Zakazali używania telefonów w świetlicy. Nauczycielka: „Dawno czegoś takiego nie widziałam”

mamotoja.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Zakaz korzystania z telefonu w świetlicy podzielił rodziców. fot. AdobeStock/Drobot Dean


Gdy dyrekcja ogłosiła nowe zasady, zaczęły się protesty. Dzieci pytały, czy „to jakiś żart”, rodzice pisali wiadomości, iż „to ograniczanie swobód” i „w dzisiejszych czasach telefon to konieczność”. Przez pierwsze dni naprawdę było ciężko – dzieci chodziły po świetlicy jak po muzeum nudy, nie wiedząc, co zrobić z rękami.

„A co ja mam robić, jak mi się nudzi?” – usłyszałam od jednego z uczniów. I to chyba najlepiej podsumowało problem.

Na zmianę trzeba było poczekać. Ale przyszła

Najpierw były westchnienia, marudzenie i próby wyjęcia telefonów „tylko na sekundkę”. Ale potem coś pękło.
W pewien zwyczajny dzień zauważyłam, iż dzieci… rozmawiają. Że śmieją się nad planszówkami, wspólnie układają puzzle, budują wieże z klocków, których wcześniej nikt nie chciał dotknąć.

Nagle świetlica ożyła. Pojawił się ruch, gwar, śmiech – ten prawdziwy, nie ten spod memów i TikToków. „Dawno czegoś takiego nie widziałam” – pomyślałam, patrząc, jak trzech chłopców spiera się o zasady gry w Monopoly.

Dzieci zaczęły bawić się tak, jakby odzyskały zapomnianą część dzieciństwa. A potem przyszli rodzice. I zaczęli mówić coś zupełnie innego niż na początku...

Ci, którzy wcześniej jako pierwsi protestowali, teraz nie kryli zaskoczenia:

  • „Córka prosiła, żebym kupiła jej planszówkę. Pierwszy raz!”
  • „Syn w domu mniej siedzi w telefonie, bo w świetlicy nauczył się bawić z innymi”
  • „Dziecko zaczęło mnie pytać, czy możemy wieczorem coś razem zagrać”.

Jedna mama powiedziała wprost: „Myślałam, iż to głupi zakaz. Ale to zmieniło nasze życie. Serio”.

Dzieci potrzebują relacji, nie ekranów

Po kilku miesiącach od wprowadzenia zakazu nauczycielka mówi, iż efekty przerosły jej oczekiwania. Widać, iż dzieci potrafią bawić się bez telefonów. Potrafią tworzyć grupy, wymyślać zabawy, rozmawiać o czymś innym niż gry.

„To niesamowite, iż trzeba było zakazu, żeby dzieci przypomniały sobie, iż istnieją gry planszowe, klocki i rozmowy” – przyznaje.

I dodaje, iż dziś, zamiast widoku kilkunastu pochylonych głów w milczeniu nad ekranami, widzi coś, co naprawdę ją wzrusza: śmiech, współpracę, sprzeczki o zasady gry – normalne, zdrowe dzieciństwo.

Nie wszystkim decyzja dyrekcji się podobała. Niektórzy wciąż mają pretensje. Ale jedno jest pewne – zmieniła świetlicę nie do poznania.

„Dawno czegoś takiego nie widziałam” – powtarza nauczycielka. I dodaje: „Dawno nie widziałam dzieci tak szczęśliwych”.

Zobacz także: Nauczycielka: „Rodzice mają pretensje, iż świetlica nie jest czynna od 6. Moje zdanie się nie liczy”

Idź do oryginalnego materiału