Zabieramy dzieciom magię dzieciństwa
Ostatnio, na Instagramie, przeczytałam wypowiedź jednej z twórczyń cyfrowych na temat macierzyństwa. Poruszyła m.in. problem patodeweloperki i dziwnych przepisów, które zamiast poprawiać jakość życia mieszkańców, często prowadzą do sytuacji, w której dzieci nie mają choćby gdzie się bawić. Mówiła o tym, iż przepisy nakładają na deweloperów obowiązek zapewnienia terenów zielonych i rekreacyjnych, jeżeli budynek ma 20 mieszkań. Chodziło o to, jak śmiesznie małe i bezużyteczne bywają place zabaw na dużych, nowych osiedlach.
Większość nowych osiedli to betonowe pustynie, gdzie dominują parkingi. Place zabaw, które tam znajdziemy, przypominają raczej małe klatki, wyposażone w huśtawkę, zjeżdżalnię i czasami piaskownicę. Małe, wygodne, bezpieczne, w zasięgu wzroku rodzica na ławce – ale przecież nie o to chodzi. Gdzie dzieci mają się bawić, jeżeli nie mają miejsca, by w pełni wykorzystać swoją kreatywność?
Za moich czasów, gdy byłam dzieckiem wychowanym na osiedlu z płyty betonowej, widziałam to inaczej. Chociaż nie było tam za dużo nowych atrakcji, to dookoła było sporo terenów zielonych. Krzaki, zakamarki, górki, dołki i patyki, które pozwalały tworzyć własne bazy. Kawałek gałęzi był mieczem, różdżką, granicą wymyślonego domku i wieloma innymi przedmiotami. Takie warunki naprawdę rozwijały wyobraźnię.
Owszem, huśtawki były zaniedbane, zardzewiałe, ale dla nas to nie stanowiło problemu. Były też drzewa, w których można było się wspinać, a w okolicznych trawnikach łatwo można było znaleźć miejsce do zabawy. Dzieci potrafiły bawić się godzinami, bez potrzeby nadzorowania ich przez dorosłych. To był czas, kiedy mogliśmy wymyślać własne historie, grać w podchody, a choćby budować własne bazy.
Brakuje pola do kreatywności
Dziś, z perspektywy rodzica, widzę, iż nasze dzieci tego nie mają. Mieszkając w osiedlu, które wygląda niczym betonowa pustynia, czujemy się jak uwięzieni. I nie chodzi tylko o brak przestrzeni do zabawy, ale także o to, jak zmieniają się nasze postawy jako rodziców. Coraz częściej słyszymy o obsesji kontroli, której efektem jest nieustanne trzymanie dzieci pod baczną opieką.
Sama się na tym łapię. Boimy się je puścić same na plac zabaw, bo przecież ktoś może je skrzywdzić. Nie ma już tych przestrzeni, w których dzieci mogłyby się rozwijać w sposób naturalny. Dziś, kiedy dziecko wychodzi na plac zabaw, rodzic trzyma rękę na pulsie, patrzy, czy nie ma zagrożenia, czy dziecko nie zrobi sobie krzywdy. A przecież to zabawa ma pomóc w rozwoju kreatywności, zmysłu twórczego i samodzielności.
I tu pojawia się pytanie – jak dzieci mają rozwijać swoje umiejętności, kreatywność i samodzielność, kiedy nie mają odpowiednich warunków do zabawy? Z jednej strony mówi się o tym, iż kreatywność to jedna z kluczowych kompetencji przyszłości, ale z drugiej strony nie dajemy dzieciom przestrzeni, by mogły ją rozwijać.
Płyty betonowe, osiedlowe "klatki" w postaci mikroplaców zabaw, na których kilka można robić – to wszystko ogranicza ich możliwości. A przecież to, jak będziemy wychowywać dzieci dzisiaj, wpłynie na to, jak będą one postrzegały świat i jakie będą podejmowały decyzje w przyszłości. Wychowanie w pełnej kontroli, bez przestrzeni do rozwoju, może tylko prowadzić do jednego – pokolenia, które będzie zastraszone i niepewne.
Puść wolno, niech uczy się kreatywności
Zgadzam się z tą influencerką, która zauważyła, iż wśród rodziców panuje obsesja kontroli. Dzieciom nie daje się już wystarczająco dużo wolności, by mogły swobodnie eksplorować świat. Przeciwnie, jesteśmy teraz w takim punkcie, gdzie każda chwila, którą dziecko spędza na zabawie, jest monitorowana, sprawdzana i nie ma mowy o żadnej wolności dla dzieci. jeżeli coś nie idzie zgodnie z planem, od razu reagujemy.
To nie sprzyja rozwojowi, ani dzieciom, ani też rodzicom. Zamiast tego powinniśmy pozwolić naszym pociechom na odrobinę wolności, na chwilę, kiedy mogą po prostu być dziećmi. Takimi, które chowają się w krzakach przed mamą i knują coś między sobą. Tylko wtedy nauczą się samodzielności, odpowiedzialności, a przede wszystkim kreatywności.
Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzeba nam większej odwagi w byciu rodzicem. Musimy zacząć myśleć o przyszłości naszych dzieci w szerszym kontekście – nie tylko o bezpieczeństwie, ale także o przestrzeni do rozwoju. Bo teraz każdą okazję do ćwiczenia samodzielności i kreatywności im ograniczamy, chcąc je zagłaskać. Kiedyś dzieci miały cały świat do odkrycia wokół siebie, dziś wystarczy, by miały pole do zabawy. Ale to, jak to pole wygląda, zależy od nas. I nie pozostało za późno, by odsunąć się w cień i dać im możliwość rozwoju kreatywności.