ZAGADKOWA POSTAĆ

newskey24.com 17 godzin temu

Podsumowujący wyrok rodzinny wydała najstarsza córka Basia. Z powodu swej kłótliwej natury i wysokich wymagań wobec narzeczów nigdy nie wyszła za mąż i do trzydziestego roku życia zamieniła się w gorzką mizantropkę, jakby była żołądkową wrzodą koszmarem mężczyzn w ludzkiej skórze.

Przyciągaczka wymamrotała tak, jakby zapamiętała każde słowo. Młodsza siostra, Kasia, pulchny pulpet o twarzy rozświetlonej żartobliwym uśmiechem, przytaknęła. Matka, Zofia, milczała, ale smutny wyraz jej twarzy zdradzał, iż tę synową też nie darzy sympatią. Co mogło jej się podobać? Jedyny syn, podpora i nadzieja rodziny, stoczył służbę wojskową i przywieźł z frontu żonę. A tej, tak zwanej żony, nie było ani ojca, ani matki, ani grosza. Ani kąska w przytułku, ani dom rodzinny nie wiadomo, czy rosła w domu dziecka, czy wśród krewnych. Tomek milczył, zgrywając się, iż nie ma co się martwić, bo zdobędziemy własne bogactwo. Rozmawiali więc z nim, z tym niezdarnym człowiekiem. Kogo przywiózł do domu? Być może jakąś złodziejkę, aferantkę ostatnio przecież po drodze spotykano wiele podobnych postaci!

Od chwili, gdy przyciągaczka pojawiła się w gospodarstwie, Wiktoria Nikiticzka nie przespiała jednej nocy. Drzemka w półmroku stała się jej stałym towarzyszem. Czekała na kolejne figle nowej rodziny, na chwile, kiedy zacznie wędrować po szafkach. A córki podżegają: Mamo, schowaj cenne rzeczy w krewnych, nie wiesz, co się przydarzy futra, złoto. Bo gdyby pewnego pięknego poranka wstaliśmy, a dom byłby pełen kurzu i brudu, co wtedy?

Tomek został zjedzony przez plotki w miesiąc. Kogo wprowadził! Gdzie były twoje oczy? Bez skóry, bez twarzy!

A nie było nic innego, jak żyć dalej. Zaczęto wprowadzać przyciągaczkę na miejsce. Dom bogaty, ogród trzydzieści arów, trzy prosiaczki w zagrodzie, ptaki nie da się ich choćby policzyć. Pracować, choćby cały dzień, nie da się nadążyć. Jednak przyciągaczka nie narzekała. Karmiła, dbała o prosiaczki, gotowała, sprzątała. Starała się zadowolić teściową. ale kiedy serce matki się nie zgadzało, choćby złoto nie pomogło wszystko stało się nie tak, wszystko poszło po diable. Niezaproszona synowa, drapiąca się od złości, w pierwszy dzień odcięła:

Zawołaj mnie po imieniu i patronimie. Tak będzie lepiej. Mam już córki, a ty, choćbyś się starała, nie zostaniesz dla mnie żadną z nich.

Od tej chwili przyciągaczka była Wiktorią Nikiticzką, a matka nie używała innego określenia. Trzeba coś zrobić powtarzała, a nic nie dodała. Nie było po tocie. Z kolei szwagierka nie dawała nikomu luzu każde zdanie wstawiano w wąski szkielet porządku. Czasem Zofia musiała powstrzymać rozchodzące się córki, nie ze względu na przyciągaczkę, ale by dom nie zamienił się w chaotyczną scenę, a dziewczyna okazała się pracowita, chwytała się wszystkiego, nie była leniwą. Matka, nie przyznając się do słabości, powoli topniała.

Może życie miałoby się ułożyć, gdyby Tomek nie zbłądził.

Jaki mężczyzna wytrzyma, gdy od rana do nocy dwa głosy mu wdzierają się do ucha: Na kogo się ożeniłeś? Na kogo się ożeniłeś?. A Basia przedstawiła mu pewną znajomą i wszystko się zakręciło. Szwagierki świętowały zwycięstwo: Teraz przyciągaczka sprzątnie. Matka milczała, a przyciągaczka udawała, iż nic się nie stało, choć jej oczy zmalały, pozostały tylko smutne, przygaszone spojrzenia. Nagle, jak grzmot pośród słonecznego nieba, nadeszły dwie wieści: przyciągaczka spodziewa się dziecka, a Tomek z nią się rozwodzi.

Nie może tak być rzekła Zofia do Tomka. Nie dawałam ci jej w żonę.

Lecz skoro już poślubił, niech żyje! Nie ma sensu marudzić. niedługo będziesz ojcem. jeżeli zepsujesz rodzinę, wyrzucę cię z domu i nie będę cię już znała. A Szarlota zostanie tutaj.

Po raz pierwszy w całym życiu matka zwróciła się do przyciągaczki po imieniu. Siostry zamarły. Tomek wybuchł, mówiąc: Jestem mężczyzną, decyduję. Matka wsunęła ręce w biodra i zaśmiała się: Jakiś mężczyzna? Jeszcze masz tylko spodnie. Najpierw urodź dziecko, wyhoduj je, daj mu rozum, wyprowadź w ludzkie życie, a wtedy możesz się nazwać mężczyzną!.

