To pokolenie nie poradzi sobie w życiu. Szkolne buty dowodem na zniszczenie młodych

mamadu.pl 6 godzin temu
W polskiej szkole siedmiolatki traktuje się jak klony – mają zdobywać wiedzę w tym samym tempie, na tym samym poziomie i w ten sam sposób. Dr Zuzanna Jastrzębska-Krajewska mówi wprost: to tak, jakby wszystkim dzieciom założyć te same buty – ten sam model i rozmiar – tylko dlatego, iż są w tym samym wieku. Brzmi absurdalnie? A jednak to szkolna codzienność, która bardziej szkodzi, niż wspiera.


Wszyscy pierwszoklasiści w trampkach o rozmiarze 33


Polska szkoła, choć przez lata próbowała nadążyć za zmieniającym się światem, wciąż pozostaje miejscem, które zamiast dostrzegać wyjątkowość dzieci – systematycznie je tłamsi. Każdy rodzic, który przygląda się codzienności swojego dziecka w szkolnej ławce, prędzej czy później zadaje sobie pytanie: dlaczego system edukacyjny traktuje wszystkie dzieci tak samo, skoro żadne nie jest takie samo jak drugie?

W podcaście "Wprost Przeciwnie" dr Zuzanna Jastrzębska-Krajewska – znana szerzej jako Pani Zuzia, edukatorka i promotorka przyjaznych metod nauczania matematyki – mówi to głośno i dobitnie, iż to, iż dzieci mają tyle samo lat, nie znaczy, iż są w tym samym miejscu rozwoju. A szkoła traktuje je, jakby były identyczne.

Dr Jastrzębska-Krajewska obrazowo porównuje ten absurd do sytuacji, w której rodzice umawiają się, iż dla wszystkich dzieci kupują takie same buty – ten sam model, ten sam rozmiar – tylko dlatego, iż mają po siedem lat. Brzmi niedorzecznie? Tak, jak najbardziej. Ale właśnie tak działa szkoła.

Siedmiolatek, który dopiero co nauczył się pisać swoje imię, siada w jednej ławce z dzieckiem, które potrafi już czytać i liczyć do stu. Obaj uczniowie dostają to samo zadanie, mają je wykonać w tym samym czasie, na tym samym poziomie. A potem dostają ocenę na podstawie tego, jak obaj si.e dopasowali pod linijkę do wymogów.



Równanie do linijki każdego


Szkoła nie uwzględnia różnic temperamentu, tempa rozwoju poznawczego, emocjonalnego, ani indywidualnych predyspozycji. Zakłada, iż wszyscy uczniowie będą się uczyć tego samego, tak samo i w takim samym tempie. Dzieci zdolne są znudzone i sfrustrowane, bo nie mogą się rozwijać. Dzieci potrzebujące więcej czasu – zestresowane i zawstydzone, a często bezpodstawnie wysyła je się na diagnozy do poradni pedagogicznych. Dzieci neuroatypowe – wciąż czują się niedopasowane, a szkoły coraz częściej traktują je jak problem.

Jak mówi Jastrzębska-Krajewska, zamiast budować mosty między dziećmi a wiedzą, wspierać w dążeniu do góry, szkoła stawia im mury i niejako spycha w dół. Przestaje być przestrzenią rozwoju, a staje się miejscem, gdzie uczniowie uczą się nie myślenia, a zaliczania. Nie rozumienia – a dostosowywania się. Problemem są też nauczyciele, których nikt na studiach nie uczy, jak pracować z dziećmi na kilku poziomach jednocześnie.

To nie znaczy, iż nauczyciele nie chcą dobrze. Wielu z nich codziennie robi, co może, by zobaczyć w uczniu człowieka, a nie numer w dzienniku. Ale bez zmiany systemu – choćby najlepsze intencje pozostają tylko plasterkiem na ranę. Równość w szkole nie powinna oznaczać "każdemu to samo", ale "każdemu to, czego potrzebuje". Inaczej dzieci, zamiast rozwijać skrzydła – będą uczyły się, iż lepiej nie odstawać. A to jest największa krzywda, jaką może im wyrządzić edukacja. Całą rozmowę z Zuzanną Jastrzębską-Krajewską można obejrzeć tu:

Idź do oryginalnego materiału