W październiku rodzice w szkole się rozkręcają. Już musiałam wyskoczyć z pieniędzy

mamadu.pl 11 miesięcy temu
Zdjęcie: Kwiaty dla nauczyciela w Dniu Edukacji Narodowej to już tradycja fot. 123rf


Początek roku szkolnego to zwyczajowo już czas większych wydatków. Bez zakupu wyprawki, nowych ubrań, butów, ubezpieczenia szkolnego ani rusz. Ale kiedy już myślisz, iż najgorsze za tobą i wreszcie możesz odsapnąć, przychodzi październik i wiadomość: "A co kupujemy na Dzień Nauczyciela?". O tym właśnie pytaniu i pomysłach rodziców z klasy jej córki, napisała do nas Justyna.


"To nie jest tak, iż wszystko z polską szkołą jest nie tak, a kiedyś to było wspaniale. Wcale tak nie uważam. Jest wiele rzeczy, które teraz działają lepiej i mam wrażenie, mimo tego, co się słyszy, iż uczniowie są teraz traktowani lepiej, a ich głosy bardziej słyszalne. Ale niektóre rzeczy, i to nie tylko te związane z podstawą programową czy reformami Czarnka, są gorsze. Jedną z nich są te wszystkie zrzutki na prezenty dla nauczycieli.

W niektórych szkołach zaczynają się już w wakacje, z tego, co czytam, bo nadambitni rodzice chcą dawać wychowawcom prezenty już na początek roku. Zawsze mi głupio, kiedy coś takiego słyszę, bo to jest skrajne lizusostwo i wstydzę się za tych rodziców. Ale potem oczywiście jest Dzień Nauczyciela (o tym właśnie chciałam do was napisać), potem Boże Narodzenie, potem Wielkanoc, potem koniec roku, a po drodze jeszcze Dzień Kobiet… Mam wrażenie, iż nie robimy nic innego, tylko składamy się na prezenty dla grona pedagogicznego!

U nas w szkole (a przynajmniej w klasie, do której chodzi córka) na szczęście nikt (jeszcze?) nie wpadł na ten genialny pomysł z prezentem na 1 września, ale właśnie przerabiamy temat prezentów na Dzień Nauczyciela. Nasze dzieci poszły od września do 4 klasy, więc dużo się zmieniło i po raz pierwszy mają wielu nauczycieli. I tu niektórym rodzicom wyraźnie włączyła się chęć przypodobania się, bo wymyślili, iż prezenty musimy kupić wszystkim!

Mówimy tu o 13-15 prezentach. Na grupie na whatsappie rodzice z klasy prześcigali się w pomysłach, ja zaproponowałam prezent tylko dla wychowawczyni, ale zostałam przegłosowana. Jedna z matek napisała wręcz, iż to nie wypada, bo to by świadczyło o naszym skąpstwie i stawiałoby w złym świetle naszą klasę, a chodzi o to, żeby ci nauczyciele myśleli o naszych dzieciach, jako o takiej super klasie…

Ktoś rzucił pomysł, iż może w takim razie po kwiatku dla wszystkich, a dla wychowawcy dodatkowo prezent, ale to też nie przeszło. Stanęło na tym, iż wszyscy nauczyciele dostaną po kubku i paczce herbaty, a nasza pani dodatkowo zestaw miodów i kwiaty. No to teraz proszę to sobie podliczyć: 15 kubków za 15 złotych sztuka, sypana herbata 20 złotych za sztukę, zestaw herbata plus miody dla wychowawcy to 50 złotych. I do tego oczywiście bukiet kwiatów. Ustaliliśmy zbiórkę po 30 złotych na ucznia, zobaczymy, czy to wystarczy.

Oczywiście teraz też jest cała ta logistyka, a kto będzie to wręczał, biegał po szkole szukać tych nauczycieli, bo przecież nie z wszystkimi będą się dzieci widzieć tego dnia (i tak będzie tylko świetlica, zamiast lekcji). No to mamuśki z trójki klasowej wymyśliły, iż one przyjdą tego dnia rano do szkoły i to one wręczą te prezenty w imieniu dzieci…

Już się boję pomyśleć, co będzie się działo na zakończenie szkoły! Kupimy wszystkim nauczycielom po koniu, a wychowawcy dodatkowo daczę ze stajnią? interesująca jestem, jak to jest rozwiązane w waszych szkołach i po ile się składacie. Dajcie znać, może za rok uda mi się przeforsować inny pomysł? Choć szczerze wątpię… Justyna".

Idź do oryginalnego materiału