Ukradł mi dwie kotlety z talerza i stwierdził, iż muszę schudnąć. Jak w wieku trzydziestu sześciu lat stałam się „winna” urodzenia trojga dzieci.

newsempire24.com 1 dzień temu

Odebrał mi z talerza dwa kotlety i powiedział, iż muszę schudnąć. Jak to możliwe, iż w wieku trzydziestu sześciu lat stałam się «winna» temu, iż urodziłam troje dzieci?

Nazywam się Kinga i mam trzydzieści sześć lat. Od sześciu lat jestem w związku małżeńskim i wychowuję trójkę dzieci. Najstarszy, Kacper, ma pięć lat. Młodsza, Zosia – trzy. A najmłodszy, Tomek, ma zaledwie pół roku. Nie pracuję, zajmuję się domem i dziećmi. Pracę podjęłam tylko raz – po studiach, przed macierzyństwem. Resztę czasu poświęciłam rodzinie. I wiecie co? To nie jest tak proste, jak się wydaje.

Poznałam Marcina prawie w trzydziestce. Wtedy moje przyjaciółki już dawno założyły rodziny, a ja wciąż biegałam między biurem a wynajmowanym mieszkaniem. Był wysoki, pewny siebie, miał w sobie tę charyzmę. Sportowa przeszłość, kierownik działu. Nigdy bym nie pomyślała, iż taki mężczyzna zwróci na mnie uwagę. Ale zaprosił mnie, by poznała jego matkę – wtedy zrozumiałam, iż to poważna sprawa.

Jego mama, Halina, okazała się niezwykle ciepłą i serdeczną kobietą. Od razu powiedziała: «Dbaj o tę dziewczynę». Kilka miesięcy później wzięliśmy ślub.

Gdy urodził się Kacper, zrezygnowałam z pracy i całkowicie oddałam się macierzyństwu. Potem przyszła na świat Zosia, a niedawno – Tomek. Nie zostawiam ich ani na chwilę. Kacper chodzi na tańce i zajęcia plastyczne, Zosię uczę w domu. Nie chodzimy do przedszkola, bo jestem z nimi. Szczerze wierzę, iż jestem dobrą matką. Moje dzieci mają ciepło, wygodnie, nigdy się nie nudzą.

Ale w pewnym momencie wszystko zaczęło się walić. Po trzecim porodzie przytyłam. Teraz ważę około osiemdziesięciu kilogramów, choć kiedyś byłam drobna – ważyłam najwyżej pięćdziesiąt. Wtedy regularnie chodziłam na siłownię, dbałam o paznokcie, o siebie.

Teraz nie mam na to czasu ani siły. Gdy próbuję zrobić ćwiczenia, Tomek zaczyna płakać, Zosia prosi o picie, Kacper woła, żebym zobaczyła jego rysunek. Czasem po prostu nie mogę wstać z kanapy – bo nieprzespana noc, bo karmienie, bo zwyczajnie padam ze zmęczenia. Nie narzekam, po prostu tak jest.

Na początku Marcin żartował. Nazywał mnie «puchatą misią», «słodką bułeczką». Mówił, iż zrobiłam się bardziej miękka – w każdym tego słowa znaczeniu. Śmiałam się razem z nim. Ale potem żarty się skończyły.

W zeszły piątek jedliśmy obiad. Nałożyłam sobie na talerz trzy kotlety – cały dzień byłam na nogach, nic nie jadłam. Nagle Marcin wyrywa mi widelec, zabiera dwa kotlety i z lodowatym spojrzeniem mówi: «Musisz schudnąć». A potem dodaje: «Jeśli zwrócę uwagę na inną kobietę, to będzie twoja wina. Nie moja».

Siedziałam jak oszołomiona. Zrobiłam się zimna. Tak, wiem, iż przytyłam. Tak, nie poznaję siebie w lustrze. Ale czy nie zasłużyłam choć na odrobinę szacunku? Urodziłam mu troje dzieci. Zrezygnowałam z kariery. Zrezygnowałam z siebie.

Chętnie poszłabym na manicure, zrobiła pedicure, zapisała się na masaż. Kupiłabym sobie piękną sukienkę. Ale nie mamy na to ani czasu, ani pieniędzy. Wszystko idzie na dzieci, ich zajęcia, raty kredytów. Marcin jest kierownikiem, musi wyglądać idealnie. Pomagamy jeszcze jego mamie. A ja? Wieczorami, gdy dzieci zasną, robię sobie maseczki z płatków owsianych i miodu.

Nie kupiłam sobie nic nowego od ponad roku. A gdy wchodzę do sklepu, wychodzę z płaczem. Bo wszystko za małe, za wąskie. Bo już nie jestem tą samą kobietą.

Straciłam wiarę, iż kiedykolwiek znów będę taka szczupła jak dawniej. Pozostała mi tylko nadzieja w Halinie – iż nie pozwoli Marcinowi zniszczyć naszej rodziny. Bo już nie czuję się żoną. Tylko matką i sprzątaczką. Czy to naprawdę za mało, by mnie szanowano?…

Idź do oryginalnego materiału