Zatracona Krewna

twojacena.pl 3 godzin temu

ZIUTKA-KUZYNKA

Moja kuzynka Ziutka była dla mnie w dzieciństwie wzorem do naśladowania. Mieszkała w Warszawie, ja – w Lublinie. Na wakacje rodzice co roku wysyłali nas na wieś do dziadków. Tam, dniem i nocą, nie rozstawałyśmy się z Ziutą. To były szczęśliwe chwile.

Wszystko w niej mi się podobało – jej zgrabna sylwetka, bujne kręcone włosy, warszawskie stroje. Choć dziś, z perspektywy lat, widzę, iż nie była urodziwa. Spoglądam na jej dziecięce zdjęcia – niziutka, pulchna, o nieregularnych rysach twarzy. Do tego sepleniła. Ale jej czar i optymizm przyćmiewały każdą niedoskonałość. Chłopcy kręcili się wokół niej jak muchy.

Ziutka mogłaby być watażką, trzymać całą bandę w garści. Dzieciaki słuchały jej bez szemrania. Uchodziła za dziewczynę zadziorną i niepokorną. Miała niesforny charakter, a jej zachowanie często mnie niepokoiło. Ja byłam cicha i potulna…

Pewnego dnia Ziutka przywłaszczyła sobie nową książkę o Kubusiu Puchatku. Wypożyczyła ją z wiejskiej biblioteki, a pod koniec wakacji zabrała do Warszawy. Trzęsłam się jak osika. A nuż wyjdzie na jaw prawda! Miałyśmy wtedy po osiem lat. Nie potrafiłam zrozumieć jej postępku. Byłyśmy przecież zuchami – uczciwymi dziewczynkami! Ale w głębi duszy podziwiałam i byłam dumna z takiej siostry! Książkę musiałyśmy w końcu oddać – dziadek nalegał, a babcia „dopowiedziała” swoim zwykłym argumentem – pokrzywą. Tego dnia spotkała nas surowa kara i utrata słodyczy. Mnie oskarżono o „milczenie w sprawie niewiarygodnej zbrodni”:

– Dziewczyny, czy wy nie wiecie, iż na wsi wszystkie ściany są ze szkła? Wystarczy rzucić słowo, a baby rozniosą je po całej wsi! Na cudze usta nie ma zapory! Wnuczki nauczyciela – złodziejki! Gdzie się to widziało?

Słowem – była to afera na skalę całej rodziny. Możliwe, iż dlatego do dziś ją pamiętam.

Ziutka świetnie pływała, skakała ze spadochronem (chodziła na zajęcia dla młodych skoczków), biła się jak chłopak. Wrażeń z trzech letnich miesięcy starczało mi do kolejnych wakacji. Byłyśmy nierozłączne, choć tak różne. Ona – wiatr w pomieszczeniu, ja – cicha woda…

Nasz dziadek był nauczycielem. Każde lato spędzałyśmy na pisaniu dyktand i wypracowań. Ja – mała prymuska, bez błędów, kaligraficznym pismem. Ziutka – pełno kleksów, litery jak patyki. Ale nigdy się tym nie przejmowała. Dziadek wściekał się:

– Jak wnuczka nauczyciela może pisać tak brzydko i byle jak?!

Ziutka machała ręką. Babcia straszyła:

– Weronka zostanie dyrektorką, a ty, Ziutka, będziesz zamiatać ulice!

Ale gdzie tam…

Lata mijały, dorastałyśmy. Nie mogłyśmy doczekać się lata, by znów się spotkać. Zimą pisałyśmy listy. Najpierw dzieliłyśmy się dziecięcymi sekretami, potem dziewczęcymi. Jak to mówią – siostra z siostrą jak woda z rzeką.

