"Z dziećmi i terrorystami się nie negocjuje". Te rady o wychowaniu rodzice przeczytali do kamery

mamadu.pl 6 godzin temu
Czasem trafiam w internecie na coś, co mnie bawi. Innym razem – coś, co wbija w fotel. Tak właśnie było, gdy obejrzałam filmik zamieszczony na profilu Foxes in Eden na Facebooku, w którym aktor Jakub Tolak i jego żona Zofia Samsel czytają komentarze, w których internauci z dumą opowiadają, jak wychowywać dzieci przy pomocy pasa, kabli i strachu – bo przecież "kiedyś tak się robiło".


"Ja lepiej wiem, jak wychować wasze dziecko"


Pod takim właśnie hasłem mogłaby powstać nowa seria facebookowych komentarzy, które zebrała i opublikowała strona Foxes in Eden na Facebooku, prowadzona przez aktora Jakuba Tolaka i jego żonę, autorkę książek Zofię Samsel.

Komentarze, które na pierwszy rzut oka wyglądają jak czarny humor albo satyra. Ale nie – one są prawdziwe. Napisane z pełnym przekonaniem. W tonie: "ja wiem lepiej, co zrobić, żeby moje dziecko więcej nie fikało".



Jest w nich wszystko: przemoc, straszenie, szantaż, pogarda wobec empatii i komunikacji. I o ile kiedyś takie rzeczy słyszało się może przy świątecznym stole od wujka "z zasadami", to teraz ktoś wrzuca je publicznie – z dumą, jakby to była cnota.

"Z dziećmi i terrorystami się nie negocjuje"


To nie żart, to prawdziwy cytat z internetu.

"Z dziećmi i terrorystami się nie negocjuje. Kiedyś był wpi***ol i do domu, a potem reszta sankcji. Teraz widać jaką hołotę się chowa".

Tak pisze ktoś – najwyraźniej dumny z tego, iż kiedyś przemoc była normą, a dzieci nie miały prawa głosu.

Inny dodaje:


"Zabierasz ją z placu i jak się będzie buntować, to w domu lanie. I tyle".

Krótko, bez zbędnych ceregieli. Aż dziw, iż nie zakończono tego "i po sprawie".

Kabel od żelazka i prodiża


Niektórzy idą dalej, podając konkretne "narzędzia wychowawcze".

"Leszczyna albo kabel od... nie pamiętam nazwy".

"Kabel od żelazka lub prodiża zawsze działa".

To już nie są hasła, to słowa, które trudno wymazać z głowy. To nie są żarty. To ktoś, kto naprawdę uznał, iż warto doradzić innym rodzicom, żeby bijąc dziecko, rozwiązywali problemy wychowawcze.

Metoda: szantaż i strach


"Metoda ja idę, a ty tu zostań, albo zaraz cię pan zabierze. Działa nadal. Po co te głupie tłumaczenia?".

To kolejny przykład tego, jak głęboko zakorzenione mamy przekonanie, iż dziecko trzeba przestraszyć, by nas słuchało.

Jest też "klasyk":


"U mnie działały słowa: jak nie będziesz grzeczna, to liczę do trzech".

I potem się dziwimy, iż dorosły człowiek nie potrafi się komunikować inaczej niż groźbą albo szantażem emocjonalnym.

Chciałoby się śmiać. Ale brakuje dystansu


W idealnym świecie śmialibyśmy się z tych komentarzy jak z reliktów przeszłości. Niestety – trudno się śmiać, gdy człowiek wie, iż dla wielu dzieci to przez cały czas codzienność. Bo to nie są tylko "mocne słowa w internecie". To styl wychowania. A raczej: styl gaszenia emocji, zamykania ust, pacyfikowania dzieciństwa.

Najgorsze, iż wiele z tych osób naprawdę wierzy, iż to jedyna słuszna droga. Że empatia to słabość. Że rozmowa z dzieckiem to fanaberia.

A przecież wychowanie bez przemocy to nie "nowomoda". To inwestycja w przyszłość. Dzieci, które dziś traktujemy z szacunkiem, jutro będą dorosłymi, którzy nie mylą siły z krzykiem.

Dzieci nie trzeba łamać, żeby je wychować


Każdy z tych komentarzy to dla mnie przypomnienie, iż mamy jeszcze wiele do zrobienia. Nie tylko jako rodzice, ale jako społeczeństwo. Bo jeżeli ktoś naprawdę wierzy, iż dziecko "trzeba bić i straszyć, żeby słuchało", to znaczy, iż przez całe pokolenia nikt go nie nauczył niczego innego.

Ale my możemy. Możemy przerywać ten łańcuch. Pokazać, iż trzeba powiedzieć kategoryczne NIE dla przemocy, iż dziecko zasługuje na szacunek, choćby kiedy płacze, choćby kiedy się buntuje.

I iż to właśnie rozmowa, a nie kabel od prodiża, naprawdę działa.

Idź do oryginalnego materiału