— Zostały podpisane umowy o współpracy, gdzie zobowiązaliśmy się jako lekarze weterynarii Wrocławskiego Wydziału Medycyny Weterynaryjnej do świadczenia usług na potrzeby tychże piesków, które na co dzień ratują nam życie, jak i również tych piesków, które przeszły na emeryturę — przekonuje rektor Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, prof. dr hab. Krzysztof Kubiak.
— To jest bardzo ważne, iż otaczamy opieką również seniorów. Jesteśmy tu po to, żeby wspierać wszystkie psy ratownicze, które teraz pracują, bo one najczęściej doznają kontuzji, chorują z racji swojej pracy. Natomiast bardzo nam jest miło, iż również psy na emeryturze zostały objęte tą opieką, dlatego że, my jako przewodnicy psów ratowniczych jesteśmy ich właścicielami i to na nas spoczywa opieka, w związku z czym nie zostajemy sami. Ta opieka jest dla nas bardzo ważna. To, iż możemy tutaj korzystać prawie z darmowego leczenia, bo płacimy tylko za użyte materiały, natomiast całą resztę kosztów poniesie Uniwersytet Przewodniczy — mówi Magdalena Szewczyk-Dzida z Ochotniczej Straży Pożarnej w Wałbrzychu.
— Zobowiązaliśmy się do świadczenia samych usług lekarsko-weterynaryjnych gratisowo, natomiast niestety nie możemy zwolnić właścicieli z opłat za zużywane materiały, za zużywane leki czy odczynniki. To jest naturalne — dodaje rektor.
— Cały czas pod opieką terapeuty, ma monitorowane stawy, także samo zapobieganie jakimś powikłaniom po pracy, to na pewno mu pomaga. Też jest psem, który ma refluks, więc przyjmuje cały czas leki, ale myślę, iż przede wszystkim taka kooperacja pozwala mu też zapobiegać jakimś urazom, bo mamy cały czas dostęp do sprzętu, mamy dostęp do badań, mamy po prostu możliwość kontrolować zdrowie tych psów — nadmienia Wiktoria z Ochotniczej Straży Pożarnej we Wrocławiu.
— Chodzi o to, żebyśmy mogli dbać o dobrostan tego psa. O to, żeby on mógł wrócić do pracy, jeżeli jest to pies, który przez cały czas pracuje, a o ile jest to pies na emeryturze, to żeby mógł dożyć godnej starości, bez bólu, bez choroby, a koszty potrafią być ogromne na leczenie takiego psa. Ja niedawno miałam nieprzyjemność leczyć swoją sukę, emerytowanego psa ratowniczego, która zachorowała na chłoniaka i przez pół roku wydaliśmy dwadzieścia parę tysięcy złotych. Psa nie udało się uratować, a to są ogromne koszty — mówi Magdalena Szewczyk-Dzida.