Przyszła pora na zamążpójście. Dla mnie trochę za wcześnie – wyszłam za mąż w wieku 17 lat i nigdy tego nie żałowałam. Córkę urodziłam w wieku 18 lat. Skończyłam politechnikę. Ziutka ledwo skończyła szkołę z „trójkami na amen”. Poszła do szkoły pedagogicznej. Nigdy nie zrozumiałam jej wyboru. Z tą sepleniącą wymową, słabymi ocenami… Ciotka Marysia (jej mama) musiała obdarowywać nauczycieli prezentami, by córka w końcu dostała dyplom.

Później Ziutka zabrała się za pisanie doktoratu. Ale zdrowie ją zawiodło i musiała zrezygnować. Nie zdziwiłabym się, gdyby wróciła do tego na emeryturze – taka już jest.

W wieku 20 lat pojechałam na jednodniową wycieczkę do stolicy. Głównie po to, by znów zobaczyć Ziutkę. Nie widziałyśmy się od lat. Chciałam też poznać jej męża – Wojtka. Nie mogłam być na ich ślubie. Ale nie sądziłam, jak ta wizyta się skończy!

Najpierw wpadłam do cioci Marysi. Od razu zaczęła rozpaczać nad zięciem:

– Weronka, wszyscy byliśmy przeciw temu małżeństwu! Miałam dla Ziutki świetnego kandydata. Wszystko szło ku dobremu! A tu nagle – Wojtek! Tyran, zazdrosny o każdy krok, babiarz! Pokochała diabła zamiast gołębia… Ziutka dała się omamić! Och, będzie się z nim męczyć! Jestem pewna, iż choćby rękę na nią podnosi! Głupich uczyć – jak umarłych leczyć! No, ale cóż… Niedługo wnuczek. Nie pozbawiać dziecka ojca.

Wysłuchawszy gorzkich słów cioci, przygotowałam się do spotkania z Wojtkiem. Ziutka była w ciąży. Wyglądała pięknie, ale w jej oczach była nieopowiedziana melancholia. Są kobiety, które lubią grać ofiarę…

Po rozmowie z Wojtkiem zrozumiałam ciocię. Ale Ziutka… Moja dumna, nieugięta siostra była całkowicie pod jego władzą!

Patrzyła na niego z uwielbieniem. Łapała każde słowo. A jego słowa nie były ani poetyckie, ani literackie… Byłam zaskoczona tą zmianą. Ale, jak to mówią – mąż i żona to jedna strona. Wojtek czuł się królem, mając tak uległą żonę. Widać było, iż tonie w jej miłości.

Czy on ją kochał? Nie wiem. Wątpliwe. Trzeba przyznać – Wojtek był przystojny i postawny.

Pewnie śnił się dziewczętom po nocach. „Latawiec piękny, ale chodnik ciemny”. Słyszałam od niego tylko rozkazy. Pożałowałam Ziutkę. Ale odparła stanowczo:

– Weronka, nie bądź jak moja mama. Nie potrzebuję czyjejś litości! U mnie wszystko w porządku! Jestem szczęśliwa z mężem!

No cóż… wola woli nie wadzi…

Tamtego zimowego wieczoru wypiłyśmy szampana na powitanie. Gadalyśmy, śmiałyśmy się, wspominałyśmy psoty. Postanowiliśmy wyjść na spacer po Warszawie. Było mroźno i wesoło. Po powrocie Wojtek rozkazał (tak, rozkazał!):

– Żono, odpocznij. Idź spać. A my z Weronką jeszcze przejdziemy się.

Naturalnie zaprotestowałam. Ale Wojtek ścisnął moją dłoń tak mocno, iż musiałam ustąpić. Zrobiło mi się nieswojo. Ziutka posłusznie została w domu.

WWróciłam do domu z ciężkim sercem, ale dopiero po latach zrozumiałam, iż czas, jak dobry lekarz, uleczył wszystkie rany – i gdy teraz patrzę na Ziutkę i Wojtka, widzę, iż ich miłość, choć nieidealna, przetrwała najcięższe burze.

Idź do oryginalnego materiału