W życiu wszystko się zwraca… Mąż złożył pozew o rozwód i wrócił do swojej byłej!
Myślałam, iż jestem mistrzynią w grze zwanej miłością. Ale życie dało mi bolesną lekcję: każde działanie ma swoje konsekwencje i prędzej czy później trzeba za nie zapłacić.
Wyszłam za mąż w wieku 25 lat — ani za wcześnie, ani za późno. Chęć uniknięcia powrotu do rodzinnego miasteczka, gdzie każde działanie jest pod obserwacją, zmotywowała mnie do pozostania w Warszawie. Tu mogłam cieszyć się anonimowością, o której marzyłam.
Chłopak koleżanki…
Mówię o Krzysztofie. Wysoki, z brązowymi oczami, był chłopakiem mojej szkolnej przyjaciółki Małgorzaty. To tylko podsycało we mnie pragnienie, by go zdobyć. Krzysztof też wydawał się nie mieć nic przeciwko flirtowi za plecami Małgorzaty.
Tak, początkowo grając, zaczęliśmy się spotykać, gdy on wciąż był z Małgorzatą. Nie ograniczałam się w znajomościach i tego nie ukrywałam. Krzysztof wiedział, iż nie jest jedynym w moim życiu, ale przecież i on nie był wolny, prawda?
Pewnego dnia Krzysztof zobaczył, jak wychodzę z samochodu innego mężczyzny. Po odjeździe tamtego podszedł do mnie i powiedział, iż musimy porozmawiać. Stwierdził, iż nie chce dzielić mnie z innymi, iż nie może sobie wyobrazić siebie z inną kobietą poza mną. Zaproponował, by rozstać się z Małgorzatą i rozpocząć wspólne życie ze mną. Pomysł mi się spodobał, zwłaszcza iż rozwiązywał kwestię mieszkaniową i mogłam dopiec wyniosłej Małgorzacie.
Zaczęliśmy mieszkać razem, ale po kilku tygodniach zaczęło mi się nudzić; pragnęłam różnorodności i wrażeń. Zdałam sobie z tego sprawę, gdy przypadkowo spotkałam Pawła — jednego z byłych chłopaków, z którym mieliśmy miłe chwile. Poszliśmy na kawę, wyluzowaliśmy się i skończyliśmy w jego mieszkaniu. Było to zabawne i orzeźwiające. Po dwóch tygodniach powtórzyliśmy to, i tak zaczęliśmy spotykać się bez zobowiązań.
Stopniowo wróciłam do dawnego trybu życia, spotykając się z różnymi mężczyznami. W końcu odeszłam od Krzysztofa, zostawiając tylko wiadomość: „Nie chcę już z tobą mieszkać”. Bez wyjaśnień.
Nieoczekiwany zwrot…
Miesiąc później odkryłam, iż jestem w ciąży. Przestraszona, wróciłam do Krzysztofa. Kiedy dowiedział się o ciąży, zaproponował małżeństwo. Zgodziłam się, nie czując wielkiej miłości, ale uważając to za najrozsądniejsze i najłatwiejsze rozwiązanie. Unikałam powrotu do nudnego rodzinnego miasta.
Rok po narodzinach syna znowu byłam w ciąży — kolejny chłopiec. Opieka nad dwójką małych dzieci i prowadzenie domu zajmowały cały czas. Krzysztof dużo pracował, był ambitny i często zostawał dłużej. Być może po prostu nie spieszył się do domu do zrzędliwej żony i hałaśliwych dzieci. Nie byłam dobrą towarzyszką: zmęczona, rozdrażniona, bez wolnej chwili. Czekałam na powrót Krzysztofa, by zacząć się skarżyć.
Ale… przyszło zapłacić.
Możliwe, iż zastanawiacie się, kto jest ojcem mojego starszego syna. Krzysztof czy ktoś z moich byłych? Uważałam to za nieistotne. Może Krzysztof, a może i nie. Powtarzałam sobie: „Wszyscy popełniamy błędy, byłam młoda, to było nieumyślne…”
Do tej pory nie wiem, kto jest ojcem mojego starszego syna i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Wszyscy wierzą, iż to Krzysztof — i on sam, i syn, i nasi bliscy.
Ale czy to ma znaczenie, skoro Krzysztof przestał się interesować dziećmi? Nie dlatego, iż miał wątpliwości co do ojcostwa. Pewnego wieczoru, gdy dzieci miały 4 i 2 lata, wróciłam do domu i znalazłam wiadomość: „Złożyłem pozew o rozwód. Między nami nic nie wychodzi”.
Rozwiedliśmy się. Teraz sama wychowuję dzieci. Krzysztof płaci alimenty, które ledwo wystarczają. Przynajmniej zostawił nam mieszkanie, możemy w nim mieszkać, dopóki dzieci nie osiągną pełnoletności.
A Krzysztof jednak ożenił się… z Małgorzatą. I teraz oczekują swojego pierwszego dziecka.