Szukają najprostszych rozwiązań. Czasami kombinują jak koń pod górę. Zamiast samodzielnie odrabiać zadania, korzystają z gotowych opracowań dostępnych w internecie. Niekiedy posuwają się jeszcze dalej i przepisują wypracowanie przygotowane przez ChatGPT. Myślą, iż nikt tego nie widzi, a już na pewno nie nauczyciel. Przeczytajcie list, który nadesłała do nas polonistka.
Lektury i audiobooki
"Kiedyś uczeń, który nie przeczytał lektury, był wyjątkiem. Dziś mam wrażenie, iż to już norma. Coraz częściej spotykam się z tym, iż dzieciaki w ogóle nie sięgają po książki, a zamiast tego wybierają audiobooki. Włożą słuchawki do uszu, przesłuchają na przyspieszeniu i po sprawie. W teorii 'zaliczone', w praktyce – ledwo wiedzą, o czym była książka.
Nie mam nic przeciwko audiobookom – to świetna forma uzupełnienia czytania. Ale kiedy stają się jedyną metodą obcowania z książką, to zaczyna się problem. Dziecko nie ćwiczy płynności czytania, nie oswaja się z tekstem, nie skupia się na treści. A potem taki uczeń w czwartej czy piątej klasie duka i sylabizuje jak pierwszoklasista. I dziwi się, iż czytanie na głos to dla niego droga przez mękę.
Kiedyś takie lenistwo było nie do pomyślenia. Rodzice pilnowali, żeby lektury były przeczytane, a nie tylko streszczone. Dziś wielu dorosłych przymyka na to oko, bo 'ważne, iż zna treść'. Ale znajomość treści to nie wszystko. Czytanie to nie tylko odhaczony obowiązek, ale ćwiczenie koncentracji, rozwijanie wyobraźni i budowanie słownictwa. Bez tego dzieciaki są skazane na problemy w kolejnych etapach edukacji.
Najbardziej boli mnie to, iż zamiast próbować, wolą iść na łatwiznę. Świat podsuwa im szybkie, gotowe rozwiązania na wszystko i mamy tego efekt.
Zastanawiam się, jak odwrócić ten trend. Jak zachęcić uczniów do tego, żeby wzięli książkę do ręki i zobaczyli, iż czytanie może być przyjemnością, a nie karą? Bo jeżeli teraz odpuszczą, to potem zmiany będę piekielnie trudne".