Tego letniego dnia nad rzeką…
Rodzina Wioli była zgodna. Gdy była w trzeciej klasie, urodziła się jej siostra Klara. Rola starszej siostry i pomocnicy mamy bardzo Wioli odpowiadała. Z euforią spacerowała z wózkiem, gdy mama gotowała obiad lub sprzątała mieszkanie.
Gdy Klara podrosła, nie przyjęto jej do przedszkola, bo grupy były przepełnione, a nauczycielek brakowało. Nikt nie chciał tam pracować za grosze. Kierowniczka obiecała jednak przyjąć Klarę, jeżeli mama zacznie u nich pracować. Mama się zgodziła, choć straciła na zarobkach w porównaniu do poprzedniej pracy.
Klara urodziła się słaba i chorowita. Wszyscy się nad nią trzęśli. W przedszkolu była pod ciągłą opieką mamy. Po szkole Wiola często wpadała do niej do pracy. Nie wszystkie dzieci lubiły zapiekankę i sałatki, kakao i kisiel, ale Wiola uwielbiała. Mama odkładała dla niej porcje, których dzieci nie chciały, a ona się wtedy najadała do syta.
Najedzona smaczną zapiekanką, zabierała Klarę do domu i do powrotu mamy opiekowała się nią. Kochała siostrę. Dopiero później Klara stała się nieznośna.
Klara miała cztery lata, gdy zginął ojciec. Lato było upalne. Trzeci tydzień temperatura nie spadała poniżej trzydziestu stopni. W weekendy ludzie uciekali z dusznego miasta na wieś, nad rzekę.
Rodzice wzięli ze sobą prowiant i rano pojechali z dziećmi za miasto. Nad rzeką było już pełno ludzi – tłok, iż nie sposób się przecisnąć. Od upału chłodzono się w nagrzanej wodzie. Przy brzegu wrzało od pluskających się dzieci i pilnujących ich dorosłych. Klara też brodziła w płytkiej wodzie, a Wiola uważała, by ktoś jej nie potrącił lub by sama nie poszła za głęboko.
Gdy ojciec z rozbiegu wskoczył do wody, rozpryskując krople, Wiola pomyślała, iż po prostu się kąpie. Płynął jednak coraz dalej od brzegu. Wtedy zobaczyła dwóch nastolatków na środku rzeki.
Najpierw uznała, iż się bawią. Zastanawiała się, jak rodzice pozwolili im tak daleko odpłynąć. Rzeka była szeroka – choćby dorosły mężczyzna miałby problem ją przepłynąć, a oni dopłynęli do środka.
Jeden co chwilę znikał pod wodą, drugi za nim nurkował. Dopiero gdy zobaczyła, iż ojciec płynie w ich stronę, zrozumiała, iż się nie bawią – toną. A raczej tonął jeden, a drugi próbował go utrzymać na powierzchni.
Wszyscy wokół się bawili, nikt nie widział, co dzieje się na środku. Wiola wpatrywała się w ojca i chłopaków, zapominając o Klarze, która pluskała się u jej stóp.
Ojciec dopłynął do nich i natychmiast zanurkował, wyciągając jednego na powierzchnię. Płynął wolno, bo wiosłował tylko jedną ręką, drugą podtrzymując chłopca. Drugi nastolatek też był zmęczony, ciągle łapał ojca, utrudniając mu płynięcie.
– On go utopi! – krzyknęła Wiola.
Jej krzyk zwrócił uwagę dwóch mężczyzn. Spojrzeli, zrozumieli sytuację i ruszyli na pomoc. Inni też zaczęli się przyglądać.
Mężczyźni przejęli chłopców. Wiola machała radośnie rękami. ale niedługo zdała sobie sprawę, iż ojca nie widzi. Wytężała wzrok, ale nigdzie go nie było.
– Tato! Tatusiu! – krzyczała.
Mama podbiegła na jej wołanie.
– Tam… – Wiola wskazała na środek rzeki. Ze strachu nie mogła mówić. – Taty nie ma!
Mama wzięła Klarę na ręce i zaczęła wypatrywać męża w tłumie. Czasem mówiła: „Przecież tam jest”, ale Wiola przecząco kręciła głową i pokazywała na środek. Tymczasem mężczyźni dopłynęli z chłopcami do brzegu, zostawili ich i ruszyli ratować ojca.
Gdy go wyciągnęli, był już martwy. Mama nie chciała wierzyć i nie zgadzała się wracać do domu. Wiola uspokajała szlochającą Klarę.
Po pogrzebie mama chodziła po mieszkaniu jak zombie, nie zwracając uwagi na dziewczynki. Wiola odprowadzała Klarę do przedszkola, sama biegła do szkoły, a po lekcjach odbierała siostrę. Ta nie chciała iść z nią, marudziła, iż chce, by zabrała ją mama.
– Mama jest chora – tłumaczyła Wiola.
– To niech tata mnie zabierze – fukała Klara.
Wiola wracała do domu i zastawała mamę w tej samej pozycji – leżącą na kanapie, tyłem do pokoju.
Mama nic nie jadła. Wiola, bojąc się o nią, poszła do sąsiadki i poprosiła o pomoc. Po rozmowie mama wstała, wzięła się za domowe obowiązki. Następnego dnia wróciła do pracy, ku euforii Klary.
Teraz żyły we trzy. Na początku pieniędzy starczało. Od kolei, gdzie pracował ojciec, mama dostała zapomogę. Mieli też jakieś oszczędności. Ratowało ich przedszkole – mama przynosiła resztki jedzenia. Wiola podejrzewała, iż sama nie jadła, zostawiając wszystko im z Klarą.
Po skończeniu szkoły Wiola chciała iść do pracy, by pomóc mamie. Ale ta nie zgodziła się. Namówiła ją na zaoczne studia, by miała dyplom. Mówiła, iż ojciec by tego chciał. Wiola ustąpiła.
Poszła na zaoczne, wybierając kierunek z największą liczbą miejsc. Nie obchodziło ją, kim zostanie – ważne, iż z dyplomem łatwiej o pracę. Zaczęła dorabiać. Zarabiała niewiele, ale pieniądze nie spadają z nieba.
Kiedyś ojciec kupił działkę i zaczął budować dom. Chciał założyć ogródek. Mama marzyła o kwiatach pod oknami. Ale ojciec zdążył tylko zrobić fundamenty. Jeden z jego przyjaciół zaproponował wykupienie ziemi. Mama się zgodziła, sprzedając bez targowania. Na jakiś czas starczyło.
Klara rosła i zaczęła domagać się nowych ubrań, telefonu, tabletu. „Wszystkie koleżanki mają, a ja co, gorsza jestem?” jeżeli nie dostała, co chciała, wrzeszczała i obrażała mamę, krzycząc, iż nie powinna jej była rodzić, iż nikt jej nie kocha. Kilka razy choćby uciekła z domu. Przyzwyczaiła się, iż świat kręci się wokół niej.
– Co jesteśmy, biedacy? Nie będę jadła resztek z przedszkola – krzywiła się przy stole.
Do mamy po szkole też nie biegała, jak Wiola. Zamiast tego włóczyła się z koleżankami do nocy. Kiepsko się uczyła.
Latem do sąsiadki przyjechał na wakacjetego samego lata Wiola spotkała sąsiadkę brata, Adama, i pierwszy raz w życiu się zakochała.