Z samego rana przyszła wiadomość z przedszkola. Matka: "Bez tego syn nie wejdzie do sali"

mamadu.pl 14 godzin temu
Historie, które opisują nam nasze czytelniczki, czy opowiadają mi moje koleżanki, znajome, kuzynki niekiedy sprawiają, iż włos na głowie się jeży. Nie tak dawno usłyszałam coś, co wprawiło mnie w lekkie osłupienie. Przeczytajcie, co powiedziała mi Marzena.


Zadzwoniła specjalnie, by opowiedzieć, co wydarzyło się w przedszkolu jej syna. Wie, iż takich historii słucham z wielkim zainteresowaniem. Tym razem było podobnie. Przyznam, iż cieszę się, iż w placówkach moich dzieci nie ma takich praktyk.

Nietypowa wiadomość


Marzena szykowała rano syna do przedszkola. Poranek jak każdy inny: szybkie śniadanie, ulubiona zabawka do plecaka, szukanie kurtki, pośpiech i zamieszanie. Dziecko gotowe, uśmiechnięte, już czekało, aż pójdą razem do przedszkola. I wtedy rozległ się dźwięk powiadomienia w telefonie.

Wiadomość z sekretariatu przedszkola: "Z powodu zaległości w opłatach za obiady, dziecko nie może uczestniczyć w zajęciach do momentu uregulowania należności".

Bez wcześniejszego przypomnienia, tak po prostu. Decyzja administracyjna: twoje dziecko dziś zostaje w domu. Dla niej to był szok. Przegapiła przelew, zwyczajnie, po ludzku. Nie z powodu złej woli, nie z zaniedbania, tylko z powodu natłoku codziennych spraw. I nagle okazuje się, iż to jej kilkuletni syn zostaje ukarany.

Zastanawiam się, jak do tego doszliśmy. Jak to możliwe, iż w instytucji, której podstawą powinno być dobro dziecka i troska o jego rozwój, stosuje się tak twarde zasady? Czy naprawdę brak jednej opłaty, choćby jeżeli to już nie pierwsze upomnienie, choć w tym przypadku było to jedyne, usprawiedliwia decyzję o wykluczeniu dziecka z zajęć?

Nie chodzi tu o sam fakt istnienia opłat. Rozumiem, iż za obiady trzeba zapłacić, iż przedszkole ma swoje koszty, iż są procedury. Ale czy nie można tego załatwić inaczej? Choćby zwykłą rozmową? SMS-em dzień wcześniej? Zaufaniem, iż rodzic nie jest wrogiem systemu, tylko czasem się po prostu potyka?

Zatrważające jest to, iż w takich sytuacjach karę ponosi dziecko, osoba najmniej winna. Bo czy to ono odpowiada za stan konta, przeoczenie maila, czy opóźnienie w płatności? I czy naprawdę najważniejszy w całej tej sytuacji jest obiad, a nie to, iż maluch miał dziś spędzić czas z rówieśnikami, bawić się, uczyć, rozwijać?

Z perspektywy matki, ale też zwyczajnego człowieka wierzę, iż system może i powinien być bardziej ludzki. Że można być stanowczym, ale jednocześnie empatycznym. Że zanim odbierzemy dziecku prawo do edukacji, zadamy sobie pytanie: co chcemy mu tym przekazać?

Ta sytuacja nie daje mi spokoju, ale co ja mogę?


Idź do oryginalnego materiału