Matka nigdy nie szukała wymówek. A Tomek wciąż był przy matce!

Gdy miał plan, ruszył. Opuścił dom. Szarlota została. Po pewnym czasie urodziła dziewczynkę i nazwała ją Wiktorią. Matka, kiedy się o tym dowiedziała, milczała, ale widać było, iż cieszy się w sercu.

Z zewnątrz dom nie zmienił się, jedynie Tomek zgubił drogę powrotną. Był obrażony. Matka, choć zmartwiona, nie pokazywała smutku. Zakochała się w wnuczce, rozpieszczając ją, kupując prezenty, słodycze. Szarlota jednak nie mogła wybaczyć sobie, iż straciła syna przez nią. Nie wypowiadała nic, nie gestem.

Dziesięć lat minęło. Siostry wyszły za mąż, a w wielkim domu pozostały trzy: matka, Szarlota i Wiktoria. Tomek został poborowy i odjechał na północ z nową żoną. Do Szarloty podchodził jeden emerytowany żołnierz, poważny, starszy od niej. Rozwiódł się z żoną, zostawił jej mieszkanie, a sam mieszkał w akademiku. Pobierał emeryturę, był stałym kandydatem do małżonka, poważnym i przyzwoitym. Szarlota go polubiła, ale gdzie go przyprowadził? Do teściowej?!

Wyjaśniła mu wszystko, poprosiła o wybaczenie i odeszła. A on, nie będąc głupcem, przyszedł z podarunkiem do matki: Wiktorio Nikiticzko, kocham Szarlotę, nie mogę bez niej żyć.

Matka nie poruszyła twarzy.

Kochasz?, spytała. No to zamieszkajcie razem.

Zamilkła, po czym dodała:

Nie dam ci zabierać Wiktorii z mieszkania. Tu mieszka, u mnie.

I tak wszyscy zamieszkali razem. Sąsiedzi wyłudzali języki do siniaków, rozmawiając o tym, jak szalona Nikiticzka wypędziła własnego syna, a przyciągaczka przyjąła go z uśmiechem. Nie było innej sprawy, niż leniwe niepranie talerzy Nikiticzce. Ona nie przejmowała się plotkami, nie rozmawiała z sąsiadkami, nie opowiadała o młodzieży, trzymała się dumna i nieprzenikalna. Szarlota urodziła Katarzynkę. Matka nie mogła się cieszyć ze swoich ukochanych wnuczek. Czyż Katarzynka jest w ogóle wnuczką? Nie, wcale nie.

Nagle los uderzył, jak zwykle, nieoczekiwanie. Szarlota poważnie zachorowała. Mąż poddał się, część czasu upijał się alkoholem. Matka, bez słów, wyciągnęła wszystkie pieniądze z książeczki i zawiozła Szarlotę do Warszawy. Przepisujeła leki, odwiedzała lekarzy, ale nic nie pomagało.

Rano Szarlota poczuła ulgę i poprosiła matkę o rosół z kurczaka. Rozpromieniona matka natychmiast zabiła kurczaka, pozbawiła go piór, zagotowała wywar. Gdy podała gorący rosół, Szarlota nie mogła go zjeść i po raz pierwszy zapłakała. Matka, której nigdy nie widziano płaczącej, płakała razem z nią:

Cóż, dziecko, odchodzisz ode mnie, kiedy cię kochałam? Co robisz?.

Po chwili uspokoiła się, otarła łzy i rzekła:

Nie martw się o dzieci, nie zginą.

Do końca nie wypowiadała już słowa o łzach, siedziała obok, trzymała Szarlotę za rękę i cicho głaskała, jakby prosiła o wybaczenie za wszystko, co się między nimi stało.

Kolejne dziesięć lat minęło. Wiktorię miałą wyjść za mąż. Przybyły Basia i Kasia, już starsze, przygarbione, bez potomstwa. Zgromadziła się jakaś rodzina. Tomek przyjechał. Z żoną już się rozstał, popijał mocny trunek. Gdy zobaczył, jak piękna stała się Wiktoria, ucieszył się, mówiąc, iż nie spodziewał się takiej córki. Gdy usłyszał, iż córka nazywa ojca cudzym, zbladł i zwrócił się do matki z pretensjami: To twoja wina, iż wpuściłaś obcego mężczyznę do domu, niech sprząta, nie ma tu dla niego miejsca. Ja jestem ojcem!.

Matka posłuchała i odrzekła:

Nie, synu. Nie jesteś ojcem. Jak nosiłeś spodnie od młodości, tak nie wyrosłeś w mężczyznę.

Powiedziała to, jakby to było wyryte w kamieniu. Tomek nie wytrzymał takiego upokorzenia, spakował rzeczy i znów wyruszył w świat. Wiktoria wyszła za mąż, urodziła syna i nazwała go Aleksander, na cześć przybranej ojcowskiej roli. A babcię Wiktorię pochowano w uboczu, obok Szarloty.

Leżą razem w rzędzie: synowa i teściowa. A wiosną między nimi wyrosła brzoza. Skąd się wzięła, nie wiadomo. Nikt jej nie posadził. To przyciągaczka przybyła znikąd. Może pożegnanie od Szarloty, a może ostatnie przepraszam od matki.

Idź do oryginalnego materiału