Takiego listu o tej porze roku to się nie spodziewałam. Początek kalendarzowej jesieni, rok szkolny już na dobre się rozkręcił, a tu wiadomość o wakacjach all inclusive w Turcji. Przyznaję, interesujące i zastanawiające.
A co mi tam!
"Fajnie czyta się listy o zebraniach, wyprawkach i wszystkich tych szkolnych cudach, ale nie zapominajmy, iż my nie jesteśmy zaprogramowanymi robotami, a ludźmi, którzy potrzebują odpoczynku. Także w roku szkolnym.
Tegoroczne wakacje rozpoczęliśmy dość szybko, bo już na majówkę polecieliśmy do Egiptu. Pozostałe miesiące spędziliśmy w domu, syn na dwa tygodnie wyjechał do dziadków i kilka dni spędził u kuzyna. Poza tym była stagnacja.
Ceny wakacyjnych wyjazdów nie zachęcały. A po co wydawać krocie, jak we wrześniu można polecieć do ciepełka, płacąc połowę mniej? Kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego wykupiłam 7-dniowe wakacje all inclusive w Turcji. A kto mi zabroni? No właśnie. Jak to mówią: 'Wolność Tomku w swoim domku'. Ja jestem z tych, co zawsze robią to, na co mają ochotę.
Było czadowo!
Wiem, iż jest rok szkolny, ale to dopiero przecież początek. Poza tym mój syn rozpoczął trzecią klasę, także nie oszukujmy się, iż uczą się tam nie wiadomo czego. Polecieliśmy, było bosko! Naładowałam baterię na cały rok, a może i dłużej. Przylecieliśmy z opalenizną i pięknymi wspomnieniami. I to właśnie ta opalenizna zdradziła wszystko.
Kiedy odbierałam syna ze szkoły, wychowawczyni coś tam zagadała. 'Myślałam, iż Julek był chory, a tu wrócił do szkoły taki opalony. Byli państwo na wakacjach?' – zapytała.
No przecież kłamać nie będę. Opowiedziałam jej o wspaniałej okazji, jaką udało mi się upolować. Wspomniałam o świetnym hotelu i przepysznym jedzeniu. Nagle poczułam, jak jej wzrok rozrywa mnie od środka.
'Przejdźmy na chwilę do sali' – powiedziała, a ja poczułam się tak, jakby wzywała mnie na dywanik. Niby grzecznie, niby kulturalnie, ale miałam wrażenie, iż zrównała mnie z ziemią. Choć nie powiedziała nic złego i niestosownego, dała mi do zrozumienia, iż zachowałam się nieodpowiedzialnie i iż rok szkolny to nie czas na wyjazdy, a na naukę.
Wróciłam do domu wściekła, bo w mojej głowie było tylko jedno pytanie: 'Jakim prawem?'. Przecież to ja jestem matką, to ja jestem odpowiedzialna za wychowanie i edukację swojego dziecka i to ja mam prawo decydować, kiedy na jakie wakacje będzie jechało.
A tu mi wyskakuje jakaś 'obca' baba i zarzuca, iż nie dbam o edukację dziecka i iż to przeze mnie będzie miało jakieś szkolne zaległości. I tak się zastanawiam, kto zwariował: ja czy ona?".