Wczoraj przyszedł do mnie syn niby po jakiś sprzęt – mówi, iż potrzebuje ojcowskiej wiertarki udarowej. Kręcił się z nią, niby szukał czegoś w piwnicy, aż w końcu sama mu powiedziałam: – No mów już, o co chodzi. – Mamo, mówi, możemy u ciebie pomieszkać przez kilka miesięcy, dopóki nie znajdę pracy i nie wynajmiemy czegoś. Synowi odmówić nie mogę, ale synowa? Niech jedzie do swoich rodziców!

przytulnosc.pl 16 godzin temu

– Ta dzisiejsza młodzież jest bardzo dziwna – wzdycha sześćdziesięcioletnia Helena. – Jak im się dobrze wiodło, to matka nie była im do niczego potrzebna! Synowa zadzierała nosa, przez cały czas może dziesięć słów do mnie powiedziała. A jak dzwoniłam do syna, to tylko: „Mamo, co chcesz, gwałtownie mów, nie mam czasu”. A teraz, jak się problemy zaczęły, to sobie przypomnieli!

– Potrzebują czegoś?

– Tak… Syn niby w sprawie tej wiertarki przyszedł. Pyta, czy jeszcze się uchowała, czy może pożyczyć na chwilę. No jasne, bo teraz tylko tego im brakuje na wynajmowanym mieszkaniu… Kręcił się, wzdychał, aż mu wprost powiedziałam: – Mów, o co chodzi!

– Mamo – mówi – czy moglibyśmy u ciebie pomieszkać kilka miesięcy, dopóki nie znajdę pracy, a potem wynajmiemy coś na nowo. Właściciel kazał się wyprowadzić, a pracy nie mam, pieniędzy też nie, a Anka z dzieckiem… Trzyletni wnuczek, taki maluch…

– I co, wesoło się zapowiada? Kiedy się wprowadzają?

– Wprowadzają? A niby dlaczego? Synowi powiedziałam prosto: – Ty, synku, możesz przyjechać i mieszkać ile trzeba, ten dom to twój dom. Wnuka też chętnie zobaczę. Ale twoja Anka – niech jedzie do swoich rodziców!

Helena mieszka sama w trzypokojowym mieszkaniu. Kiedyś kupiła je z mężem. Mieszkanie nie luksusowe, ale przestronne. Męża pochowała piętnaście lat temu. Syn ma dziś 32 lata i już dawno mieszkał na swoim.

Już na ostatnim roku studiów wynajął pokój z kolegą, potem zamieszkał sam, a sześć lat temu poznał Ankę – i niemal od razu zamieszkali razem. Potem się pobrali i urodziło się dziecko. Cały czas wynajmowali mieszkanie.

– Po ślubie mówili coś o kredycie na mieszkanie – wspomina Helena. – Niby mieli zacząć oszczędzać. Ale to tylko w teorii takie łatwe… Nie wnikałam. Pytałam, ale nikt mnie nie słuchał.

Z synową Helena nie ma relacji. Nigdy się nie pokłóciły, po prostu Anka ją ignoruje.

– Może się na mnie obraziła? – pytałam kiedyś syna. – Może jej się nie podobam?

– Mamo, nie przejmuj się, ona taka jest – odpowiadał Witek. – Introwertyczka. Lubi być sama…

– Ale żeby aż nie móc powiedzieć „dzień dobry”? – rozkłada ręce Helena. – A przecież za mąż jakoś wyszła, pogadała z chłopakiem, zauroczyła go…

Anka nie odbiera telefonów, nie odwiedza Heleny, a kiedy teściowa ma przyjść – wychodzi z domu. choćby po narodzinach wnuka nic się nie zmieniło. Helena marzyła o babciowaniu – z bajkami, ciastami, swetrami na drutach… Ale ją odsunęli.

– Żeby zobaczyć wnuka, muszę się umawiać tydzień wcześniej – mówi Helena. – Dziecko mnie nie poznaje, reaguje jak na obcą osobę…

Rodzice Anki mieszkają daleko, na wsi, więc się wnukiem nie zajmują. Helena też już nie nalega.

– Na siłę kochanym nie będziesz – wzdycha. – Może i lepiej, iż się nie przywiązuję. Niech żyją jak chcą.

Ostatnio Witek stracił pracę. Firma się rozpadła, a Anka nie ma dokąd wracać z macierzyńskiego. Ledwo wiążą koniec z końcem. Teraz właściciel mieszkania chce je sprzedać i każe im się wyprowadzić.

Witek uznał, iż nie ma innego wyjścia, jak poprosić mamę o pomoc. Na kilka miesięcy. Obiecują, iż tylko na chwilę, iż jak znajdzie pracę, to się wyprowadzą.

Ale Helena powiedziała nie.

– Jak mnie nie zauważała, nie odbierała telefonu, to teraz nagle ma być łatwo? Bilet w rękę i niech jedzie do swojej mamy!

– No, ale to twoja rodzina – mówi przyjaciółka. – Powinnaś pomóc w trudnej chwili.

– Synowi pomagam – mówi Helena. – Ale z jego żoną nie muszę dzielić przestrzeni. Będzie chodzić bokiem, nie patrząc w oczy, bez „dzień dobry”, bez „do widzenia”, bo jest introwertyczką? Po co mi to? Niech ją Witek odwiezie do jej rodziców. A sam niech tu staje na nogi.

– Ale to się może przeciągnąć. On tu, ona tam… To nie w porządku…

– A to już nie moje zmartwienie – wzdycha Helena. – Trzeba było myśleć wcześniej…

Idź do oryginalnego materiału