"Dawno nie byłam tak podekscytowana. Moja córka od września idzie do pierwszej klasy. Opuszcza mury przedszkola (tam była zerówka) i wkracza w zupełnie nowy świat. Trochę nieznany, nieco tajemniczy" – pisze w liście Basia.
Szkolna wyprawka
Doskonale pamiętam te emocje. Tę dumę, która rozpierała mnie od środka, gdy patrzyłam na mojego syna, który razem z innymi rówieśnikami stał na rozpoczęciu roku na sali gimnastycznej. Bo dla matki to ogromne wydarzenie, może choćby większe niż dla dziecka.
"Już za nieco ponad dwa tygodnie Hania będzie uczennicą klasy pierwszej. Dużo w niej lęku i obaw. Wciąż wypytuje o przebieg lekcji, o to, jak taki dzień w szkole wygląda. Rozmawiamy też o świetlicy, bo około dwóch godzin dziennie będzie musiała na niej siedzieć, no inaczej nie damy rady.
Kilkanaście dni temu na stronie szkoły pojawiła się szczegółowa wyprawka. Wszystko rozpisane: plecak z usztywnieniem na plecach, nożyczki z zaokrąglonymi końcówkami, farby plakatowe i ryza papieru. Pojawił się też piórnik, który jak się okazało, przysporzył nam najwięcej trudności. I to właśnie on doprowadził do rodzinnej kłótni.
To by było na tyle
Wybrałyśmy się z Hanią do papierniczego. Od razu znalazłyśmy fajny plecak (w naprawdę spoko cenie), kupiłyśmy też zeszyty, farby, kredki. Niemalże wszystko z listy. Nie miałyśmy tylko piórnika. W sumie córka sobie jakiś wybrała, ale jego cena była dla mnie nie do zaakceptowania. Poza tym nie pasował kolorystycznie do plecaka, a ja na to zwracam dużą uwagę. Nie lubię jak coś jest od Sasa do Lasa.
Hania nie chciała dać za wygraną, prosiła, nalegała, potem zaczęła choćby trochę mnie szantażować. – Jak nie kupisz mi tego piórnika, to nie pójdę do szkoły – powiedziała. I właśnie w tym momencie wiedziałam, iż nie mogę jej ulec. Postawiłam na swoim, wróciłyśmy do domu.
Kilka dni później, kiedy czekałam na autobus, na wystawie sklepowej zobaczyłam świetny piórnik. Kolory jak najbardziej w porządku, duże przegródek, cena spoko. Kupiłam bez chwili zastanowienia. Byłam wręcz przekonana, iż Hania będzie pod wrażeniem.
Jednak kiedy pokazałam jej nowy zakup, mina jej zrzedła. Spojrzała na mnie i pretensjonalnym tonem głosu zapytała, czy ja sobie z niej żartuję. Piórnik nazwała obciachowym i kiczowatym. Dodała, iż za nic w świecie nie zabierze go do szkoły, bo by dzieci się z niej śmiały.
A kiedy zaczęłam jej pokazywać, jak fajnie współgra z plecakiem, rzuciła go w kąt i poprosiła, bym sobie z niej takich głupich żartów nie robiła. A mnie zamurowało. Ja, w jej wieku, podziękowałabym rodzicom i rzuciła się im na szyję. Ja o takim czaderskim piórniku mogłam tylko pomarzyć. Moja córka jest innego zdania. Wybrzydza, nie potrafi docenić, podziękować. Zastanawiam się, co będzie dalej?
Ciekawa też jestem, czy inne dzieci też są tak wybredne? Czy to jakaś przypadłość tego pokolenia, czy tylko w naszym domu pojawiają się takie 'wyprawkowe komplikacje'?".