Wycieczka za 600 zł już we wrześniu. Serio szkoła myśli, iż rodzice zarabiają kokosy?

mamadu.pl 4 godzin temu
Wrzesień to miesiąc, w którym portfele rodziców pękają w szwach od wydatków. Wyprawka, ubezpieczenie, składki na zebraniach – lista zobowiązań nie ma końca. A gdy do tego dochodzi propozycja wycieczki integracyjnej za 600 zł, wielu rodziców czuje się postawionych pod ścianą.


Integracyjna wycieczka? Koszt: 600 zł


Kilka dni temu spotkałam znajomą. Zaczęłyśmy rozmowę od dzieci i wrześniowego powrotu do szkoły. Zapytała mnie, jak mój syn radzi sobie w pierwszej klasie, więc opowiedziałam krótko o jego nauczycielach, kolegach i o tym, iż na razie wszystko układa się w miarę klarownie.

Potem to ja zapytałam o jej córkę, która właśnie rozpoczęła naukę w szkole średniej. I wtedy usłyszałam historię, która od razu dała mi do myślenia. Znajoma westchnęła i zaczęła wyliczać. Najpierw – podręczniki. Niektóre kosztują naprawdę dużo, a kupić trzeba komplet, bo to już nie podstawówka, iż dzieciaki dostają pakiet ze szkoły. Do tego zeszyty, jakieś materiały dodatkowe.

Już sama ta lista potrafi mocno nadszarpnąć domowy budżet. Potem dodała, iż plan lekcji córki jest bardzo rozbudowany, bo do zwykłych lekcji dochodzą te z technikum, czyli przedmioty zawodowe. Ale to, co ją najbardziej przytłoczyło, to zebranie z rodzicami.

Na pierwszym spotkaniu wychowawczyni poinformowała, iż klasa ma propozycję wyjazdu do Warszawy. Dwa dni, teatr, wystawa interaktywna, zwiedzanie Starówki, nocleg. Brzmi świetnie – sama chętnie pojechałabym na taką wycieczkę. Problem w tym, iż koszt to około 600 zł od ucznia. I to we wrześniu!

We wrześniu, kiedy każdy rodzic ledwo zipie po zakupach wyprawki, nowych butów, ubrań na chłodniejsze dni. Kiedy opłaty za zajęcia dodatkowe, komitet rodzicielski, ubezpieczenie i inne szkolne "drobiazgi" spadają wszystkie naraz. A tu jeszcze 600 zł, i to na już.

Rodzice płacą i płaczą


Znajoma przyznała, iż poczuła się bezradna. Z jednej strony chciałaby, żeby córka jechała – to integracja z nową klasą, interesujące doświadczenie, coś, o czym będzie później mogła opowiadać. Z drugiej strony – taki wydatek we wrześniu to prawdziwe wyzwanie.

Dla niektórych rodzin może to oznaczać konieczność rezygnacji z czegoś innego, a czasem choćby z samego wyjazdu. Bo nie każdy ma w portfelu dodatkowe 600 zł, które może wyciągnąć bez mrugnięcia okiem. A taka wycieczka równie dobrze mogłaby być zaplanowana np. na październik czy listopad, kiedy każdy już finansowo trochę odetchnie.

I tu pojawia się pytanie – czy szkoła naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, iż nie wszyscy rodzice to milionerzy? Że są rodziny, dla których już sama wyprawka to spore nadwyrężenie finansowe?

Nie chodzi o to, żeby w ogóle nie organizować wycieczek. Wręcz przeciwnie – one są potrzebne, rozwijają dzieci, pozwalają im zobaczyć coś nowego, uczą samodzielności. Ale czy naprawdę muszą odbywać się na samym początku roku szkolnego? Czy nie można takich wyjazdów planować na wiosnę albo chociaż kilka miesięcy później?

Jak sprawić, żeby dziecko nie czuło, iż odstaje?


Znajoma mówiła, iż poczuła się postawiona pod ścianą. Bo jeżeli córka nie pojedzie, to będzie czuła się gorsza od innych. A ona nie chce jej tego fundować. Z drugiej strony – sama nie wie, jak zorganizować te pieniądze.

Patrząc na to z boku, myślę, iż szkoły powinny brać pod uwagę realne możliwości rodziców. I planować różne atrakcje w taki sposób, żeby każdy miał szansę w nich uczestniczyć, bez poczucia, iż odstaje albo iż musi się zadłużyć, żeby dziecko nie zostało w tyle.

600 zł we wrześniu to nie jest drobiazg. To naprawdę spory wydatek, często równy kosztom jakiegoś weekendu w SPA, tylko iż tutaj mówimy o klasowej integracji, która z perspektywy nastolatki może wydawać się obowiązkowa.

Może warto, żeby nauczyciele i organizatorzy wycieczek zastanowili się nie tylko nad programem wyjazdu, ale też nad tym, w jakim momencie roku go proponują. Bo dla wielu rodzin ta decyzja to nie tylko kwestia logistyki, ale i domowego budżetu.

Idź do oryginalnego materiału