Moja córka przyszła do mnie z żądaniem, żebym dała jej pieniądze na wyjazd do Paryża. Słyszeć coś takiego od 32-letniej kobiety jest co najmniej dziwne. Ale Anna się tym specjalnie nie przejmuje – śmiało snuje plany, będąc pewna, iż to ja za wszystko zapłacę.
Anna ciągle zarzuca mi, iż zostawiłam ją jako dziecko i wyjechałam do Wielkiej Brytanii, by zarabiać na życie, kiedy ona potrzebowała mojej miłości i wsparcia.
Według Anny teraz powinnam wszystko jej wynagrodzić pieniędzmi, a jej wymagania są ogromne. Wymyślić sobie Boże Narodzenie w Paryżu! Jakby na to zarobiła. Przez 20 lat pracy w Hiszpanii sama nie byłam w Paryżu, a jakoś żyję.
Kiedy wyjeżdżałam do Wielkiej Brytanii, mój starszy syn był już żonaty, a u niego i synowej właśnie urodziło się dziecko. Zostawiłam mu pod opieką dwie córki – jedna miała 18 lat, a druga 12.
Mój mąż zostawił mnie z trójką dzieci, Anna choćby nie chodziła jeszcze do szkoły. Mój syn Andrzej musiał gwałtownie dorosnąć i w młodym wieku przejął odpowiedzialność za rodzinę. Bez jego wsparcia nie poradziłabym sobie – w gospodarstwie potrzebne były męskie ręce i siła.
Postanowiłam pomagać dzieciom po kolei. Syn chciał dom, więc przez pierwsze 8 lat wysyłałam wszystkie zarobione pieniądze jemu.
Potem wychodziła za mąż moja średnia córka Marta, więc do tego czasu odłożyłam pieniądze na jej mieszkanie, bo sama tak chciała.
Młodszą Annę planowałam zostawić przy sobie w domu. Wydawało mi się to logiczne i adekwatne, iż najmłodsze dziecko zostanie ze mną.
Ale Anna od dawna mi mówiła, iż nie chce mieszkać na wsi i iż też powinnam kupić jej mieszkanie.
Musiałam się z tym pogodzić i zacząć oszczędzać. Ale oszczędzanie nie wychodzi mi, bo ledwo dostanę wypłatę, a Anna już czegoś ode mnie żąda. Dlatego sprawa mieszkania dla niej odsuwa się na nieokreśloną przyszłość.
Przyjechałam do domu w drugiej połowie listopada, planując zostać do Bożego Narodzenia, chciałam spędzić te święta w gronie dzieci i wnuków. Ale Anna oświadczyła, iż jej nie będzie, bo ma inne plany.
Co więcej, jest święcie przekonana, iż mam te plany sfinansować. Tym razem postanowiłam ją zaskoczyć i po raz pierwszy w życiu odmówić. Chcesz jechać do Paryża – jedź, ale za swoje pieniądze.
Tyle iż tu tkwi problem – Anna nie ma swoich pieniędzy, bo nigdzie nie pracuje. Anna nie lubi, gdy zaczynam rozmowy o pracy. Uważa, iż moim matczynym obowiązkiem jest ją utrzymywać, bo zostawiłam ją w dzieciństwie samą.
Gdyby chodziło o coś poważnego, dałabym córce te pieniądze, ale Paryż… to już przesada. Chce mieszkania, chce się ładnie ubierać, chce podróżować. A na to wszystko trzeba ogromnych pieniędzy.
Miesięcznie zarabiam tylko tysiąc euro. Anna co miesiąc wyciąga ode mnie jakąś część na swoje potrzeby. Tym razem postanowiłam jednak twardo: nie dam jej ani grosza.
Córka skrzywiła się, posiedziała chwilę, napiła się herbaty i poszła. Teraz, dopóki nie ma własnego mieszkania, wynajmuje pokój w mieście. Oczywiście, ja za to płacę.
Pojechała ode mnie bardzo niezadowolona, a rano zauważyłam, iż brakuje mi pieniędzy – zniknęły cztery tysiące.
Jest mi tak przykro, iż trudno to opisać słowami. Nie chodzi o pieniądze, ale o ten haniebny czyn Anny. Jak mogła tak postąpić?
Co mam teraz zrobić? Domagać się zwrotu tych pieniędzy, czy pozwolić jej jechać do Paryża? Boli mnie to, iż córka traktuje mnie jak bankomat, który ma obowiązek opłacać wszystkie jej zachcianki.
Nie mam pojęcia, jak teraz rozmawiać z Anną, zwłaszcza po tym, co zrobiła.