Całe życie poświęciłam dzieciom: opowieść kobiety pozbawionej spokoju
*Sprzedałam dom dla dzieci i zostałam z niczym* wyznanie matki, której odebrano prawo do odpoczynku
Zawsze sądziłam, iż rodzina to schronienie. Że kiedy przyjdzie starość, moje dzieci będą przy mnie. Że można wymienić mury domu na ciepło kochających serc. Dziś jednak każdego poranka budzę się w nieznanych zakamarkach, niepewna, gdzie noc mnie znajdzie. Tak żyje już Babcia Colette Colette Durand, którą cała ulica w Normandii znała jako dumną właścicielkę zadbanego, dużego domu. Teraz jej azyle to pożyczone kuchnie, przejściowe pokoje i nieustanne pytanie: *Czy jestem kłopotem?*
Wszystko zaczęło się, gdy synowie, Édouard i Lucien, namówili ją na sprzedaż nieruchomości. *Po co, mamo, męczyć się sama na wsi? Nie jesteś już dzieckiem, nie dasz rady dbać o ogród, kominek ani odśnieżać. Zamieszkasz u nas na zmianę będzie ci łatwiej, my spokojniejsi. A pieniądze z domu nie znikną: podzielimy je na wnuki.* Co mogła odpowiedzieć staruszka? Zgodziła się. Chciała pomóc. Być blisko.
Sąsiedzi, jej wtedy sąsiedzi, próbowali ją odwieść:
*Nie spiesz się, Colette. później pożałujesz. Nie kupisz już nigdy innego domu, a u dzieci będą ich reguły. Zostaniesz gościem, nie własnym właścicielem. Ich mieszkania są duszące a ty zawsze kochałaś przestrzeń.*
Lecz kto ich słucha? Dom sprzedany. Pieniądze podzielone. A Babcia Colette rozpoczęła podróż z walizką w ręku, od jednego syna do drugiego. Dziś w mieszkaniu Édouarda, w paryskiej trzypokojówce. Jutro u Luciena, w małym domu na przedmieściach. Tak dzieje się od trzech lat.
*U Luciena jest lepiej* przyznała kiedyś mojej mamie. *Ma mały ogródek, mogę pielęgnować kwiaty, oddychać. Amélie, jego synowa, jest miła, dyskretna, łagodna. Dzieci są grzeczne. Dali mi pokój niewielki, ale z telewizorem i minilodówką. Jestem spokojna, nie przeszkadzam nikomu. Kiedy pracują, a dzieci są w szkole, pierzę, trochę kosię. Potem wracam do swojego pokoju.*
Planowała spędzić tam lato, a na jesień przenieść się do Édouarda. Jednak u najstarszego życie wyglądało inaczej. Tam przyznano jej jedynie kąt prawdziwy kąt między kuchnią a balkonem. Kanapęłóżko, stolik nocny, torbę na ubrania. Gotowała po cichu, prała, kiedy nikt nie patrzył. A cały czas miałła wrażenie, iż jest *na miejscu* niepotrzebna.
*Clémence, żona Édouarda,* szepnęła, *prawie nie zwraca się do mnie słowem. Nie nawiązałam więzi z wnukiem. Ja pochodzę z dawnej szkoły, on żyje przy ekranach Czuję się tu obcą. Nie zaprosili mnie do swojego domu na wsi. Przemieszczam się niczym cień. Wieczorem kładę posiłek na grzejniku, by go trochę podgrzać. Unikam kuchni, by nie spotkać się przypadkiem z kimś z nich.*
Ostatnio zachorowała. Opowiada:
*Miałam gorączkę, bóle mięśni. Pomyślałam, iż to koniec. Zadzwonili po lekarza, podali tabletki. Spałam dwa dni. Najgorsze nie była choroba. To fakt, iż nikt nie podszedł. Żadne miłe słowo. Leż w łóżku, wyzdrowiej, ale nie przeszkadzaj.*
Rodzice wtedy zapytali:
*Colette, co jeżeli się pogorszy? Kto się tobą zajmie? Nie masz już siły. Krążysz nieustannie: tu dziś, tam jutro. Bez dachu i spokoju.*
Westchnęła:
*Po co Popełniłam błąd. Straszny błąd. Sprzedałam dom i z nim swoją wolność. Nie powinnam słuchać dzieci. Chciałam im pomóc, a teraz* spojrzała przez okno, drżąc rękami na walizkę, i szepnęła: *Zostały mi tylko wspomnienia i strach strach, iż skończę w szpitalnym korytarzu, niewidoczna, jak stara rzecz, której już nikt nie pamięta.*












