– To ty? Co tu robisz? – Andrzej przesuwa po mnie zdziwionym spojrzeniem. Nie krępuje się, ogląda mnie jak towar na targu.

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Ostrożnie, jeszcze sobie wzrok popsujesz – przypominają mi się słowa córki. Od siebie dodaję w myślach.

Za późno, kochany. Ten statek już od ciebie odpłynął. Nic tu po tobie! – sygnalizuję mu zuchwałym spojrzeniem.

Dawno nie widziałam ani nie słyszałam męża, na żywo, iż tak powiem.

Minęło pięć miesięcy od rozwodu, kiedy widzieliśmy się osobiście w sądzie. Potem szanowny mąż przyjeżdżał do dzieci do Sopotu z pięć razy, ale starałam się z nim nie rozmawiać, unikałam go jak mogłam, przekazywałam mu dzieci rano, odbierałam wieczorem.

Nie miałam ani chęci, ani wolnego czasu, by omawiać z nim warunki rozwodu. Całkowicie zrezygnowałam z roszczeń do jego pieniędzy i biznesu, on – z roszczeń do moich dzieci. adekwatnie naszych, wspólnych. Na ostatniej rozprawie sądowej sędzia postanowił, iż Nowak będzie mógł spędzać z maluchami cztery dni wolne w miesiącu.

Nerwowo przełykam ślinę, choćby nie chcę wspominać, ile nerwów kosztowały mnie te sądy!

Zwracam uwagę na męża. Byłego.

Stoi nieprzyzwoicie blisko i drgam na znajome nuty dawno zapomnianych perfum małżonka.

Czuję się nieswojo pod wnikliwym spojrzeniem lisiowych oczu jego młodej towarzyszki.

Duma, powstrzymująca moją ciekawość, gdzieś ucieka, i wbijam wzrok w dziewczynę.

No proszę! Przecież ona jest całkiem młodziutka. Chudziutka, wystające ostre ramionka. Trzeba by ją nakarmić, zanim się ją wykorzysta – myślę. Widocznie odzywa się instynkt macierzyński.

Bestia z burzą rudych loków, z piegami i błękitnymi oczami patrzy na mnie z nieskrywanym zainteresowaniem. Bada. Milczy.

– Wiktorio, po co przyjechałaś do stolicy? – mąż patrzy niechętnie na liczne torby w moich rękach. Z przyzwyczajenia liczy ich ilość, czyta marki.

– A co ci do tego? – pytam z udawaną irytacją.

– Koteczku – Andrzej odwraca się ode mnie, zwraca się do swojej towarzyszki. – Zajmij stolik. Ja zaraz porozmawiam ze starą znajomą i podejdę.

– Gdzie najlepiej zająć stolik? – pyta miękko Ruda.

– Jak lubisz, przy fontannie.

Oho! Czyli kiedy chodziliśmy z Nowakiem do restauracji, zawsze sadzał mnie przy stoliku, który mu się podobał, a tu taka delikatność, od której coś mnie kłuje w piersi.

Nieprzyjemnie tak kłuje. Wręcz obrzydliwie, powiedziałabym.

Gdy tylko Ruda znika w kawiarni, pytam:

– Od kiedy matka twoich dzieci zamieniła się z wiedźmy w zwykłą znajomą?

Mąż chwyta mnie za ramię. Jego ciepłe palce dotykają mojej skóry i staje się to nieznośnie nieprzyjemne.

– Wciąż piękna – trzyma mnie mocno.

– Co znaczy „wciąż”? – rozumiem, iż to aluzja do wieku. W tym roku stuknęło mi dwadzieścia osiem lat.

– Przecież niedawno miałaś urodziny – mruga łobuzersko.

Ośmielił się nazwać mnie staruszką?

– Niezwykle piękna – mówi były, a ja trochę się uspokajam.

Bezczelnie wyciąga zadbaną, opaloną rękę, poprawia moje jasne loki, układa je na mojej piersi. Po gospodarsku, jak dawniej.

Bezczelnik!

Nie da się ukryć, ruchy ma precyzyjne, wyważone, a skutki nie są aż tak nieprzyjemne. Andrzej poprawia też jasne pasmo, które opadło mi na czoło. Żaden szczegół w moim wyglądzie nie umyka jego uwadze.

– Już nie nosisz grzywki?

Kręcę głową. A moje ciało reaguje nieprzyjemnie – dotyk palców Nowaka do mojego czoła wywołuje u mnie… nie, nie milion impulsów jak dawniej, a pot na czole.

Ledwo dochodzę do siebie, gdy zaczynam się dusić z powodu bezczelności byłego. W środku wszystko we mnie płonie.

– Więc co tu robisz? Czemu nie w Sopocie? – Andrzej nalega na odpowiedź. – Chciałem w ten weekend przyjechać do dzieci, pogratulować im rozpoczęcia szkoły.

– Nie musisz przyjeżdżać – ucinam krótko.

– A to dlaczego? – złości się.

– Wróciliśmy do stolicy. Na stałe.

– Tak? – unosi brwi, patrzy na mnie z zainteresowaniem. – Postanowiłaś wziąć się za siebie?

– Nie prowokuj mnie – odpowiadam ostro.

Parskam, zauważając oczywisty fakt – nas z Nowakiem starczyło na dokładnie pięć minut uprzejmości. Dalej tylko niechęć i gra w ping-ponga obraźliwymi słowami.

Ciekawe, kto wygra tym razem?

– Gdzie są dzieci?

