Wąska wygonili. Znowu. Trzeci raz w jego krótkim życiu. Jakoś mu nie szczęściło.

newsempire24.com 6 dni temu

Felka wylądował na bruku. Znowu. Trzeci raz w swoim krótkim życiu. Nie miał szczęścia, co?

Rok ledwo skończył, a już trzy rodziny się go pozbyły. No, nie żeby od razu na śmietnik. Najpierw przekazywali go z rąk do rąk. A potem…

Potem po prostu wynieśli go przed blok, odeszli kawałek, wrzucili do kontenera i uciekli. Żeby nie znalazł drogi z powrotem. A on choćby nie próbował.

Wszystko zrozumiał. Od razu. Po minie tego faceta. Żona była wściekła, gdy Felka podrapał nową, skórzaną sofę.

Bardzo drogą. To ona wydała wyrok. A mąż? No cóż, mąż zawsze się z nią zgadzał.

Wziął pod pachę rocznego rudzielca i poszedł do śmietnika w sąsiednim podwórku.
Felka choćby by za nim nie pobiegł. Nie. Widział wyrok w jego oczach i wiedział, iż to koniec.

Szkoda, iż nie pożegnali się po ludzku. Chociaż pogłaskali. Przeprosili. A tak?

Wyszło trochę jakby wylało się wiadro śmieci.

Felka westchnął i zaczął grzebać w odpadach, wyłapując stare kawałki kurczaka. Wyrwał się w końcu i usiadł obok wielkiego, zielonego kontenera. Wpatrywał się w słońce.

Mrużył oczy, ale nie odwracał wzroku. To wielkie, jasne koło dawało ciepło. I bardzo mu się to podobało.

To były ostatnie promienie. Promienie lata, jesieni, zimy. Maleńkie ocieplenie. I cienka warstwa lodu stopniała.

Ale w sercu Felki zamarzło.

Wieczór i noc były lodowate. Gdy słońce zaszło, wiatr i mróz wzięły się do roboty.

Rudy kot marzł. Nie miał pojęcia, gdzie iść ani gdzie się schować, więc…
Znalazł wielką kupę zwiędłych, rudych liści i wtulił się w nie. Zwinął się w kłębek. Najpierw było okropnie zimno i trząsł się, ale potem…

Potem, gdy jego futro zesztywniało od wiatru i mokrego śniegu, zrobiło mu się dziwnie cieplej, a dreszcze ustały. Głos w głębi szeptał mu dobre słowa.

Kołysały go, namawiały, by zamknął oczy i zapomniał o wszystkich przykrościach.

“Zwiń się jeszcze bardziej i śpij. Śpij, śpij, śpij”. Czuł ciepło.

Ciepło rozlewało się po jego zesztywniałym ciałku.

To takie proste. Wystarczy się poddać, a wszystko minie. I nadejdzie spokój. Zapomnisz o krzywdach.

Felka westchnął po raz ostatni i zgodził się. Po co walczyć? Dla czego?

Przecież jutro czeka go ten sam chłód i głód. I ta sama chęć, by zamknąć oczy i nigdy, przenigdy ich nie otwierać.

Latarnie na ulicy zapaliły się najpierw gdzieś daleko. Felka spojrzał na nie ostatni raz. Często patrzył na ich światło ze swojego okna. Rudy kot wchłonął je po raz ostatni, a jego oczy błysnęły w gasnącym mroku.

Ten ostatni błysk przykuł uwagę małej rudej dziewczynki. Szła z tatą do domu. Szarpnęła go za rękaw.

Tam powiedziała Tam, w liściach, ktoś jest.

Nikogo tam nie ma odparł zmarznięty tata. Chodźmy gwałtownie do domu. Zimno mi.

Spróbował ją odciągnąć od ciemnej kupy liści. Ruda dziewczynka wzruszyła ramionami.

Widziałam. Widziałam światło.

Światło w stercie liści? zdziwił się tata. To niemożliwe.

Ale dziewczynka była już przy liściach i rozgarniając wierzch, natrafiła na niego. Na rudego kota.

Tato! krzyknęła.

Mówiłam! To on!

Kto on? Tata podszedł bliżej.

O, on. Dziewczynka spróbowała podnieść zesztywniałe ciałko.

Zostaw go powiedział tata. On już nie żyje. Nie będziemy przecież przynosić do domu martwego kota.

On nie umarł odparła rudowłosa. Wiem. Wiem. On żyje. Widziałam światło w jego oczach.

Światło w oczach kota? Tata wzruszył ramionami.

Podszedł jeszcze bliżej, uniósł ciało i spróbował wyczuć bicie serca.

A Felce tak bardzo chciało się spać. Bardzo. Sen skleił mu powieki, a ciepło wypełniło jego ciało. Głos w środku szeptał:

“Śpij, śpij, śpij… Nie otwieraj oczu”.

Ale ten cienki, dziecięcy głosik uparcie powtarzał:

Światło w jego oczach.

“Czego oni jeszcze ode mnie chcą? Dlaczego nie dają mi zasnąć?”

Z wysiłkiem otworzył oczy, by zobaczyć tych, którzy mu przeszkadzali.

Proszę! pisnęła dziewczynka. Proszę! Mówiłam! Widziałeś? Znowu! Światło!

Jakie światło?

Tata zdziwił się, ale… zdjął kurtkę i owinął w nią rudą kulkę. Ruszył w stronę bloku.

Córka biegła obok niego.

Tatusiu, szybciej. On jest zmarznięty.

Zniknęli w klatce, a potem… W oknie na piątym piętrze zapaliło się światło.

Felkę kąpali w ciepłej wodzie i poili podgrzanym mlekiem. A dziewczynka…

Dziewczynka błagała:

Tylko nie umieraj. Proszę, nie umieraj.

Lód na jego sierści stopniał. I w sercu też.

Wielki rudy kot obserwował z niedowierzaniem, jak tata z córką się nim opiekują. Obudził się naprawdę i teraz było mu ciepło.

Ciepło, które nie pochodziło od kaloryferów. Tylko od małego, dziecięcego serca.

A na zewnątrz stał On. Ten, który czasem przychodzi z pomocą.

Patrzył na oświetlone okno na piątym piętrze i mówił:

Wszystko, co mogę. Wszystko.

Postał chwilę, pomyślał i dodał:

Światła nie każdy widzi. Nie każdy. I nie każdy, kto je widzi, potrafi je uratować.

A Felka, patrząc na rudowłosą dziewczynkę, nie myślał o wielkości człowieka. O takich rzeczach myślą ludzie. On myślał tylko o jednym.

Widział światło. Światło w jej oczach.

Idź do oryginalnego materiału