Zaopiekując się wnukiem na kilka dni: Po miesiącu odkryłam, iż moje życie już na zawsze się zmieniło

twojacena.pl 14 godzin temu

Zgodziłem się zaopiekować wnukiem tylko na kilka dni po miesiącu zrozumiałem, iż moje życie już nigdy nie będzie takie samo.

Mamo, błagam, tylko na kilka dni. Nie wiem, co mam zrobić. Marek zachorował, muszę iść do pracy, przedszkole zamknięte. Naprawdę, tylko kilka dni błagała moja córka Jadwiga, a w jej głosie słychać było zmęczenie i desperację.

Zgodziłem się od razu, nie miałem wątpliwości. Przecież to mój wnuk, czteroletni Kubuś, pełen energii i uśmiechu. Myślałem: co to za problem? Parę dni, może tydzień, dasz radę.

Jednak tydzień minął, potem kolejny. Jadwiga przestała mówić na chwilę i zaczęła wołać jeszcze trochę. W międzyczasie Marek trafił do szpitala, potem wrócił do domu, ale był zbyt słaby, by zajmować się dzieckiem.

Córka brała nadgodziny, siedziała do późna w biurze w Krakowie, nie odbierała telefonów. Z każdym dniem czułem, iż to nie jest już przysługa, a nowy etap mojego życia nikt mnie o zgodę nie pytał.

Kubuś to złote dziecko, ale opieka nad nim to pełnoetatowa praca. Budzenie się w nocy, bo przysnął mu potwór. Robienie śniadania, które ma zawierać dokładnie trzy truskawki i żadnej zielonej rzeczy. Bieganie po parku, czytanie bajek, zabawa w dinozaury, tysiące pytań dziennie. A ja mam już 63 lata. Kolana nie są już takie, plecy bolą, a sen zniknął od tygodni.

Zmęczenie przybrało nowy wymiar, ale też inny. Dom, w którym po śmierci męża panowała cisza, nagle ożył. Zabawki pod stołem, śmiech na schodach, małe rączki obejmujące mnie za szyję.

Babciu, jesteś najlepsza na świecie szeptał mi do ucha, gdy zasypiał. I naprawdę to czułem. Że jestem potrzebny, iż nie jestem już tylko emerytowanym seniorem w pustym mieszkaniu.

Jadwiga coraz rzadziej pytała, czy daję sobie radę. Coraz częściej po prostu zakładała, iż tak. Mamo, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła mówiła przez telefon. W jej głosie nie było wdzięczności, a jedynie ulga, jakby zrzuciła ciężar ze swoich barków i nie chciała go już przyjmować.

Pewnego dnia zapytałem: A kiedy go odbierzesz?Zamilkła. Potem rzuciła: No wiesz, teraz z Markiem jest naprawdę ciężko, on ma rehabilitację, ja biorę podwójne zmiany Jeszcze nie teraz, dobra?

Zrozumiałem wtedy, iż na kilka dni przestało istnieć. Nie ma planu, w którym wrócę do spokojnego życia. Nikt nie zapyta mnie o to, co dalej. Stałem się po prostu rozwiązaniem problemu.

Wewnątrz coś się zmieniło. Nie byłem już tylko zmęczony byłem zły. Miałem żal. Całe życie byłem tym, który zawsze pomaga, nigdy nie narzeka, wszystko przyjmuje na siebie. Dla córki zrobiłbym wszystko i właśnie tak zrobiłem. Czy ona to widzi?

Zacząłem mówić nie. Najpierw małymi krokami. Dziś nie wychodzimy, bo jestem zmęczony. Wieczorem mam spotkanie z kolegą i Kubuś pójdzie spać sam. Potem powiedziałem wprost: Potrzebuję, żebyś przejęła część obowiązków. On jest twoim dzieckiem.

Nie było łatwo. Łzy, zarzuty, iż jestem egoistą, iż ona nie daje rady, iż kiedyś miałem łatwiej. Ale wiedziałem, iż jeżeli teraz się nie postawię, zostanę z tym dzieckiem na miesiące, może lata. Przecież ja też mam życie, marzenia, choć już nie młode, prawo do odpoczynku i do bycia dziadkiem, a nie zastępczym ojcem.

Dziś Kubuś spędza ze mną weekendy. Uwielbiam te chwile. Gramy w karty, pieczemy drożdżówki, oglądamy bajki. Wieczorami układamy puzzle albo budujemy z klocków miasta, które on potem nazywa imieniem naszego starego psa, Burego.

Śmieje się, przytula i mówi: Dziadku, jesteś najukochańszy na świecie. W takich momentach czuję, iż serce mi rośnie. Że naprawdę jestem mu potrzebny ale na moich warunkach.

Następnie przychodzi niedzielny wieczór, a Jadwiga odbiera go z uśmiechem, czasem zmęczonym, ale już bez presji. Zrozumiała, iż nie jestem jej obowiązkiem ani darmową pomocą na każde zawołanie. Pojąła, iż choć jestem ojcem i dziadkiem, jestem też człowiekiem z potrzebami i granicami. Nie mogę i nie chcę dźwigać całego świata na własnych barkach.

W tamtym miesiącu nauczyłem się czegoś bardzo ważnego miłość to nie tylko dawanie. To też umiejętność powiedzenia dość. Bo jeżeli nie postawimy granicy, nikt inny jej nie postawi.

Jeśli nie powiemy, iż jesteśmy zmęczeni, iż potrzebujemy wsparcia, odpoczynku, przestrzeni, wszyscy będą brać od nas coraz więcej, aż zostanie puste miejsce, w którym kiedyś była nasza własna tożsamość.

Nie jestem zły na córkę. Wiem, iż było jej trudno i iż nie miała złych intencji. Ale przez całe życie uczyłem ją, iż mama zawsze da radę, iż nie ma prawa być słaba. Teraz, po tylu latach, uczymy się nowych relacji dorosłych, partnerskich, opartych nie na poświęceniu, a na wzajemnym szacunku.

Dziś, gdy wieczorem zamykam za Kubusiem drzwi, siadam w fotelu z herbatą i słucham ciszy. Już nie boli, nie przytłacza. To moja cisza, moje życie. Inne niż dawniej, może trochę samotniejsze, ale bardziej świadome, dojrzałe i moje.

Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Może jeszcze nie raz będę pomagać. Może znów los postawi mnie pod ścianą. Jedno wiem na pewno: już nigdy nie pozwolę, by ktoś decydował za mnie, kim mam być. Dziadkiem? Tak. Kochającym, obecným, ważnym. Ale nie zamiast siebie. Tylko razem ze sobą.

Lekcja, którą wyniosłem: aby móc naprawdę kochać, trzeba najpierw umieć odmówić i wyznaczyć własne granice.

Idź do oryginalnego materiału