– Gdzieś tam! – pokazuję za siebie. – Weronika wybiera bransoletkę w Swarovskim.

– Sama? Dla siebie?

– Nie, z moją mamą, dla mamy. Weronika uważa, iż tylko ona zna się na markach. Ciekawe, po kim to ma? Mam nadzieję, iż jeszcze pamiętasz charakter swojej córki…

Mąż parska niezadowolony. Krzywi się. Złości się.

Nie rozumiem, czego się wścieka?

Co to za głupi zwyczaj u facetów? Sami narozrabiają, a potem dziwią się, czemu kobieta się wkurza. Złości się na niego takiego dobrego?

„No naprawdę, na litość boską! Przecież kobieta powinna być cierpliwa”. Czyżby z góry było zapisane, iż ma być cierpiętnicą? choćby słowo „cierpliwa” pochodzi od „cierpieć”, czy się mylę?

A ja okazałam się nie taką kobietą według jego zdania – niecierpliwą! Nie znoszącą. Nie cierpiącą.

– Drań!

– Co. Ty. Powiedziałaś?

– Powiedziałam na głos? No wybacz. Prawda ci się nie podoba, co?

Andrzej chwyta mnie za nadgarstek i wciska pasek mojego zegarka w moją rękę. Boli. Ale nie jęczę. Nie chcę sprawiać mu przyjemności. Nie jesteśmy w żadnej grze BDSM.

– Tylko spróbuj przy dzieciach coś takiego powiedzieć! – ostrzega mnie.

– Wyglądam na głupią?

– Retoryczne pytanie. Na histeryczkę – owszem.

Serio? O czym on mówi. Zdradził mnie z kobietą lekkich obyczajów, wcześniej zapewniał, iż takie kobiety są potrzebne tylko dla wizerunku i statusu, jak drogie zegarki i auta luksusowej klasy. Że ich nie dotyka. Przysięgał.

Wierzyłam mu, jak naiwna, kochająca żona.

A potem ktoś do mnie zadzwonił i otworzył mi oczy na to, co się dzieje. Wyleczyli moją „ślepotę”.

Mąż nie przyznał się do winy, udawał niewinnego baranka albo upartego osła, wszystko jedno.

Gdy odeszłam od niego z dwojgiem małych dzieci i jedną walizką, bardzo się zdziwił. Co mi strzeliło do głowy?

Nastąpił trudny rozwód, który trwał nieskończenie długo. Gdyby nie interwencja ojca jego siostry – Igora Wiśniewskiego, to Andrzejowi udałoby się mnie złamać, odebrać mi dzieci i macierzyństwo.

Były i teraz żąda ode mnie raportu i szacunku. Twierdzi, iż nigdy mnie nie zdradzał, to ja popchnęłam go do desperackiego kroku. Ja i moja szalona zazdrość.

Oszalał!

– Jasiek też z wami? – Andrzej zmienia temat.

Kiwnęłam głową.

– A gdzie miałby być. Przecież są bliźniakami z Weroniką, oboje jutro idą do szkoły.

– No tak, pierwszy września. Kiedyś czekaliśmy na ten dzień – mówi Andrzej, wpatrując się w korytarz, za mnie.

– Czekaliśmy… a potem poszedłeś robić dzieci na boku – na prawo i lewo. Uznałeś, iż masz wspaniałe geny? Trzeba je uwiecznić?

– Daj spokój – mamrocze niewyraźnie – już się rozwiedliśmy i nic sobie nie jesteśmy winni.

– Ile lat ma twoja kochanka? Znowu jakaś panienka do towarzystwa?

– Nie. Sekretarka, córka przyjaciela. Ma osiemnaście i pół. Odpowiedziałem na wszystkie twoje pytania?

– Aż osiemnaście i pół? A czemu jej nie karmisz? Dlaczego trzymasz ją głodną? Myślisz, iż ubrania w rozmiarze 34 są tańsze?

– Taka ma sylwetkę! – warczy mąż. – Możemy zmienić temat? I tak, nie żal mi pieniędzy na ubrania dla swojej kobiety.

– Oho. A dla byłej żony ci było żal – przypominam mu o ograniczeniach, którym zostałam poddana. – Pozbawiłeś mnie pieniędzy, pamiętasz?

– Wiesz, iż zrobiłem to nie z chciwości! – wybucha, nie wytrzymując presji i moich wyrzutów.

– Oczywiście, tylko manipulowałeś mną, zmuszając do powrotu do domu.

– Nie psuj mi tego dnia, proszę cię – patrzy na mnie błagalnie.

– Nie ma problemu… Zepsuję ci inny dzień!

Staliśmy tak dalej, milcząc, tylko patrząc na siebie.

– Gdzie oni są? Może ich zawołasz? – nie wytrzymuje.

– A niby czemu? Nie jestem już twoją żoną, ani gospodynią, ani sekretarką, ani pieskiem, ani dziewczyną na telefon. Zawołaj swoją sekretarkę, niech pobiegnie. Butik „Swarovski” jest niedaleko, za rogiem. A ja tymczasem wstąpię do „Kiko”, dobiorę sobie kosmetyki.

Szybkim krokiem skierowałam się do butiku „Kiko”, znajdującego się naprzeciw kawiarni.

Chciałam jak najszybciej pozbyć się męża.

Jeśli trzy lata temu tak bardzo go nienawidziłam, iż nie mogłam przebywać obok zdrajcy, to teraz, po trzech latach, dzieje się ze mną coś dziwnego…

Idź do oryginalnego materiału