamiast tłumić nietypowe zainteresowania uczniów, powinniśmy je doceniać i wykorzystywać w procesie edukacji” – podkreśla Pani Barbara, wskazując na konkretne rozwiązania, które mogłyby znacząco poprawić funkcjonowanie dzieci w szkole.