Byłam pewna, iż dam radę. Że macierzyństwo, choćby w trudnych momentach, zawsze będzie źródłem siły i sensu. Tymczasem pewnego dnia obudziłam się i nie miałam siły wstać z łóżka. Nie chodziło o bezsenność czy przeziębienie. To było coś głębszego – jakby ktoś wyciągnął ze mnie całą energię. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam: jestem wypalona. Wypalona macierzyństwem.
Temat, którego się wstydzimy
O wypaleniu zawodowym mówi się dziś głośno. Mamy raporty, badania, kampanie społeczne. Możemy przyznać, iż praca nas przerosła i potrzebujemy przerwy. Ale czy któraś matka odważyła się powiedzieć: „Nie daję już rady. Macierzyństwo mnie wypaliło”?
To wciąż tabu. Bo przecież matka powinna kochać bezwarunkowo, być cierpliwa, uśmiechnięta, wdzięczna za każdy dzień. A jeżeli mówi inaczej – od razu pojawia się etykietka: wyrodna, niewdzięczna, egoistka. Dlatego milczymy. I to milczenie boli bardziej niż zmęczenie.
Magda: „Chciałabym, żeby ktoś się mną zaopiekował”
Magda jest mamą trójki dzieci. Działa na autopilocie i coraz częściej łapie się na tym, iż nic nie sprawia jej radości. Jej historia pokazuje codzienne przeciążenie i brak wsparcia, które prowadzą do cichego wypalenia.
– Mam wrażenie, iż od pięciu lat nie spałam spokojnie ani jednej nocy. Rano działam jak robot – śniadanie, przedszkole, szkoła, praca, zakupy, kolacja, kąpiel. Wieczorem padam na sofę, a w głowie wciąż mam listę zadań. Kiedyś lubiłam się malować, spotykać z koleżankami. Dziś choćby nie wiem, co lubię. Najtrudniejsze jest to, iż nikt nie pyta, jak ja się czuję. Słyszę tylko: ‘dzieci są zdrowe, dom stoi, to czego chcesz więcej?’. A ja czasem chciałabym tylko, żeby ktoś się mną zaopiekował, choć przez chwilę.
Jak psychologia definiuje wypalenie macierzyńskie?
Psycholożka
podkreśla, iż samo pojęcie „wypalenie macierzyńskie” nie funkcjonuje w oficjalnej klasyfikacji medycznej. – Traktujemy je jako stan, a nie chorobę, ale stan, który może prowadzić np. do depresji. Już wiemy, iż podobnie jak wypalenie zawodowe, staje się bardzo ważnym terminem określającym problem, który rozwija się w związku ze zmianami społecznymi, kulturowymi i psychicznymi – mówi ekspertka.
Dodaje, iż wypalenie różni się od zwykłego zmęczenia tym, iż trwa długo i nieprzerwanie. – Zmęczenie to naturalny element codzienności mamy. Wypalenie oznacza, iż kobieta nie ma już siły, by mierzyć się z zadaniami wobec dziecka.
Karolina: „Pod spodem czuję się jak wypalona zapałka”
– Zostałam sama w ciąży. Na początku mobilizowało mnie to, iż muszę być dzielna dla córki. Ale po dwóch latach ciągłej walki – o pieniądze, o żłobek, o energię – czuję, jakbym już nie miała siły. Najgorsze są wieczory. Córka śpi, a ja siedzę na kanapie i mam pustkę w środku. Zdarza się, iż płaczę bez powodu. Potem wstaję rano i zakładam maskę: uśmiech, cierpliwość, dobra zabawa. Ale pod spodem czuję się jak wypalona zapałka. Nikt nie przygotował mnie na to, iż macierzyństwo może tak boleć samotnością.
Karolina to jedna z tysięcy kobiet, które dźwigają samotne macierzyństwo. Jej opowieść pokazuje, jak mocno poczucie izolacji i brak partnera potęgują wypalenie.
Jak rozpoznać pierwsze sygnały?
