REKLAMA
Zobacz wideo
Coraz więcej uczniów z miast w szkołach prywatnych. Prowadzi Kraków
Po czyjej stronie leży wina?Komentarze pokazują, iż rodzice patrzą na sprawę bardzo różnie. Część obwinia nauczycieli i nie ukrywa swojej frustracji. "W dupach tym nauczycielom poprzewracało, płaczą, iż za mało zarabiają, a od początku roku codziennie w szkole mojej córki nie ma jakiegoś nauczyciela. To ma być praca? Ja jakbym tak chodziła do pracy w kratkę, to zwolnienie murowane. Masakra" - pisze jedna z kobiet. Ale są też głosy, które winą obarczają… samych rodziców. "Winni są rodzice, którzy każą chorym dzieciom chodzić do szkoły. Potem wszyscy wokół chorzy, robią się zaległości i pretensje później, iż albo nie ma ocen, albo nauczyciel za gwałtownie idzie z materiałem" - zwraca uwagę inna użytkowniczka.Swoimi doświadczeniami dzielą się z nami także inne mamy, które mierzą się z codziennym chaosem w szkolnych planach. Pani Anna opowiada, iż największym problemem jest brak stabilności. - Ciągle jakieś zmiany. Dziecko wraca wcześniej albo ma okienka, Ciężko to ogarnąć, kiedy nie ma się nikogo do pomocy, a sama muszę pracować na pełny etat. Mam wrażenie, iż szkoła nie bierze pod uwagę, iż rodzice też mają swoje obowiązki.Podobne doświadczenia ma pani Katarzyna. - Ja rozumiem, iż każdy może zachorować, ale w naszej szkole to jest plaga. Co chwilę kogoś nie ma. Dzieci, zamiast się uczyć, spędzają czas na świetlicy albo po prostu chodzą do domu. A później nadrabianie materiału, korepetycje i stres. Tylko iż za to już nikt nie płaci.
Problem systemowy Rodzice coraz częściej zauważają, iż problem nie wynika wyłącznie z braku zaangażowania nauczycieli czy nieodpowiedzialności rodziców. To szersza kwestia, związana z brakami kadrowymi w szkołach, przeciążeniem pracą i niskimi płacami w oświacie. Do tego dochodzi sezon chorobowy, który nie oszczędza nikogo.Jak to wygląda w szkole Twojego dziecka? Masz ochotę podzielić się z nami swoją historią? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@grupagazeta.pl