"Teściowa" nie zawsze oznacza stereotyp
Kilka dni temu trafiłam na jeden z tych internetowych wpisów, które niby są o kimś innym, ale dziwnym trafem zostają z nami na dłużej. Jedna z mam opisała sytuację, której była świadkiem – jej własna mama rozmawiała z jej mężem. Śmiali się, żartowali, przekomarzali podczas rodzinnego grilla w weekend.
Było w tym coś bardzo ciepłego, naturalnego, pełnego sympatii. Autorka napisała, iż zrobiło jej się wtedy... smutno. Bo choć z jednej strony była szczęśliwa, iż jej mąż tak dobrze dogaduje się z jej mamą, to z drugiej strony poczuła ukłucie zazdrości. Sama nie miała takiej relacji z teściową. I właśnie po tym wpisie sama też mam pewne refleksje.
Jej teściowa – jak pisała – jest kobietą oschłą, zamkniętą w sobie, która wcale nie szuka kontaktu z rodziną. Nie dzwoni bez potrzeby, nie proponuje spotkań. Dzieci, czyli wnuki, niespecjalnie ją interesują. Zamiast zabierać je do zoo czy na lody, woli spotkać się z koleżankami albo grzebać w ogrodzie.
Na hasło "opiekunka do dzieci na czas wakacji" reaguje wymownym milczeniem. Z synową jest na dystans. "To jego wybór" – powiedziała raz z lekkim wzruszeniem ramion, gdy ktoś zapytał ją o relacje z żoną syna, a autorka wpisu przez przypadek to usłyszała. I chociaż teściowa nie robi otwarcie przykrości, to jasno pokazuje, iż wolałaby, żeby wszystko wyglądało inaczej.
Czasem trzeba zadbać o relację lub... pogodzić się z jej brakiem
Autorka wpisu przyznała, iż nie umie się z nią zaprzyjaźnić, mimo prób. A kiedy patrzy na relację swojej mamy i męża – relację pełną śmiechu i ciepła – robi jej się żal. I rozumiem to doskonale.
Bo wiele z nas gdzieś po cichu marzy o teściowych, z którymi można iść na kawę, pogadać, poplotkować. Które przyjdą z rosołem, gdy dzieci będą chore albo zaproponuje, iż zabierze na weekend dzieci, żeby syn z synową mogli pobyć sami. A potem życie układa inaczej.
Nie każda teściowa to babcia z reklamy kaszki. Nie każda kobieta odnajduje się w roli babci, mamy dorosłych dzieci, " tej drugiej mamy" dla synowej. Są teściowe ciepłe, opiekuńcze, zaangażowane.
Ale są też te chłodne, nieco z boku. I choć chciałoby się krzyknąć: "Hej, przecież tu są dzieci, wasze wnuki!", to czasem po prostu trzeba pogodzić się z tym, iż ktoś nie chce (albo nie potrafi) dać więcej.
Ale to nie znaczy, iż nie warto próbować. Że nie warto szukać dróg do porozumienia – choćby jeżeli teściowa wydaje się niedostępna. Bo może ona po prostu nie miała nigdy dobrego wzorca? Może nie czuje się pewnie w tej roli? Może boi się narzucać?
Skończcie z porównaniami
I jeszcze jedno – warto odpuścić sobie porównania. Bo cudza relacja, choćby wyglądała idealnie, nie zmieni tej naszej. To, iż mąż świetnie dogaduje się z naszą mamą, to powód do radości. Ale nie musi to oznaczać, iż coś z nami jest nie tak, skoro my nie mamy takiej więzi z jego mamą.
Czasem warto spojrzeć na te relacje inaczej – bez oczekiwań, bez żalu. Może nigdy nie zostaniemy z teściową przyjaciółkami. Ale może uda się wypracować spokojną, życzliwą neutralność? Może z czasem pojawi się miejsce na małe gesty – uśmiech, telefon, wspólną kawę? A może nie. Może relacja zostanie chłodna, ale poprawna. I to też będzie okej.
Nie każda mama jest stereotypowo ciepła i oddana, i nie każda teściowa to wiedźma. Gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami jest wiele zwyczajnych kobiet, które po prostu są inne, niż sobie to wyobrażaliśmy. Ale każda relacja, choćby trudna, zasługuje na szansę – choćby po to, żeby mieć pewność, iż spróbowaliśmy.