– Przede wszystkim przewlekłe zmęczenie, ciągłe poczucie wyczerpania psychicznego i fizycznego. Kobiety często mówią: „czuję się jak wypluty balon, jak cień samej siebie”. Dochodzi utrata zainteresowań i ogólnej radości, poczucie przytłoczenia i częste zmiany nastrojów. Typowe są też problemy ze snem i apetytem, wycofanie z życia społecznego, izolowanie się od dziecka – wylicza psycholożka.
Ewa: „Udaję przed wszystkimi, iż daję radę”
– Zawsze byłam cierpliwa, spokojna. Wydawało mi się, iż wychowanie córki będzie naturalne. Aż stała się nastolatką i nagle wszystko się rozsypało. Córka zamknęła się w pokoju, przestała ze mną rozmawiać. Każde nasze spotkanie kończy się kłótnią. W pracy mam projekty, które mnie przerastają, w domu mur nie do przebicia. Zdarza się, iż siedzę w samochodzie przed blokiem i nie mogę zebrać się, by wejść do środka. Udaję przed wszystkimi, iż daję radę, ale w środku czuję tylko pustkę i wściekłość.
Ewa, mama nastolatki, doświadcza wypalenia innego rodzaju – nie tyle wynikającego z opieki nad małym dzieckiem, ile z kryzysu w relacji i braku poczucia sensu.
Skąd bierze się wstyd i poczucie winy?
– Kobietom wciąż trudno przychodzi sięganie po pomoc, przyznanie się, iż nie dają rady. To efekt wzorców kulturowych: „ja radziłam sobie sama” albo „inne matki dają radę”. Społecznie oczekuje się od kobiety, iż będzie silna, piękna, kochająca i rozwijająca się zawodowo – dużo jak na jedną osobę – tłumaczy Wiktoria Król.
Psycholożka dodaje, iż matki często nadmiernie się krytykują i nie doceniają swojego wysiłku. – Pojawia się przekonanie: zawiodłam dziecko, jestem niewystarczająca. To rodzi poczucie winy i samotność.
Konsekwencje wypalenia macierzyńskiego
– Wypalenie, które nie jest leczone, może przerodzić się w depresję, ale też zaburzać więź między mamą a dzieckiem. Dziecko, którego potrzeby emocjonalne nie są zaspokajane, w przyszłości może mieć trudności w relacjach. Dla kobiety to często poczucie niskiej wartości i przekonanie: „coś jest ze mną nie tak” – wyjaśnia psycholożka.
Co możemy zrobić?
– Odpowiedzią jest wspierająca, nieoceniająca rozmowa i zachęcanie do szukania profesjonalnej pomocy. Mamy powinny czuć, iż nie są gorsze, jeżeli proszą o wsparcie. Najgorsze, co może je spotkać, to poczucie opuszczenia w tak trudnej sytuacji – podkreśla Wiktoria Król.
Ekspertka wskazuje też praktyczne kroki:
- proś o pomoc – to nie słabość, to siła,
- pozwól sobie na odpoczynek – dzieci potrzebują matki żywej, nie perfekcyjnej,
- mów głośno o swoich granicach – to daje przykład także dzieciom,
- nie bój się terapii czy grup wsparcia – rozmowa naprawdę leczy.
Nie jesteś sama
Historie Magdy, Karoliny i Ewy są różne, ale łączy je jedno: wypalenie macierzyńskie nie wybiera. Dotyka matek młodych i dojrzałych, w związkach i samotnych, spełnionych zawodowo i tych na urlopie wychowawczym.
Dziś wiem jedno – nie jesteśmy wyjątkami. Wypalenie macierzyńskie to nie wstyd, tylko sygnał, iż potrzebujemy zmiany. Nie czyni nas złymi matkami. Wręcz przeciwnie – pokazuje, iż jesteśmy ludźmi, którzy mają prawo do słabości.
I wierzę, iż im głośniej będziemy o tym mówić, tym mniej kobiet będzie cierpiało w ciszy.