To szkolne przyzwyczajenie wkurza uczniów i rodziców. A przecież chodzi o bezpieczeństwo

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Uczniowie w szkole zobowiązani są do zmiany obuwia. fot. artemstepanov/123rf.com


Zmiana obuwia w szkole to temat, który dzieli rodziców, uczniów, a także pracowników. Napisała do nas mama 13-latka. Chłopca nie wpuszczono do szkoły z powodu braku obuwia "na zmianę". Woźna tłumaczyła się... bezpieczeństwem.


Szatnia z oddzielnym wejściem


"W szkole, do której chodzi mój syn, są jasno przyjęte zasady. To duża szkoła podstawowa w mieście wojewódzkim, gdzie uczy się sporo dzieciaków. W szkolnym statucie jest zapis o tym, iż dzieci muszą zmieniać obuwie w szkole, musi ono dodatkowo mieć białe lub miodowe podeszwy. Wynika to pewnie z tego, iż kolorowe podeszwy mogą zostawiać na podłodze ślady, które ciężko doczyścić" – zaczyna swoją wiadomość do redakcji mama 13-latka.

"Nie o tym jednak chciałabym napisać. Chodzi o tę nieszczęsną zmianę obuwia. W tej szkole jest tak, iż dla uczniów jest oddzielne wejście do szkoły, które przechodzi przez szatnie uczniów. Dzięki temu łatwo zachować porządek. Dla nauczycieli, pracowników administracji i rodziców jest inne wejście, zwane głównym, przy którym siedzi dozorca i pomaga wszystkim, którzy nie wiedzą, gdzie w szkole powinni się udać".

Każdy uczeń musi zmieniać buty


Czytelniczka opisuje zasady, które panują w placówce syna: "Przy wejściu do szkoły, które przeznaczone jest dla uczniów, dyżur pełni woźna. Ta pani zwykle pilnuje porządku w szatni, zbiera porzucone rzeczy, które lądują w pudle z zagubionymi przedmiotami. Zimą, gdy jest plucha, wyciera też na bieżąco podłogi, by woda i błoto śniegowe z butów uczniów nie nosiło się dalej po szkole.

Oczywiście pilnuje również tego, żeby każdy uczeń zmieniał obuwie. Teraz jesienią i zimą szczególnie zwraca na to uwagę. Jej wyczulenie wynika chyba z tego, iż woda, która z butów dzieci niesie się po korytarzach, bywa niebezpieczna.

Doskonale rozumiem jej obawy, sama byłam świadkiem sytuacji, kiedy jedna dziewczynka poślizgnęła się na takiej kałuży i prawie złamała nogę podczas przerwy. Za wodę stojącą na korytarzu w taj sytuacji odpowiedzialna byłaby pewnie woźna. To, co wydarzyło się jednak w szkole w zeszłym tygodniu, trochę mnie wkurzyło".

Wrócił zły, bo ominął lekcję


"Jasiek poszedł do szkoły na 8:00. Miałam do pracy na drugą zmianę, więc po jego wyjściu siedziałam w kuchni z kawą i książką. Minęło dosłownie pół godziny od jego wyjścia, kiedy wrócił zły i ze łzami w oczach. Na moje pytanie, co się stało i dlaczego tak gwałtownie wrócił, dowiedziałam się, iż woźna nie chciała go wpuścić do szkoły.

Okazało się, iż gdzieś zginęły jego kapcie (tzn. buty sportowe na zmianę), więc pani sprzątająca zagrodziła drogę mojemu 13-latkowi i powiedziała, iż absolutnie nie wejdzie na teren szkoły w mokrych sneakersach. Nie pomogło tłumaczenie, iż to sytuacja wyjątkowa, iż po lekcjach poszuka butów albo jutro przyjdzie z innymi. Nie zmieniła zdania choćby po prośbie z uwagi na kartkówkę, która za chwilę miała się zacząć.

Wrócił do domu zły, nie tylko dlatego, iż nie wpuszczono go do szkoły. Ale przede wszystkim dlatego, iż zupełnie bez sensu będzie miał nieobecność. Do tego będzie musiał jeszcze odpowiadać z materiału na klasówkę lub pisać ją w terminie poprawkowym. Rozumiem woźną, ale wydaje mi się, iż w takich nagłych przypadkach mogłaby nieco odpuścić..." – kończy swój list wzburzona mama.

Idź do oryginalnego materiału