Nazywam się Zofia Kowalska i mieszkam w Toruniu, gdzie kujawsko-pomorskie kryje swoje gotyckie wieże i urokliwe zaułki. Gdy znalazłam się w objęciach mojego kolegi Piotra, serce zaśpiewało z radości. Marzyłam, by być dla niego tą jedyną, ukochaną. Marzenie się spełniło, choć z gorzkim posmakiem – musiałam dzielić go z żoną, Marią.
Dopiero co zaczęłam pracę w naszej firmie, a już wysłano mnie z Piotrem na delegację do Warszawy. Mieliśmy zająć się istotną transakcją. Poradziliśmy sobie świetnie, a po sukcesie Piotr zaproponował: “Napijmy się kieliszka, takie umowy nie są podpisywane codziennie”. Z euforią się zgodziłam. Siedzieliśmy w barze hotelowym, zamówiliśmy whisky, a alkohol rozwiązał nam języki. Rozmowa płynęła lekko jak Wisła, aż nagle mnie pocałował. Byłam zaskoczona, ale nie odsunęłam się. W windzie przyciągnął mnie z taką pasją, iż nie mogłam się oprzeć – jego oddech upajał mocniej niż alkohol. Noc w jego pokoju była magiczna, niezapomniana, pełna ognia.
Po powrocie do Torunia nie mogłam tego trzymać w sobie i podzieliłam się tym z koleżanką Anką – ufałam jej jak siostrze. “Nie zakochuj się w nim!” – powiedziała stanowczo. “Dlaczego?” – zdziwiłam się. “Jest żonaty”. Te słowa uderzyły jak piorun. Piotrek miał tylko 27 lat i nie mogłam uwierzyć, iż już jest żonaty – w dzisiejszych czasach mężczyźni rzadko żenią się tak młodo. Zapytałam go wprost i nie kręcił: “Tak, jestem żonaty od roku”. To jednak nas nie powstrzymało. Zostaliśmy kochankami. Spotkania w mieszkaniu, które otrzymał po dziadkach, stały się tajnym rytuałem. Każdego dnia coraz bardziej w nim tonęłam.
Pewnego niedzielnego poranka, leżąc obok niego, postanowiłam: “Piotrze, rozwiedź się. Będzie ci lepiej ze mną niż z nią”. Spojrzał na mnie ze smutkiem: “Kocham cię, ale nie mogę”. “Dlaczego?” – wyrwało mi się. “Ona jest ciężko chora”. Zamarłam. “Co jej jest? Czemu milczałeś?” – głos mi drżał. “Ma raka piersi, niedawno się dowiedzieliśmy. Nie mogę jej teraz zostawić”. Jego słowa zraniły, ale zrozumiałam: w takiej chwili jest jej potrzebny. Zrobiło mi się żal Marii. Kiedy powiedział, iż będzie miała operację w czwartek, cały dzień modliłam się za nią, szczerze, do łez. Po wyjściu ze szpitala przestaliśmy się z Piotrem widywać – wiedziałam, iż jego miejsce jest przy żonie.
Minęły cztery miesiące. Piotr ani razu nie zaprosił mnie na spotkanie. Zapytałam, o co chodzi. “Maria przez cały czas czuje się źle, może będzie potrzebna kolejna operacja”, odpowiedział znużony. “Rozumiem twój ból, ale pomyśl także o mnie”, wykrztusiłam. Skinął głową: “Masz rację, zróbmy coś w weekend”. W sobotę spotkaliśmy się w tym samym mieszkaniu. Noc była gorąca, pełna pasji. Ale przed wyjściem znowu poruszyłam temat rozwodu. Jego twarz pociemniała: “Nigdy tego nie zrobię. Ona jest siostrą mojego szefa”. Osłupiałam. “Więc to tak! A rak – wymyślony?” Zamilkł i wyszedł, trzaskając drzwiami, by nie kłócić się dalej.
Kilka dni później do biura weszła elegancka brunetka. Pytała o Piotra. Anka zaprowadziła ją do jego biura. “Kto to?” – szepnęłam do Anki później. “To jego żona”, odpowiedziała. Wymyśliłam pretekst, weszłam do środka – niby po dokumenty – żeby ją zobaczyć. Maria wyglądała nie tylko zdrowo, ale i promiennie pięknie, pewnie, elegancko. Poczułam się przy niej jak szara myszka. Po powrocie zapytałam Ankę: “Słyszałaś, iż jest chora na raka?” – “Nie, to bzdura, wszyscy by wiedzieli”, odparła. Wtedy mnie oświeciło: kłamał mi od początku.
Niedługo potem zaczęłam słabnąć, miałam mdłości. Poskarżyłam się Ance, a ona przypuściła: “Może jesteś w ciąży?” Odrzuciłam to, ale zrobiłam test – dwie kreski. Ginekolog potwierdził: drugi miesiąc. Byłam w szoku. Przypomniałam sobie tamtą noc – nie zabezpieczyliśmy się. Myśli się plątały: zostawić dziecko, czy nie? Zadzwoniłam do Piotra. “Usuń to dziecko!” – wypalił chłodno. “Nie, nie zrobię tego”, ucięłam. “W takim razie postaram się, żebyś straciła pracę”, zagroził. “Nie zastraszysz mnie!” – rzuciłam w odpowiedzi. Na złość jemu postanowiłam urodzić. Myślałam, iż blefuje. Ale nie – zostałam zwolniona. Przyjaciółka załatwiła mi pracę jako sprzedawczyni w księgarni u swojego brata. Nie chciał zatrudnić ciężarnej, ale się zlitował.
Córka urodziła się w siódmym miesiącu – słaba, ale żywa. Nazwałam ją Zofia, na cześć ojca – Piotra. Jemu nie powiedziałam. I pewnie nigdy nie powiem. Zawiódł mnie, porzucił w najstraszniejszym momencie, kiedy zostałam sama z dzieckiem i bez pracy. Widzę jego twarz w snach – piękną, kłamliwą – a serce ściska mi się z bólu. Wybrał żonę, karierę, a mnie wykreślił, jak niepotrzebną stronę. Ale nie złamałam się. Wychowuję córkę, walczę o nią, choć każdy dzień to wojna z losem. Niech on żyje ze swoim kłamstwem, a ja będę żyć dla Zofii – mojego światła w tym mroku.