Zabrał mi dwie kotlety, twierdząc, iż powinnam schudnąć. Po sześciu latach małżeństwa i trójce dzieci boję się samotności.

polregion.pl 2 dni temu

Zabrał mi dwie kotlety i powiedział, iż powinnam schudnąć. W ciągu sześciu lat małżeństwa ja urodziłam troje dzieci, a teraz boję się zostać sama.

Mam trzydzieści sześć lat. W ciągu tych sześciu lat zostałam matką trójki wspaniałych dzieci: pięcioletniego Bartka, trzyletniej Zuzi i najmłodszego, Jasia, który ma zaledwie pół roku. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie, ale nie wyobrażałam sobie, jak bardzo będzie to wyczerpujące — fizycznie, emocjonalnie, po prostu w każdej możliwej sposób. Życie stało się niekończącą się gonitwą, w której wciąż ledwo daję radę.

Poznałam Krzysztofa, gdy miałam prawie trzydzieści lat. Wszystkie przyjaciółki dawno były zamężne, wychowując dzieci, a ja wciąż sama — albo w pracy, albo w domu. I nagle pojawił się on — wysoki, wysportowany, pełen charyzmy. Wtedy już piastował dobrą posadę — kierował działem w kancelarii prawnej. Nigdy bym nie pomyślała, iż taki mężczyzna zwróci uwagę na kogoś takiego jak ja.

Zrozumiałam, iż traktuje nasz związek poważnie, gdy sam zapowiedział mnie swojej matce. Halina Antonina to kobieta delikatna, inteligentna, od razu mnie do siebie przekonała. Była zachwycona i niemal sama popchnęła syna do ołtarza. Pobraliśmy się szybko, niemal w mgnieniu oka. Potem zaczęła się seria urlopów macierzyńskich.

Najpierw urodził się Bartek i zrezygnowałam z pracy. Potem Zuzia, w końcu Jaś. I tak już do zawodu nie wróciłam. Wszystko na mojej głowie: starsze dzieci nie chodzą do przedszkola, Bartek ma dodatkowe zajęcia, Zuzię uczę sama, a niemal cały czas — z malutkim Jasiem na rękach. Kocham moje dzieci, są wspaniałe, ale nie zostało we mnie ani siły, ani… mnie samej.

Kiedyś ważyłam 49 kilogramów. Chodziłam na siłownię, biegałam rano, dbałam się. Teraz ważę osiemdziesiąt. Mój dzień to kaszka, pieluchy, lekcje, zupa, sprzątanie, wieczorne awantury — i tak w kółko. Na sport nie mam ani czasu, ani siły. A jeżeli choćby spróbuję — zaraz przybiegają dzieci, ciągną, pytają, wspinają się na ręce.

Krzysiek początkowo śmiał się z tych zmian. Nazywał mnie „słodką bułeczką”, „moją pandą”. Ale z czasem żarty ucichły. A potem — skończyła się cierpliwość.

W piątek siedzieliśmy przy kolacji. Nałożyć sobie trzy kotlety. On spojrzał, w milczeniu zabrał dwie i odniósł na patelnię.

— Powinnaś schudnąć. jeżeli znajdę sobie inną kobietę — to będzie wyłącznie twoja wina — rzucił spokojnie, nie patrząc mi w oczy.

Zamarłam. Jakby ktoś uderzył mnie w piersi. Wiem, iż się zmieniłam. Że jestem zmęczona. Że nie jestem już tą, w której się zakochał. Ale czy to moja wina, iż oddałam rodzinie wszystkie siły? Że nie śpię nocami, bo jednemu ząbkuje, drugie nie chce jeść brokułów, a trzeci znów zgubił zeszyt? Czy nie zasługuję choć na odrobinę zrozumienia?

Z przyjemnością poszłabym na masaż, zrobiła manicure, odświeżyła kolor włosów. Ale nie ma pieniędzy. Wszystko idzie na dzieci, zajęcia dodatkowe, jedzenie, raty, pomoc teściowej. Krzysiek dobrze zarabia, ale wydatków mamy mnóstwo. No i on musi wyglądać dobrze — w końcu to szef. A ja mogę pochodzić w starym szlafroku. Tylko w lustrze coraz rzadziej rozpoznaję własne odbicie. Sukienki nie leżą. Dżinsy się nie dopinają. Wszystko wydaje się obce i niedorzeczne.

Czasem mam wrażenie, iż przestałam być kobietą. Jestem tylko cieniem. Karmiącym, sprzątającym, myjącym, ale nieczującym, niemogącym marzyć. Jedynie teściowa jeszcze nas trzyma. Dzwoni, przyjeżdża, pomaga z dziećmi. I mam nadzieję, iż nie pozwoli mu odejść. Nie pozwoli zniszczyć wszystkiego, dla czego żyłam przez ostatnie sześć lat.

Czasem ogarnia mnie strach: a jeżeli pewnego dnia spakuje rzeczy i wyjdzie? Zostawi mnie z trójką dzieci i cieniem tego, kim byłam? Nie pragnę wiele. Chciałabym tylko, żeby przypomniał sobie, za co mnie pokochał. I zobaczył: wciąż jestem tą samą kobietą. Tylko bardzo, bardzo zmęczoną.

Życie daje nam wszystko, ale czasem zapominamy, iż największym skarbem jest wzajemna cierpliwość i zrozumienie. Kto nie umie docenić poświęcenia drugiej osoby, ten nigdy nie zrozumie prawdziwej wartości miłości.

Idź do oryginalnego materiału