Żałuję, iż wpuściłam kogoś do mieszkania — teraz mam więcej wrogów w rodzinie niż sąsiadów.

newsempire24.com 2 dni temu

Żałowała, iż wpuściła siostrzeńca do swojego mieszkania — teraz ma więcej wrogów w rodzinie niż sąsiadów

Alicja i jej młodsza siostra Danuta pochodziły z małego miasteczka na Podlasiu, gdzie wszyscy się znają, a plotki rozchodzą się szybciej niż wiatr. Ich losy potoczyły się różnie.

Alicja była „oczkiem w głowie” szkoły — ukończyła ją z wyróżnieniem, wyjechała do Krakowa i dostała się na uniwersytet. Tam poznała przyszłego męża, wzięli ślub i zostali w mieście, otrzymując po krewnych niewielkie mieszkanie.

Danuta została w rodzinnym domu. Dwa małżeństwa — oba skończyły się rozwodem. Po każdym zostało dziecko. Może charakter, może pech w wyborze mężczyzn, ale po drugim rozstaniu wróciła z dziećmi pod rodziców dach.

Alicja z mężem też mieli trudne chwile. Raz pieniądze były, raz ich brakowało. Ale krok po kroku budowali swoją przyszłość. Kupili pokój, sprzedali, zainwestowali w dwupokojowe mieszkanie — miało być startem dla ich syna, Jacka. Chłopak dostał się na medycynę, uczył się sumiennie. Marzyli, iż po studiach i ślubie syn wprowadzi się tam z żoną i zacznie samodzielne życie.

Ale plony poszły nie tak, jak siejemy.

Gdy syn Danuty — Bartosz — skończył szkołę, też postanowił przenieść się do Krakowa. Zdał do technikum, planował pracować i wynajmować pokój. Brakowało mu jednak pieniędzy. Wtedy Danuta, z typową dla siebie natarczywością, poprosiła siostrę, by przygarnęła chłopaka „na parę lat”. Obiecywała, iż będzie płacił za media, znajdzie pracę, a rodzina pomoże, gdy tylko będzie mogła. Alicja uwierzyła. I się zgodziła.

Dwa lata minęły. Jacek zakochał się, oświadczył się Martynie. Zaczęli szykować wesele. Alicja uprzedziła siostrzeńca:
— Bartek, do lata musisz się wyprowadzić. Jesienią wprowadza się Jacek z żoną.

Wydawało się sprawiedliwe. Ale posypały się telefony.
— Znalazłem nową pracę, ale grosze zarabiam…
— Dziewczyna w ciąży…
— Ślub planujemy…

Alicja z mężem znów ustąpili. Zgodzili się, by został do września. Potem remont, przeprowadzka Jacka. Wszyscy wiedzieli. choćby Danuta. Kiwała głową, zgadzała się, mówiła:
— Oczywiście, pomożemy. Wszystko rozumiemy.

Lato przeszło. Nadszedł sierpień. Danuta zadzwoniła:
— Pieniędzy nie ma. Córka niedługo rodzi, jej bardziej potrzebne. A i wesele tuż-tuż…

Potem telefony od dziadków. Błagali o litość.
— To twój siostrzeniec! Rodzona krew!

Alicja z mężem znów się ugięli. Powiedzieli: do końca listopada — i koniec.

Nadeszła zima. Odeszły wesela. Urodziły się dzieci. Tylko Jacek z Martyną wciąż mieszkali z rodzicami. A w „ich” mieszkaniu był Bartosz z żoną Olą i noworodkiem. I choćby nie myślał o wyprowadzce.

Za każdym razem nowe wymówki.
— Wypłatę opóźnili…
— Mieliśmy wynająć, ale straszne warunki…
— Telefon zgubiłem, więc nie odbierałem…
— Zachorowałem ciężko, ledwo szpitala uniknąłem…

Alicja dzwoniła — bez skutku. Raz pojechała porozmawiać — nie otworzyli. Choć wiedziała, iż są. Drugi raz przyjechała z mężem. Bartosz otworzył i… rzucił się na wuja z pięściami. To było już za dużo.

Alicja trzęsła się z upokorzenia i złości. Po raz pierwszy poczuła, iż więzy krwi to nie miłość. To wykorzystanie. To manipulacja. To sposób, by zrobić z ciebie życiodajną krowę.

Potem zaczęła się kampania nagonki. Babcia i Danuta dzwoniły do Jacka.
— Wstydź się!
— Ola przez stres straciła pokarm!
— Jak możesz wyrzucać rodzinę z niemowlakiem?!

Ale Alicja z mężem przestali być wygodni. Złożyli pozew. Poszli na policję. Po dwóch miesiącach — eksmisja.

Jacek z Martyną wreszcie wprowadzili się do swojego mieszkania. Zaczęli od nowa. A Alicja… po prostu nie odbiera już telefonów od rodziny. Ani od siostry, ani od babci. Od nikogo.

Rodzina to ci, którzy stoją przy tobie, a nie ci, którzy z uśmiechem depczą cię po głowie.

Czy więzy krwi to obowiązek aż do samozaparcia, czy jednak relacja oparta na wzajemności i szacunku?

Idź do oryginalnego materiału