Bardzo się martwiłem, ale uspokoiła mnie, iż miała szczęście i znalazła pracodawcę. W tamtym czasie zostałem sam z dwójką dzieci. Mój starszy syn kończył szkołę, a młodsza córka była pierwszoklasistką.
W zasadzie bardzo potrzebowaliśmy pieniędzy. Musieliśmy przeprowadzić remont mieszkania, a mój syn musiał opłacić studia. Na początku wszystko było w porządku. Codziennie rozmawialiśmy z żoną przez telefon. Od czasu do czasu podrzucała mi pieniądze do zaoszczędzenia. Wysyłała też paczki z prezentami dla dzieci.
Potem jednak liczba telefonów stopniowo malała. Moja żona ciągle narzekała, iż jest zmęczona i zajęta. Marta nie spieszyła się z powrotem do domu i nie przyjechała choćby na święta.
Wkrótce żona zniknęła zupełnie. Nie kontaktowała się ze mną ani nie przekazywała pieniędzy. Oczywiście zacząłem się denerwować. Nie obchodziły mnie pieniądze i praca — byle tylko wróciła do domu cała i zdrowa. Z jakiegoś powodu myślałem, iż stało się jej coś złego. Udało mi się znaleźć przyjaciółkę mojej żony, która podróżowała z nią, by zarobić pieniądze.
Na początku odmawiała kontaktu, ale potem uległa. Byłem zdeterminowany: "Dopóki nie powiesz mi wszystkiego, nie wyjdę! Napisała tylko adres na kartce papieru. Zostawiłem dzieci z mamą i popędziłem na lotnisko. Musiałem dowiedzieć się wszystkiego, aby wiedzieć, co robić dalej. Więc dotarłem na miejsce.
Był to elegancki dom z dużą przestrzenią. Od razu było widać, iż mieszka tu zamożna rodzina — Czego chcesz? - zapytał mężczyzna w naszym języku — Szukam Marty Dubis. Tutaj jest zdjęcie. Przyjechała do tego miasta do pracy jakiś rok temu — Pani Marta pojechała na wakacje z Kristianem. Właściciele nie wrócą przez jakiś czas.
Wtedy zacząłem czuć się źle. Układanka ułożyła się w całość — moja żona mnie zdradzała — Jak długo mieszkała tu z Kristianem? - Cóż, senior od razu zaczął coś do niej czuć, a kilka miesięcy później oświadczył się jej. Teraz jest w ciąży.
- Nie mów jej, iż tu byłem — poprosiłem mężczyznę. Byłem zdruzgotany
Wróciłem tamtego dnia. Nie mogłem tego wszystkiego zrozumieć. Nie mogłem uwierzyć, iż Marta zrobiłaby coś takiego. choćby nie pamiętam, jak wróciłem do domu. Moja córka przywitała mnie ze łzami: "Tatusiu, gdzie jest mamusia?" Mój syn był na tyle dorosły, iż rozumiał bez słów.
Spakował wszystkie swoje rzeczy i wyrzucił je, mówiąc: "Nienawidzę tego!" A teraz minęło ponad 10 lat. Przez te wszystkie lata Marta nigdy o nas nie pomyślała. Mój syn od dawna ma własną rodzinę, więc moja córka i ja mieszkamy sami.
W końcu przyzwyczaiła się do nieobecności mamy. Nie żywię urazy do Marty, ale jest mi przykro z powodu tego, co zrobiła dzieciom. Nie mogę zrozumieć, jak ktoś mógł tak po prostu porzucić swoją rodzinę. Czy pieniądze są ważniejsze?