Chwilowa bezsilność
"Zaproponowałam im wspólne rysowanie pisanek, robienie kartek, choćby zwykłą grę planszową – i nic. Siedzą jak ciamajdy, wpatrują się w sufit albo bezwiednie grzebią w kredkach. Zero inwencji, zero zaangażowania. Jakby ktoś odciął im prąd. Niektórzy niby próbują coś tam dłubać, ale widać, iż robią to na odczepnego.
W pewnym momencie naprawdę nie wytrzymałam. Musiałam wyjść na chwilę, przejść się po korytarzu, przewietrzyć głowę. Bo ile razy można próbować zachęcać, podsuwać pomysły, animować, kiedy z drugiej strony nie ma żadnej reakcji? Patrzyłam na nich i miałam wrażenie, iż siedzę z grupą dzieci, które są mentalnie kilometry stąd.
Rozumiem – może są zmęczone, może przebodźcowane. Może mają dość po miesiącach ciągłego biegu, zadań, klasówek i ocen. Ale przecież świetlica to ostatnie miejsce, gdzie ktoś ich do czegoś zmusza. To przestrzeń luźna, bez presji. A mimo to – zero chęci.
I tu pojawia się moje pytanie: co się z nimi dzieje? Gdzie się podziały te rozmowne, interesujące świata dzieci, które nie dawały nam spokoju, bo wciąż miały pomysły, pytania, energię? Czy naprawdę tak bardzo ich przytłoczyliśmy? Czy szkoła tak ich wysysa, iż choćby w świetlicy nie potrafią już być dziećmi?
Dla mnie to było przygnębiające doświadczenie. Zamiast świątecznej atmosfery – cisza i zobojętnienie. Zamiast śmiechu – pusty wzrok. Nie wiem, jak to będzie wyglądało po świętach, ale jeżeli coś się nie zmieni, to naprawdę zaczniemy mieć do czynienia z dziećmi, które emocjonalnie odcinają się od wszystkiego, co nie jest ekranem".