To nie twoja córka, chyba masz klapki na oczach?
Z Tomkiem spotykałam się może z osiem miesięcy, kiedy pierwszy raz poznałam jego mamę panią Halinę. W życiu bym nie przypuszczała, iż jej podejście do mnie, a potem do naszej córki Julki (urodzonej już po ślubie), będzie przypominać prywatne śledztwo prosto z serialu kryminalnego TVN. A wszystko przez to, iż nasza Julka przyszła na świat z włosami jak len i oczami jak chabry, a zarówno Tomek, jak i jego brat Staszek są ciemniejsi niż średnio przypieczona karkówka i wyglądają trochę cygańsko.
Jeszcze na porodówce dzwoni do mnie pani Halinka, gratuluje i dopytuje się, kiedy będzie mogła poznać wnuczkę. Myślę sobie: Matczyna ciekawość, zwykła rzecz. Przyjeżdża do szpitala, patrzy na malutką Julkę, robi taką minę jakby pogryzła kwaśnego ogórka, i nagle pyta:
To na pewno wasze dziecko? Może ktoś je podmienił?
Cisza jak makiem zasiał, wszystkie babcie w holu przestają zamieniać opowieści o ziołowych herbatkach, a ja się tłumaczę, iż byłam przy dziecku cały czas choćby na drugi kraniec szpitala nie mogliby jej wynieść.
Ale to tylko rozgrzewka. Po wyjściu ze szpitala, siedzimy wieczorem z Tomkiem i Julką, a tu wchodzi teściowa i tekst prosto z mostu:
Tomek, spójrz na nią! Ona nie jest do ciebie podobna czy ty naprawdę nie widzisz?!
Tomek patrzy na nią jakby usłyszał, iż Ziemia jest płaska, ale pani Halina nie odpuszcza:
No pomyśl, ona nie ma żadnej twojej cechy, na matkę też nie bardzo podobna. Ktoś tu chyba posiał swoje ziarenko!
Wtedy Tomek, całe szczęście z ikrą, grzecznie wyprosił mamusię za drzwi, odprowadzając ją do windy. Byłam załamana tyle czasu czekałam na ten moment, ciąża była jak serial Na dobre i na złe, z extra dramatami, a tu taki finał. Jak już pokazały mi Julkę różowiutką, wypłakaną jakby kończyła występ na Opolu lekarz zaśmiał się:
To będzie gwiazda estrady, jakie ona ma płuca!
Wszystko jak z pocztówki do czasu. Wyobrażałam sobie rodzinne święta, kolędy, makowce aż zjawiła się Halina, gotowa na kolejne przesłuchanie.
Pani Halina zaczęła prawdziwe oblężenie telefony, wizyty, ale zawsze z jakimś jadem. choćby do wnuczki nie chciała się zbliżyć jakby biedne dziecko miało ospy hiszpańską. W zamian żądała od Tomka testu na ojcostwo. Z kuchni słyszałam, jak próbowała mu coś wcisnąć:
Tomek, to nie twoje dziecko. Ile razy mam ci mówić? Zrób test!
W końcu naprawdę nie wytrzymałam i raz kozie śmierć przerwałam ten kabaret:
No to zamówmy ten test, zrobimy dla niego złotą ramkę i powiesimy nad twoim łóżkiem, mamo! Będziesz mogła codziennie sprawdzać, czy przypadkiem litery się nie pogniotły!
Halina spojrzała na mnie jakbym jej powiedziała, iż bigos jest bez kapusty. Sarkazm chyba do niej nie dotarł, bo i tak się zgodziła. Test zrobiliśmy, Tomek się nie fatygował choćby go czytać, a Halina po przeczytaniu wyniku oddała mi papier milcząc.
Jak mogłam się powstrzymać? Rzuciłam całkiem niewinnie:
To jaką wolisz ramkę? Dębową czy białą, do twojego wystroju?
Halina się zagotowała:
Ona sobie drwi! Z pewnością test załatwiła po znajomości!
Jak widać, choćby certyfikat z laboratorium nie wygra z przeczuć prawdziwej polskiej matki. Przez pięć lat wojna domowa trwała w najlepsze regularne napięcia, mniejsze i większe fochy, związek z rodziną Tomka na medal, tylko wszyscy przewracali oczami, kiedy Halina zaczynała swój wykład. Aż tu pewnego dnia szwagierka rodzi i co? Dziewczynka jak dwie krople wody do naszej Julki (choć tatusiów mają różnych, przysięgam!). Podnoszę kołderkę, wybucham śmiechem i mówię:
A może to wy z moim kochankiem macie dzieci?
Każdy zareagował na swój sposób śmiech, trochę konsternacji, ale wszyscy załapali aluzję. Halina spłonęła jak burak na słońcu i nagle przestała gadać te swoje teorie. Po jakimś czasie przyłapałam ją na zabawie z Julką lalkami w pokoju dziecięcym. Pomyślałam: Chyba nastąpiła odwilż.
Dziś Julka to ukochana wnuczka, nasza córcia, moja truskaweczka, jagódka babci, rozpieszczana prezentami i czekoladą Milka częściej niż jest to zdrowe. Moja teściowa wreszcie daje się polubić, choć lekki cień po tych wszystkich latach zostaje. Ale Polacy ponoć są mistrzami wybaczania oby u nas to też zadziałało.





