Rodzinna impreza dla 2-latki
Napisała do nas Marzena, czytelniczka, która chciała podzielić się historią z urodzin córki. "Jestem mamą trójki dzieci: najmłodsze kończyło niedawno 2 lata. Z tej okazji przygotowaliśmy jakiś czas temu rodzinne spotkanie w naszym ogrodzie: był tort, grill, atrakcje dla dzieci, których mamy w rodzinie dość sporo. Zaprosiliśmy najbliższych, czyli dziadków jubilatki, a także moje i męża rodzeństwo z dziećmi: w sumie około 20 osób, więc było głośno, wesoło i dość tłoczno.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, iż mamy dużą rodzinę, w której jest aż 9 dzieci. Takie świętowanie w większym gronie zwykle jest miłe, bo dzieci mają okazję się ze sobą spotkać i pobawić, a dorośli nadrabiają rozmowy o tym, co u kogo słychać. Te urodziny córki też wydawały się być miłe: udała się pogoda, goście dopisali, a córka była naprawdę zadowolona z prezentów i przebiegu imprezy. Po wszystkim jednak okazało się, iż nie wszystko było aż tak idealnie".
Zabiegana mama jubilatki
Kobieta opowiedziała o tym, jak w czasie imprezy starała się zapewnić wszystkim gościom komfort: "Podczas przyjęcia miałam dość dużo obowiązków. Całe jedzenie przygotowywałam sama, chciałam zadbać o to, by wszyscy czuli się dobrze. Biegałam między kuchnią a ogrodem, robiąc wszystkim kawę i herbatę, dbając o zabawę i bezpieczeństwo dzieci, wycierając w międzyczasie zalaną wodą łazienkę i mokre schody wejściowe, na których ktoś mógłby się pośliznąć.
Kiedy więc przyszedł moment tortu i dmuchania świeczek, bardzo chciałam być z mężem obok córeczki, która całą imprezę spędzała z rodzeństwem ciotecznym. Było dla mnie naturalne, iż będę przy niej podczas dmuchania świeczek. Zapalając je, poprosiłam gości, żeby ktoś zrobił Marysi zdjęcia na pamiątkę. Myślałam, iż to nie jest żaden problem, każdy ma przy sobie telefona i może zrobić choćby 1-2 zdjęcia dziecka, które stoi przy cieście przed zdmuchnięciem świeczek" – opowiada w liście Marzena.
"Córeczka była przeszczęśliwa, zdmuchnęła je, odśpiewaliśmy sto lat i impreza jeszcze trwała jakieś 2 godziny. Kolejnego dnia na spokojnie zaczęłam rozmyślać o urodzinach córki i napisałam do gości, by ktoś przysłał zdjęcia, bo nie mam choćby jednej fotografii Marysi z tego pięknego dnia".
Nie mogę na nich liczyć choćby w prostych kwestiach
Odpowiedzi od rodziny zaskoczyły naszą czytelniczkę: "I wiecie co? Ponad 10 dorosłych i nikt nie poczuł się w obowiązku, by pomóc nam w zapamiętaniu tego dnia choćby na jednym zdjęciu. Okazało się, iż nikt nie zrobił żadnego zdjęcia, mimo iż prosiłam kilkukrotnie, a telefony były na wyciągnięcie dłoni. Każdy własnym dzieciom zrobił miliony zdjęć, ale nikt nie pomyślał o tym, by zrobić jedną fotkę mojej małej jubilatce.
Bardzo zrobiło mi się przykro, bo zwykle na wszystkich tego typu imprezach rodzeństwo prosi mnie lub męża, żebyśmy zrobili jakieś fotografie i zawsze dzięki nam mają taką pamiątkę. Gdy słyszę takie prośby, staram się je spełnić, bo wiem, jakie to miłe i ważne dla drugiej strony. Teraz jednak okazało się, iż tyle życzliwości i empatii co mam w sobie, nie ma nikt z najbliższej rodziny. Niby taki drobiazg jak zdjęcie z tortem, ale dzięki temu zrozumiałam, iż choćby w takich banałach nie mogę na moją rodzinę liczyć.
To mi też uświadomiło, iż chyba podświadomie nigdy nie proszę ich o pomoc w poważniejszych kwestiach, tylko zawsze z mężem liczymy sami na siebie. Wiem, iż choćby zwykłe odebranie dziecka z przedszkola w nagłej sytuacji mogłoby dla nich stanowić problem. To bardzo przykre, szczególnie iż moje dzieci też pytały o zdjęcia z imprezy. Kiedy przyznałam, iż mieliśmy z tatą dużo obowiązków i nie mamy żadnej fotografii, dziewczynkom też było przykro. Niby taka prosta niewinna sytuacja, a przyniosła takie nieprzyjemne refleksje w ważnych kwestiach rodzinnych..." – kończy swój list nasza czytelniczka.