Wiadomość na lodówce

newsempire24.com 1 dzień temu

Notatka na lodówce

Jadwiga Nowak obudziła się jak zawsze o wpół do siódmej. Za oknem panowała jeszcze noc, ale jej wewnętrzny zegar działał bez zarzutu od czterdziestu lat. Wstała, narzuciła szlafrok i powłóczyła się do kuchni, by nastawić czajnik.

Na lodówce bielił się kartka przyczepiona magnesem w kształcie biedronki. Dziwne—wczoraj wieczorem jej tam nie było.

Jadwiga zdjęła kartkę i włączyła światło. Pismo było nieznane, koślawe, jakby pisała je osoba nieprzyzwyczajona do manualnego pisania.

*„Jadwigo Nowak! Wybacz, iż przeszkadzam. Jestem twoją sąsiadką z naprzeciwka. Nazywam się Weronika. Strasznie mi głupio, ale nie mam do kogo się zwrócić. Czy mogłabym pożyczyć od ciebie trochę cukru? Oddam na pewno. Mieszkanie 47. Dziękuję bardzo. Weronika Kowalska.”*

Jadwiga zmarszczyła brwi. Sąsiadka z czterdziestego siódmego? Ale tam mieszka rodzina z dziećmi, Szymańscy. Znała wszystkich lokatorów klatki na pamięć, przecież od dziesięciu lat była przewodniczącą wspólnoty.

Czajnik zagwizdał. Odłożyła kartkę i zabrała się za przygotowanie śniadania. W sercu czuła niepokój. Jak ta Weronika dostała się do mieszkania? I dlaczego nie słyszała, iż Szymańscy się wyprowadzili?

Po śniadaniu Jadwiga ubrała się i wyszła na klatkę schodową. Stanęła pod drzwiami czterdziestego siódmego, nasłuchując. Cisza. Żadnych dziecięcych głosów, żadnego ruchu. Tylko cichy pomruk telewizora.

Niepewnie nacisnęła dzwonek.

— Kto tam? — rozległ się zachrypnięty kobiecy głos.

— Jadwiga Nowak z czterdziestego ósmego. To pani zostawiła kartkę o cukrze?

Zamek zaskoczył, drzwi uchyliły się na łańcuchu. W szparze ukazał się fragment pomarszczonej twarzy i jedno podejrzliwe oko.

— To pani Jadwiga? — niedowierzająco zapytała nieznajoma.

— Ja. A pani Weronika Kowalska?

— Tak, tak. Proszę wejść.

Łańcuszek odpadł, drzwi otworzyły się szerzej. Jadwiga przekroczyła próg i zdumiała się. Wnętrze było zupełnie inne. Żadnych dziecięcych zabawek, kolorowych tapet ani rodzinnych zdjęć. Wszystko skromne, czyste, ale niezmiernie staroświeckie.

— Proszę siadać — kobieta wskazała na kanapę. — Herbaty się pani napije?

— Dziękuję, nie odmówię.

Jadwiga przyglądała się gospodyni. Weronika wyglądała na siedemdziesiąt lat, może trochę więcej. Siwe włosy starannie ułożone, na twarzy głębokie zmarszczki, ale oczy żywe, uważne.

— Wybaczcie, iż przeszkadzam — zaczęła Weronika, krzątając się przy herbacie. — Cukier mi się skończył, a do sklepu iść strasznie się boję. Nogi już nie te.

— Nic się nie stało. Ale powiedzcie mi, gdzie są Szymańscy? Wyprowadzili się?

Weronika zastygła z filiżanką w ręce.

— Szymańscy? Nie znam żadnych Szymańskich. Ja tu mieszkam od dawna.

— Od jak dawna?

— No, pewnie z piętnaście lat. Albo i więcej.

Jadwiga poczuła lekkie zawroty głowy. Piętnaście lat? Niemożliwe. Przecież widziała Szymańskich dosłownie w zeszłym tygodniu. Matka wiozła wózkiem młodszą córeczkę, starszy syn biegał obok.

— Weroniko, a jak wyście wrzucili mi tę kartkę do mieszkania? Przecież drzwi zamykam na klucz.

Starsza kobieta zmrużyła oczy, zdezareintowana.

— Jaką kartkę?

— No tę, którą zostawiliście dziś rano. O cukrze.

— Ja żadnej kartki nie zostawiałam. Co wy mówicie?

Jadwiga sięgnęła do kieszeni i wyjęła niefortunną karteczkę.

— Oto ona. Tutaj wasze imię stoi.

Weronika wzięła kartkę, długo się jej przyglądała, wodząc palcem po literach.

— Nie wiem — powiedziała w końcu. — Nie moja. Ja takiej nie pisałam.

— Ale tu jest napisane: Weronika Kowalska.

— Tak, Kowalska to moje nazwisko. Ale kartki nie pisałam. Może ktoś żartuje?

Jadwiga czuła, iż gubi się w tym, co się dzieje. Sąsiadka wydawała się szczera, ale kto w takim razie napisał kartkę? I jak ją przyczepił na lodówce?

— Wiecie co — powiedziała, wstając — przyniosę wam cukier. A kartkę sobie zostawcie, może coś wam się przypomni.

— Dziękuję bardzo. Jesteście bardzo dobrą osobą.

Jadwiga wróciła do siebie z jeszcze większą ilością pytań. Nasypała cukru do słoika i zaniosła sąsiadce.

— Weroniko, mogę was o coś zapytać?

— Oczywiście, pytajcie.

— Pamiętacie rodzinę Szymańskich? Mąż, żona, dwoje dzieci. Mieszkali w tym mieszkaniu.

Starsza kobieta zamyśliła się i pokręciła głową.

— Nie, nie pamiętam. Chociaż… Czekajcie. Wydaje mi się, iż kiedyś tu ktoś mieszkał. Ale już słabo pamiętam. Głowa nie ta.

— A rozmawiacie z kimś z sąsiadów?

— Prawie z nikim. Wszyscy młodzi, pracują, nie mają czasu w gadanie ze staruszką. Tylko wujek Staś z parteru czasem wpada, przynosi zakupy.

Jadwiga znała wujka Stasia. Stanisław Wiśniewski mieszkał w bloku od samego początku, mógłby wszystko wyjaśnić.

— Dziękuję za cukier — powiedziała Weronika. — Na pewno oddam.

— Nie ma potrzeby. Nie szkoda mi.

Jadwiga zeszła na parter i zapukała do drzwi Stanisława. Staruszek otworzył szybko, widocznie był w domu.

— O, Jadwiga! Wchodź, wchodź. Herbaty się napije”Kiedy Jadwiga spojrzała jeszcze raz na pustą lodówkę, zrozumiała, iż czasem pamięć płata nam figle, ale w sercu zawsze pozostanie miejsce dla tych, których już nie ma.”

Idź do oryginalnego materiału