Wujek, zabierz moją siostrzyczkę już dawno nic nie jadła zaskoczony, zastygł w bezruchu.
Proszę, wujku weź ją. Jest taka głodna
Ten cichy, pełen rozpaczenia głos przedarł się przez uliczny zgiełk, zatrzymując Jakuba znienacka. Szedł gwałtownie nie, niemal biegł, jakby ścigał go niewidzialny wróg. Czas uciekał: miliony złotych zależały od decyzji, którą miano podjąć jeszcze dzisiaj. Od kiedy odeszła Krysia jego żona, jego światło, jego opoka praca stała się jedynym sensem życia.
Lecz ten głos
Jakub odwrócił się.
Przed nim stało dziecko, może siedmioletne. Chuderlawe, z rozczochranymi włosami i zalanymi łzami oczami. W ramionach trzymało malutki zawiniątko, z którego wyglądała twój dziewczynki. Zawieruszona w wytartym kącie, cicho kwiliła, a chłopiec przyciskał ją do siebie, jakby był jej jedyną opoką w tym obojętnym świecie.
Jakub zawahał się. Wiedział nie ma czasu, musi iść. Ale coś w spojrzeniu dziecka lub w tym prostym proszę dotknęło czegoś głęboko w jego duszy.
Gdzie mama? spytał, przyklękając.
Obiecała wrócić ale nie ma już dwa dni. Czekam tu, może przyjdzie głos chłopca drżał, tak jak jego dłonie.
Nazywał się Tadek. Dziewczynkę Anielka. Zostali zupełnie sami. Żadnego listu, wyjaśnień tylko nadzieja, z której siedmiolatek trzymał się jak tonący brzytwy.
Jakub zaproponował jedzenie, policję, pomoc socialną. ale na słowo policja Tadek wzdrygnął się i wyszeptał z bólem:
Proszę, nie zabierajemy nas. Zabiorą Anielkę
I w tej chwili Jakub zrozumiał odejść już nie może.
W najbliższej kawiarni Tadek jadł łagodnie, a Jakub ostrożnie nakarmił Anielkę mieszanką z apteki. Coś dawno zapomnianego budziło się w nim coś, co przysypał pod lodową skorupą.
Zadzwonił do asystenta:
Odwołaj wszystkie spotkania. Dziś i jutro.
Wkrótce przyjechali policjanci Nowak i Kowalska. Rutyne pytania, procedury. Tadek kurczowo ścisał dłoń Jakuba:
Nie oddasz nas do domu dziecka, prawda?
Sam nie spodziewał się tych słów:
Nie oddam. Obiecuję.
W komisariacie zjawiała się Zofia dawna znajomą, doświadczona pracowniczka socjalna. Dzięki niej formalności załata gwałtownie tymczasowa opieka.
Tylko do czasu, aż nie znajdą matki powtarzał Jakub raczej sobie.
Zabrał dzieci do domu. W aucie panowała cisza grobna. Tadek trzymał siostrę mocno, nie pytając, tylko nucz jej coś cicho, czule.
Mieszkanie Jakuba powitało ich przestrzenią, miękkimi dywanami i widokiem na miasto. Dla Tadka to była bajka nigdy nie znał tyle ciepła.
Sam Jakub czuł się zagubiony. Nie znał się z mleku modyfikowanym, pieluchach, rytmie dnia. Potykał się o pampers, zapominał o karmieniu.
Lecz Tadek był przy nim. Cichy, uważny, czujny. Patrzył na Jakuba jak na nieznajomego, który może zniknąć, ale pomagał kołysał siostrę, śpiewał kołyski, układał ją spać, jak potrafią tylko ci, którzy robią to od zawsze.
Pewnego wieczoru Anielka nie mogła zasnąć. Wierciła się w łóżeczku, kwiliła. Wtedy Tadek wziął ją na ręce i zaczął nużać. W kilka chwil usnęła.
Świetnie sobie wiesz radę, szepnął Jakub, z ciepłem w piersi.
Musiałem się nauczyć, odrzekł chłopiec. Bez żalu. Jak fakt.
Wtedy zadzwonił telefon. Zofia:
Znajdzie ich matkę. Żyje, ale jest w ośrodku narkotyk, ciężki stan. jeżeli skończy leczenie, może je odzyskać. jeżeli nie opiekę przejmie państwo. Albo ty.
Jakub zamilował. Coś ślinało mu w gardle.
Możesz zostać opiekunem. Albo je zyskać.
Nie był pewien, czy gotów być ojcem. Ale wiedział jedno nie chce ich stracić.
Tego wieczoru Tadek rysował w kącie.
Co będzie z nami? spytał, nie podnosząc wzroku. W głosie miał cały strach, nadzieję i ból porzucenia.
Nie wiem, szczerze odparł Jakub. Ale zrobię wszystko, byście byli bezpieczni.
Tadek zamilował.
Zabiorą nas z powrotem?
Jakub objął go mocno. W tym uścisku chciał powiedzieć: już nie jesteś sam. Nigdy więcej.
Nie oddam was. Obiecuję.
Wtedy zrozumiał te dzieci nie były już przypadkowe. Stały się częścią niego.
Niedługo zadzwonił do Zofii:
Chcę być ich opiekunem. Pełnoprawnym.
Proces był trudny: kontrole, wywiady, wizyty. Ale Jakub przeszedł przez to bo teraz miał cel. Dwa imiona: Tadek i Anielka.
Gdy tymczasowa opieka stała się czymś więcej, kupił dom na wsi z ogrodem, śpiewem ptaków i zapachem świeżej.
Tadek rozkwitał. Śmiał się, budował fortece z podłog, przynosił rysunki. Żył bez strachu.
Pewnego wieczoru, układając go, Jakub pogładził go po włosach.
Dobranoc, tato, szepnął Tadek.
W oczach Jakuba zaszczypało.
Dobranoc, synu.
Wiosną są wsi potwierdził adopcję. Podpis sędziego przypieczałował to, co Jakub czuł od dawna.
Pierwsze słowo Anielki Tata! było cennie niż wszystkie dotychczasowe sukcesy.
Tadek znalazł przyjaciół, zaczął grać w piłkę. Jakub uczył się plec warkocze, gotować, znów czuć się żywym.
Nigdy nie planował być ojcem. Ale teraz nie wyobrażał sobie życia bez nich.
Było trudno. Było niespodziewanie.
Ale stało się najpiękniejszą rzeczą, jaka go spotkała.














