Wyrzucił mnie z domu, oskarżając o chorobę dziecka: „Jesteś karą, a nie matką

twojacena.pl 21 godzin temu

Wyrzucił mnie, obwiniając o chorobę dziecka: „Nie jesteś matką, tylko przekleństwem”.

— Co ty narobiłaś?! Przez ciebie dziecko zachorowało! Wynoś się! Natychmiast! Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu! — wrzeszczał, a w jego głosie nie było cienia wątpliwości. Tylko wściekłość i oskarżenie.

Tak Tomek postawił kropkę. Nie w rozmowie — w naszej rodzinie.

Był pewien: wszystko, co działo się z synem, to moja wina. Gorączka, kaszel, łzy dziecka — wszystko, jak twierdził, przeze mnie. Że jestem złą matką, iż nie dopilnowałam, iż „zawsze robię wszystko źle”. Nie można go było przekonać. Nie słuchał, nie chciał słuchać.

Przywarłam do ściany w korytarzu, gdy biegał po mieszkaniu, trzaskając drzwiami, wściekle przerzucając dziecięce ubrania. W drugim pokoju leżał nasz synek — rozpalony, senny, osłabiony. Spędziłam z nim całą noc, poiłam, zbijałam temperaturę, nie odstępowałam na krok. A teraz — „wynoś się”.

Gdy Tomek ułożył chłopca, podszedł do mnie. Na twarzy — chłód. W oczach — lodowata determinacja.

— Dlaczego jeszcze tu jesteś? Mówiłem: spadaj. Zapomnij o dziecku. Nie potrzebuje takiej matki. I żebym cię więcej nie widział.

Nie krzyczałam. Nie kłóciłam się. Tylko szeptałam, iż kocham syna, iż jestem gotowa się zmienić, być lepsza. Błagałam, żeby przestał. Ale on nie słuchał.

— Tylko przeszkadzasz. Tylko mu szkodzisz, Kasia — rzucił, jakby strzelił. — Już wszystko rozumiem.

Spakował mój plecak. W milczeniu otworzył drzwi. Wskazał wyjście.

Nie pamiętam, jak znalazłam się na ulicy. Wszystko wirowało przed oczami. Było zimno, drżały mi ręce, w głowie dudniła tylko jedna myśl: „Zostawiłam syna… Wyrzucono mnie z życia mojego dziecka”.

Tomek nie odebrał następnego dnia. Nie dał znaku życia przez tydzień. Zablokował mnie wszędzie.

Pisałam wiadomości, dzwoniłam do jego matki, prosiłam, żeby choć pozwolili mi zobaczyć synka. Ale nikt nie odpowiadał. Jakbym przestała istnieć.

Jestem matką. Nosiłam tego chłopca pod sercem przez dziewięć miesięcy. Urodziłam go, śpiewałam mu kołysanki, byłam przy nim podczas nieprzespanych nocy, trzymałam go na rękach, gdy bolały go ząbki.

A teraz — jestem „nikim”.

Tomek uznał, iż ma prawo odebrać mi dziecko. Nie sąd, nie opieka społeczna. Po prostu mężczyzna, obrażony, iż dziecko się przeziębiło.

A przecież naprawdę nie byłam winna. To była zwykła przeziębienie. Jesień, przeciągi, przedszkole, gdzie wszystkie dzieci kichają. Ale dla Tomka to stało się pretekstem. Pretekstem, by dobić. By obwinić.

Nie wiem, jak to się skończy. Ale nie poddam się. Znajdę sposób. Choćby przez sąd, choćby po latach — ale odzyskam syna.

Bo jestem mamą. A bycie mamą — to nie stanowisko na chwilę. To na całe życie. choćby jeżeli twoje życie nagle zostało za zamkniętymi drzwiami.

Idź do oryginalnego materiału