Wychowawczyni nie chce jechać na wycieczkę. Powód oburzył rodziców

mamadu.pl 11 miesięcy temu
Zdjęcie: Niektórym rodzicom ciągle jest mało. fot. Thirdman/pexels


Wielu z nas ma miłe wspomnienia z klasowych wycieczek i z zielonych szkół. Trudno się więc dziwić, iż rodzice chcą tego samego dla swoich dzieci. Warto może jednak najpierw wczuć się w sytuację nauczyciela. Z takiej perspektywy klasowy wyjazd wcale nie musi wyglądać tak kolorowo. List od naszej czytelniczki daje do myślenia.


"Przez kilkanaście lat mojej edukacji na zielonej szkole byłam zaledwie raz. Żadna z wychowawczyń nie garnęła się do takich wyjazdów. Niewątpliwie jest to frajda dla dzieci, ale i spory obowiązek dla opiekunów. Przekonałam się o tym, gdy jako dorosła osoba zaczęłam pracować jako wychowawca kolonijny. Trzeba być uważnym non stop, to olbrzymia odpowiedzialność. Jednak rozmowa z panią na ostatnim zebraniu uświadomiła mi jeszcze jedną istotną rzecz.

Za mało atrakcji?


Ostatnio u syna odbyło się zebranie rodziców. W tym roku rozpoczął 5 klasę. Podobnie jak w ubiegłym roku, wychowawczyni rzuciła kilka pomysłów na wycieczki. W ubiegłym roku pojechali na 4 całodniowe wycieczki, zaliczyli też kilka pomniejszych wypadów do kina, teatru i muzeum. Pani jest bardzo zaangażowana i stara się, by raz w miesiącu dzieciaki miały okazję zobaczyć coś fajnego, pobawić się i zintegrować.

Gdy skończyła przedstawiać swoje propozycje, jeden z ojców zabrał głos, sugerując, iż to już najwyższy czas na zieloną szkołę. Część rodziców podłapała temat z olbrzymim z zachwytem. Pani, choć nieco zmieszana, postanowiła nie owijać w bawełnę. Powiedziała wprost, iż nie opłaca jej się nocowanie poza domem. Wyjaśniła, iż po pracy ma dodatkowe płatne zlecenia, z których musiałaby zrezygnować. Jak wielu z nas ma kredyt do spłacenia i taki wyjazd jej się po prostu nie kalkuluje. Tygodniowa nieobecność w domu oznacza, iż musi zorganizować również opiekę dla swoich dzieci.

Ja nie miałabym problemu, gdyby powiedziała tylko: nie, bez większego tłumaczenia. Myślę jednak, iż wychowawczyni chciała być szczera i nie zostawiać niedomówień. A może oczekiwała nieco zrozumienia?

To nie obowiązek nauczyciela


Rodzicom jednak nie spodobało się, to co usłyszeli. Nie rozumiem, skąd to ciśnienie, chyba tylko po to, by pozbyć się dziecka z domu na trochę? Część rodziców uważa, iż to obowiązek nauczyciela i chcą iść na skargę do dyrekcji. Absolutnie nie patrzą na to, iż wychowawczyni ma swoje życie i swoje zmartwienia. Ja np. po latach dowiedziałam się, iż moja pani nigdy nie chciała z nami jechać na dłuższą wycieczkę, bo nie chciała zostawiać dzieci samych z mężem alkoholikiem.

Taki wyjazd to przecież dla opiekunów nie frajda, a olbrzymia odpowiedzialność. Wystarczy sobie przypomnieć, jakie numery samemu wywijało się na tych zielonych szkołach.

Rozumiem także to, iż ktoś ma swoje życie i plany. Gdy nie miałam dzieci, jeździłam jako wychowawca kolonijny, ale dziś absolutnie nie zostawiłabym swojej trójki po to, by opiekować się cudzymi dziećmi.

Doceńcie tych, którzy mają ochotę to robić i dajcie spokój tym, którzy mają inne priorytety! To absolutnie nie oznacza, iż się nie angażują lub mniej lubią nasze dzieci".

Idź do oryginalnego materiału