Nie ukrywam – gdy w wigilię zobaczyłam powiadomienie z Librusa, serce zabiło mi szybciej. Automatycznie pomyślałam o ocenach, poprawkach, czymś „na już”. Przez głowę przeleciało mi nawet: „czy naprawdę w taki dzień trzeba?”. Kliknęłam jednak – z czystej ciekawości i odruchu.
I wtedy mnie zatkało.
Wiadomość była od wychowawczyni mojej córki. Krótka, spokojna, bez oficjalnego tonu. Pisała, iż chce życzyć uczniom i ich rodzicom pięknych, spokojnych świąt – takich z prawdziwą obecnością, rozmową, bliskością. Dodała, iż ma nadzieję, iż każdemu z nas uda się choć na chwilę odłożyć telefony i pobyć naprawdę razem.
Czytałam to kilka razy. Bez pośpiechu. Bez irytacji. Bez tego szkolnego napięcia, które zwykle towarzyszy komunikatom z dziennika.
To było napisane od serca
Najbardziej poruszyło mnie to, iż ta wiadomość nie była „obowiązkowa”. Nauczycielka nie musiała jej pisać. Nie musiała poświęcać na to swojego czasu w wigilię. A jednak to zrobiła – spokojnie, bez patosu, bez wielkich słów.
Nie było tam moralizowania ani pouczania. Raczej delikatne zaproszenie do zatrzymania się. Przypomnienie, iż szkoła to nie tylko sprawdziany, średnie i czerwone paski, ale też relacje – międzyludzkie, prawdziwe, zwyczajne.
Pomyślałam wtedy, iż moje dziecko ma szczęście. Bo trafiło na osobę, która widzi w uczniach coś więcej niż numer w dzienniku. I która pamięta, iż po drugiej stronie są rodziny – zmęczone, zabiegane, często przeciążone.
Mały gest, wielka różnica
Ta jedna wiadomość zmieniła mi nastrój na cały dzień. Naprawdę. Zamiast irytacji pojawiła się wdzięczność. Zamiast szkolnego dystansu – poczucie, iż ktoś po drugiej stronie też jest człowiekiem.
Wieczorem opowiedziałam o niej przy stole. Córka uśmiechnęła się i powiedziała: „Ona jest fajna”. I chyba właśnie o to chodzi. O takie drobne gesty, które budują zaufanie i pokazują dzieciom, iż dorośli potrafią być uważni, ciepli i normalni.
W czasach, gdy tak wiele mówi się o kryzysie relacji w szkole – ta jedna, prosta wiadomość była jak oddech. Bez ocen. Bez presji. Bez oczekiwań. Po prostu – po ludzku.
Komentarz redakcji
Coraz częściej piszemy o przekraczaniu granic, presji i nadmiarze oczekiwań wobec nauczycieli. Dlatego tym bardziej warto pokazywać także dobre przykłady – takie, które przypominają, iż szkoła może być miejscem empatii i zwykłej życzliwości. Czasem jedno zdanie, wysłane we właściwym momencie, znaczy więcej niż najlepszy regulamin.
Zobacz także: Jasełka, które wymknęły się spod kontroli. Wszystko przez to, co trzymali w rękach rodzice













