Proszę, opowiedz mi więcej o waszej rodzinie, o twoim dziecku.
Jestem mamą transpłciowego chłopca, który ma prawie 20 lat. Na imię ma Mateusz. Wyoutował się około 15. roku życia. Nasze początki w tym procesie były trudne, nie zareagowałam tak, jakbym chciała.
To znaczy?
Zbyłam go, po prostu. Minęły trzy miesiące, kiedy nastąpił punkt zwrotny. Znalazłam pamiętnik syna, już teraz wiem, iż został mi podłożony celowo. Tam wśród wielu innych zdań pojawiły się słowa sugerujące, iż myśli o zakończeniu swojego życia, takiego, jakie ono było w tamtym czasie.
Co to otworzyło w tobie?
Bardzo się przestraszyłam. Był moment, w którym chciałam pobiec do szkoły, zapewnić go, iż dotarło, iż jestem przy nim i żeby nie robił sobie krzywdy. To było kilka naprawdę ciężkich dni.
Zaczęliśmy szukać pomocy, tak zaczęła się nasza tranzycja.
Jaka to była droga? Do kogo zwróciliście w pierwszej kolejności?
Bywała trudna, głównie przez wzgląd na spotykanych specjalistów, ludzi. Musiałam wywalczyć nazwiska, kontakty, telefony, wizyty.
Dopiero trzecia psycholożka była osobą, która okazała nam prawdziwe profesjonalne wsparcie. Poprzedni specjaliści nie dawali synowi dojść do głosu, traktowali nas z pogardą.
Rozpoczęliśmy terapię, syn był w terapii, pracował nad stanami lękowymi. Był bardzo samotny, nie miał znajomych, przyjaciół.
Czy tak było zawsze?
Tak, od kiedy pamiętam Mateusz, miał problemy z odnalezieniem się w grupie rówieśniczej. Moim największym lękiem, kiedy był młodszy, chodził jeszcze do przedszkola, był lęk o to, czy znowu nie bawił się sam.
Zamiast pytać o to, co zjadł, czy zjadł wszystko, czy spał, pytałam codziennie: rozmawiałeś z kimś?
W szkole dochodziło do nadużyć ze strony innych dzieci, Mateusz nie miał jak się bronić, nigdy nie doświadczył wsparcia grupy.
Czy kiedy teraz myślisz o waszej przeszłości, łączysz różne doświadczenia z transpłciowością syna? Widziałaś sygnały?
Nawet jeżeli wtedy je widziałam, nie rozumiałam ich. Dopiero w momencie, w którym Mateusz się wyoutował i kiedy pojawiła się we mnie akceptacja, wszystko się ze sobą połączyło.
Kiedy był mały, ubierałam go w sukienkę, a on chciał jeździć swoim jeepem, więc uważałam, tylko żeby nie wkręcił sobie sukienki w koła. Ubiór nie był dla mnie wyraźnym sygnałem, może również dlatego, iż ja sama nienawidzę stereotypów. Nie zakładałam synowi różowych sukienek, nie łączyłam koloru z płcią dziecka.
Pamiętam taki dzień, w przedszkolu była wizyta Świętego Mikołaja, mój syn, wracając, bardzo płakał. Okazało się, iż dziewczynki dostały w prezencie różową futrzaną kosmetyczkę i lalkę, a chłopcy piękny samolot. Mateusz bardzo chciał ten samolot, nie rozumiał, dlaczego nie mógł go mieć.
Ostatnie cztery lata waszego życia to proces tranzycji. Przypadły na czas technikum syna. Czy było inaczej? Łatwiej, może trudniej?
Łatwiej, Mateusz wyoutował się na początku pierwszej klasy. Jako matka, próbowałam go wesprzeć, rozmawiałam z dyrekcją, próbując ich uprzedzić, przygotować. Swoją pomoc w tym zakresie zaoferowała również nasza prowadząca seksuolożka.
Bywało ciężko, czułam dużo niechęci ze strony nauczycieli, dyrekcji. Niezrozumienia.
Z wychowawczynią syna porozmawiałam jak matka z matką. Dopiero wtedy nawiązałyśmy nić współpracy, ona zrozumiała, iż ja niczego nie żądam, proszę o pomoc.
A grupa rówieśnicza Mateusza?
Z nią poszło niezwykle gwałtownie i bez problemów. Parę tygodni po rozpoczęciu szkoły Mateusz zadzwonił do mnie w ciągu dnia i usłyszałam najwspanialszą wiadomość na świecie: – Mamo, wrócę później, idę z ludźmi na miasto.
Młodzi ludzie mają otwarte głowy i serca.
Tak. Dla nich to było po prostu ok, czasem zadawali pytania z czystej ciekawości. Jednak nigdy nie padło niestosowne pytanie, nie doświadczył agresji, opresji.
Wręcz przeciwnie, ci młodzi ludzie poprawiali nauczycieli, kiedy ci na przykład automatycznie czytali listę imion i zwracali się do Mateusza nie tak, jak należało.
Zmieniliście już imię oficjalnie? Czy nie było z tym problemów w Polsce?
Istnieją dwie metody, o ile chodzi o zmianę imienia. Można zmienić imię, bez udziału sądu, z tym iż musi to być imię z puli imion dedykowanych obydwu płciom. Wystarczy motywacja słowna w urzędzie.
Druga metoda to ścieżka sądowa. Mateusz skończył 18 lat na początku września. Z końcem września oskarżył nas, iż oznaczyliśmy mu źle płeć przy narodzinach. Wylądowaliśmy więc na ławie oskarżonych.
Trafiliśmy na naprawdę cudowną sędzię. Poziom stresu przekroczył tego dnia u mnie wszelkie normy, jednak rozprawa trwała niespełna 20 minut. Zapadł wyrok wskazujący, iż syn jest mężczyzną. Mateusz dostał nowy pesel, nowe życie.
Jakim teraz jest człowiekiem? Szczęśliwszym?
Tak. Po pierwszym zastrzyku z testosteronu usłyszeliśmy: wylądowałem.
W technikum był najlepszy w klasie, rozkwitał pod każdym względem. Świetnie się uczył, zdobywał przyjaciół.
Dla ciebie, jako matki, to największe szczęście.
Dokładnie tak. Najpierw przez lata słyszałam zza ściany straszny płacz. Teraz słyszę śmiech, dzwonię w środku nocy i proszę, żeby był ciszej. A on gra ze znajomymi, rozmawia z przyjaciółmi, jest pełen życia.
Zawsze, zanim zadzwonię, słucham i ten śmiech niezmiennie mnie porusza.
Jego plany na przyszłość?
Mateusz jest świetnym grafikiem, wciąż się uczy, pracuje. Jego największym marzeniem zawodowym jest stworzenie kreskówki dla dorosłych. Jest konsekwentny, czerpie z życia pełnymi garściami, wie, czego chce.