W ten letni dzień nad rzeką…

newsempire24.com 1 dzień temu

Pewnego letniego dnia nad rzeką…

Rodzina Wioli była mocno zżyta. Gdy dziewczynka chodziła do trzeciej klasy, urodziła się jej siostra Kinga. Rola starszej siostry i pomocnicy mamy bardzo Wioli odpowiadała. Z przyjemnością spacerowała z wózkiem, gdy mama gotowała obiad lub sprzątała w mieszkaniu.

Kiedy Kinga podrosła, nie przyjęto jej do przedszkola, bo grupy były przepełnione, a nauczycielek brakowało. Nikt nie chciał pracować za grosze z dziećmi. Dyrektorka przedszkola obiecała jednak przyjąć Kingę, jeżeli mama podejmie u nich pracę. Mama się zgodziła, choć zarabiała mniej niż w poprzedniej pracy.

Kinga od urodzenia była wątła i chorowita. W przedszkolu była pod stałą opieką mamy. Po szkole Wiola często wpadała do niej. Nie wszystkie dzieci lubiły zapiekanki, sałatki czy kakao, ale Wiola je uwielbiała. Mama zostawiała jej porcje, których inne dzieci nie chciały.

Najedzona smaczną zapiekanką zabierała Kingę do domu i czekała z nią na mamę. Kochała siostrę. Dopiero później Kinga wyrosła na nieznośną dziewczynę.

Kinga miała cztery lata, gdy zginął ojciec. Lato było upalne. Przez trzy tygodnie temperatura przekraczała trzydzieści stopni. W weekendy ludzie uciekali z duszącego miasta nad rzekę lub na działki.

Rodzice zabrali wodę, prowiant i rano wyjechali z dziećmi za miasto. Nad rzeką było tłoczno, jak to mówią, jabłko nie miało gdzie upaść. Od upału chroniono się w nagrzanej wodzie. Przy brzegu pluskały się dzieci pod opieką dorosłych. Kinga też brodziła w płytkiej wodzie, a Wiola pilnowała, by nikt jej nie potrącił lub by sama nie poszła głębiej.

Gdy tata wbiegł do wody, rozpryskując krople, Wiola pomyślała, iż po prostu się kąpie. Płynął jednak coraz dalej od brzegu. Wtedy zobaczyła dwóch nastolatków na środku rzeki.

Najpierw myślała, iż się bawią. Zastanawiała się, jak rodzice pozwolili im zapłynąć tak daleko. Rzeka była szeroka. choćby dorosły mężczyzna miałby trudności z przepłynięciem, a co dopiero dzieci.

Jeden znikał pod wodą, a drugi za nim nurkował. Dopiero gdy zobaczyła, iż ojciec płynie w ich stronę, zrozumiała, iż nie bawią się, tylko toną. Jeden się topił, a drugi próbował go utrzymać na powierzchni.

Wszyscy wokół się bawili, nikt nie widział, co dzieje się na środku rzeki. Wiola wpatrywała się w ojca, zapominając o Kinguś, która wiła się przy jej nogach.

Tata dopłynął do chłopców i natychmiast zanurkował. Wynurzył się z jednym i powoli płynął z nim do brzegu, wiosłując jedną ręką, drugą podtrzymując chłopca. Drugi nastolatek męczył się, ciągle łapał ojca, utrudniając mu płynięcie.

— On go utopi! — krzyknęła Wiola.

Na jej krzyk zareagowali dwaj mężczyźni. Spojrzeli w stronę, w którą patrzyła, zrozumieli i rzucili się na pomoc. W końcu inni też zaczęli się przyglądać.

Mężczyźni przejęli chłopaków. Wiola z euforią zamachała rękami. Ale zaraz zrozumiała, iż nie widzi taty. Wpatrywała się do bólu w oczy, ale ojca nie było.

— Tato! Tatusiu! — krzyczała.
Na krzyk przybiegła mama.

— Tam… — Wiola wskazała ręką środek rzeki. Z przerażenia nie mogła mówić. — Taty nie ma!

Mama wzięła Kingę na ręce i zaczęła wypatrywać męża wśród ludzi. Chwilami wydawało jej się, iż go widzi i mówiła: „O tam jest”, ale Wiola kręciła głową i wskazywała na środek rzeki. Tymczasem mężczyźni dotarli z chłopcami do brzegu, zostawili ich i ruszyli ratować ojca.

Gdy go wyciągnęli, był już martwy. Mama nie chciała wierzyć i nie chciała wracać do domu. Wiola uspokajała płaczącą Kingę.

Po pogrzebie mama chodziła po mieszkaniu jak cień, nie zwracając uwagi na córki. Wiola odprowadzała Kingę do przedszkola, a sama biegła do szkoły. Potem odbierała siostrę. Ta nie chciała iść z Wiolą, marudząc, iż chce, by zabrała ją mama.

— Mama jest chora — tłumaczyła Wiola.

— To niech zabierze mnie tata — fukała Kinga.

Wiola wracała do domu i zastawała mamę w tej samej pozycji — leżącą na kanapie, odwróconą do ściany.

Mama nic nie jadła. Wiola, zaniepokojona, poszła do sąsiadki po pomoc. Po rozmowie mama wstała i zajęła się domem. Następnego dnia wróciła do pracy, ku euforii Kingi.

Teraz żyły we trzy. Na początku pieniędzy starczało. Kolej, gdzie pracował tata, wypłaciła mamie zasiłek. Mieli też oszczędności. Ratowało przedszkole — mama zabierała niewykorzystane jedzenie. Wiola podejrzewała, iż sama nie jadła, zostawiając wszystko córkom.

Po szkole Wiola chciała iść do pracy, by pomóc mamie, ale ta nie pozwoliła. Namówiła ją na zaoczne studia, by zdobyła wykształcenie. „Z dyplomem łatwiej o dobrą pracę. Ojciec by tego chciał”. Wiola ustąpiła.

Dostała się na zaoczne studia, wybierając wydział z najwięPo latach, gdy Głosia dorosła i wyprowadziła się, Wiola siedząc w pustym mieszkaniu, zrozumiała, iż życie nie zawsze układa się tak, jak sobie wymarzymy, ale zawsze warto walczyć o tych, których kochamy.

Idź do oryginalnego materiału