Moja koleżanka Gosia, mama dwójki nastolatków, opowiedziała mi historię, która wprawiła ją w osłupienie i na chwilę odebrała mowę. Siedziała w barze mlecznym – takim prawdziwym, z zupą pomidorową, schabowym, mizerią i oczywiście kompotem. Przy sąsiednim stoliku usiadła mama z około 8-letnią dziewczynką.
Szok i niedowierzanie
Wspomniana dziewczynka rozglądała się z zaciekawieniem po wnętrzu, spojrzała na stolik mojej koleżanki, po czym powiedziała zupełnie poważnie: – Myślałam, iż tu można tylko mleko kupić.
Ta jedna, niewinna wypowiedź wywołała u Gosi cichy alarm. – To pokolenie nie przetrwa, nie doczeka starości – stwierdziła później z mieszaniną śmiechu i niedowierzania.
Ale czy naprawdę dzisiejsze dzieci nie przetrwają?
Oczywiście, iż przetrwają. Tylko inaczej. Ich świat to tablety, aplikacje, jedzenie z dostawą do domu i rzadko odwiedzane bary mleczne, które w ich świadomości mogą funkcjonować jako sklepy z… mlekiem. To nie ich wina, iż nie znają smaków PRL-u, zapachu zmywalnych obrusów czy widoku pani w fartuchu wydającej pierogi z serem.
To raczej znak naszych czasów. I zadanie dla nas – dorosłych. Pokazywać, tłumaczyć, nie zostawiać tych miejsc tylko w kategorii "retro". Może zamiast kolejnej wizyty w centrum handlowym, warto zabrać dzieci na mielonego z buraczkami? Opowiedzieć, czym była oranżada w szklanej butelce, i iż kiedyś "menu" to nic innego jak tablica z trzema potrawami dnia. Bez sushi, kebabów i hamburgerów.
Bo choć współczesne dzieci są inne niż my – mniej samodzielne, bardziej cyfrowe – to nie znaczy, iż są gorsze. Potrzebują tylko naszej obecności, rozmowy i. okazji, by wiedzieć, iż bar mleczny z mleczarnią nie ma zbyt wiele wspólnego.