"Staram się nie nastawiać negatywnie do braku prac domowych, ale przyznam szczerze, iż ten pomysł od początku mi się nie spodobał. Trochę ciężko było mi wyobrazić sobie, jak dzieci samodzielnie mają uczyć się systematyczności, skoro nikt nie skłania ich do zaglądania do książek. Liczyłam, iż nauczycielka jednak znajdzie skuteczną zachętę. Myliłam się.
Czego to ma nauczyć
Od września moje dziecko ani razu samo z siebie nie zajrzało do książki. Twierdzi, iż nie ma po co. Choć zachęcam i próbujemy coś razem czytać, to stawia spory opór, bo koleżanki i koledzy choćby nie zabierają podręczników ze szkoły. Jak uczyć w takim razie systematyczności?
Podobny problem mają również inni rodzice i mimo próśb do wychowawczyni, nic się nie zmienia. Doszliśmy do wniosku, iż czas wystosować pismo do dyrekcji, by szkoła coś z tym zrobiła. Owszem rozumiemy odgórny zakaz, ale to przecież to nie może wyglądać w ten sposób. Z pewnością można to jakoś wypośrodkować. Lada moment dzieci idą do klasy 4.
System bez prac domowych może i nie jest taki zły, ale chyba wiele zależy od nauczyciela. Słucham jakie projekty, prace wykonują dzieci u znajomych. Dzieci chętnie sięgają do książek, ćwiczą i potarzają same z siebie. Nauczyciele najwyraźniej zastosowali jakąś fajną motywację. Czyli się da!
Złe nawyki?
Dochodzę do wniosku, iż niestety dla naszej pani zakaz stał się bardzo wygodną furtką, by autentycznie nie robić nic. Totalnie nie zachęca dzieci i jeszcze tłumaczy, iż ona to nic nie może. choćby podczas leksji utwierdza dzieci w tym, iż nie muszą nic robić.
Może od samego początku to nie słaby system stanowił problem, a podejście niektórych nadgorliwych nauczycieli. Mam wrażenie, iż nauczyciele opierający do tej pory edukację domową tylko na zadawaniu konkretnych ćwiczeń, teraz nie mają pomysłu, jak zachęcać dzieci w inny sposób.
U dało się wam może przewalczyć ze szkołą lub nauczycielem, by jednak jakaś ta praca w domu była? Jakich argumentów używać?".