Zatrudnienie na szali: Niezwykła decyzja niewiasty

twojacena.pl 2 godzin temu

Dziennik, 15 czerwca

Jadąc autobusem, patrzyłem przez okno na dobrze znane ulice. Każdego ranka ta sama droga do pracy, te same przystanki, te same twarze współpasażerów. Ale dziś było inaczej. Dziś jechałem po raz ostatni.

W teczce leżało wypowiedzenie własne. Standardowe, nic szczególnego. Tylko iż za tymi słowami kryła się historia, w którą wciąż nie mogłem uwierzyć.

Autobus zatrzymał się obok centrum handlowego, gdzie mieściło się biuro firmy mojego syna. Tego samego miejsca, w którym pracowałem jako księgowy przez cztery lata. Firmy, którą Krzysztof założył zaraz po studiach – z moją pomocą i wsparciem.

— Tato, jesteś pewien? — spytał wieczorem, gdy pokazałem mu dokument. — Może jeszcze się zastanowisz?

— Jestem pewien, synu — odparłem wtedy. — Tak będzie lepiej dla wszystkich.

Teraz jednak, wchodząc po schodach do biura, czułem, jak serce ściska się z bólu. Cztery lata życia, pracy, dumy z sukcesów syna zostały za mną.

Wszystko zaczęło się od dnia, gdy Krzysztof przyprowadził do domu Anię. Śliczna dziewczyna, bystra, z dyplomem ekonomii. Od razu ją polubiłem, cieszyłem się, iż syn znalazł godną towarzyszkę życia.

— Tato, poznaj Anię — powiedział wtedy Krzysztof, promieniejąc. — Moja narzeczona.

— Miło mi, panie Janie — Ania uścisnęła mi dłoń. — Krzysiek tak wiele o panu opowiadał.

Ślub wzięli rok później. Skromny, ale ciepły. Sam przygotowałem jedzenie, dekorowałem salę, krzątałem się jak w ukropie. Chciałem, by ten dzień był dla nich wyjątkowy.

Po ślubie Ania wprowadziła się do nas. Mieszkanie było małe, dwupokojowe, ale starczało miejsca. Zawsze marzyłem o dużej rodzinie, o śmiechu dzieci w domu.

— Tato, a może Ania dołączy do naszej firmy? — zaproponował kiedyś Krzysztof przy kolacji. — Ma wykształcenie ekonomiczne, pomogłaby w rozwoju.

— Jasne — zgodziłem się. — Im więcej mądrych głów, tym lepiej.

Ania zaczęła jako menadżerka ds. sprzedaży. Pełna energii, gwałtownie się wdrożyła i przynosiła świetne wyniki. Firma rosła, przybywało klientów, zyski rosły.

— Panie Janie, czy możemy porozmawiać? — spytała pewnego dnia, wchodząc do księgowości.

— Oczywiście, córeczko. Co się stało?

— Myślałam… Może warto zmodernizować księgowość? Przejść na nowe programy, zautomatyzować procesy.

Skinąłem głową. Sam widziałem, iż stare metody się dezaktualizują.

— Masz rację, Aniu. Ale w moim wieku trudno uczyć się nowych rzeczy. Ręce już nie te, pamięć płata figle.

— Nic nie szkodzi — uśmiechnęła się. — Pomogę. Razem to ogarniemy.

I rzeczywiście pomagała. Pokazywała, tłumaczyła, cierpliwie powtarzała. Starałem się, ale te komputerowe sztuczki szły mi jak po grudzie.

Krzysiek też mnie wspierał, chwalił za starania. Tymczasem firma dalej się rozwijała. Nowi pracownicy, większe biuro, więcej dokumentów.

— Tato, jak tam w pracy? — pytał. — Nie za dużo tego?

— Daję radę — odpowiadałem. — Choć przyznaję, coraz ciężej.

Naprawdę się męczyłem. Wcześniej sam ogarniałem księgowość małej firmy, teraz dokumentacji było wielokrotnie więcej. Zostawałem po godzinach, brałem robotę do domu.

— Może zatrudnimy kolejną osobę? — sugerował Krzysiek.

— Po co wydawać? — wtrącała Ania. — Pan Jan jest doświadczony, da radę. Trzeba tylko czasu.

Coraz częściej jednak Ania zwracała uwagę na błędy. Raport nie na czas, pomyłka w obliczeniach, dokumenty niezgodne z wymogami.

— Panie Janie, musi pan być uważniejszy — mówiła. — Od naszej pracy zależy wizerunek firmy.

— Przepraszam, Aniu. Postaram się.

Naprawdę się starałem. Sprawdzałem każdą cyfrę, pracowałem do nocy. Ale błędy i tak się zdarzały. Wiek robił swoje.

— Krzysiek, musimy porozmawiać — usłyszałem któregoś wieczora, gdy myśleli, iż nie słyszę.

— O czym?

— O ojcu. Nie daje rady. Ciągłe pomyłki, opóźnienia. To wpływa na całą firmę.

— Ania, nie przesadzaj. Tata pracuje sumiennie.

— Sumiennie, ale nieefektywnie. To biznes, nie rodzina. Nie możemy trzymać nieskutecznych pracowników, choćby jeżeli to krewni.

Słuchałem i czułem, jak krew stygnie w żyłach. „Nieskuteczny pracownik”. Tak mówiła o mnie synowa, którą pokochałem jak własną córkę.

— Tato, jak tam w biurze? — spytał nazajutrz Krzysiek.

— W porządku. A co?

— Tak tylko pytam. jeżeli coś ciężko, mów. Pomożemy.

Kiwnąłem głową, ale nie prosiłem o pomoc. Wiedziałem, iż Ania ma rację. Pracy było za dużo, coraz trudniej było nadążyć.

Urząd skarbowy zaczął przysyłać uwagi. Ania za każdym razem podkreślała, iż to przez błędy w dokumentach.

— Panie Janie, dostaliśmy karę — oznajmiła pewnego ranka. — Znowu źle wyliczone podatki.

— Ale sprawdzałem kilka razy…

— Nie dość dokładnie. To już trzecia kara w tym miesiącu.

Krzysiek coraz częściej marszczył czoło, przeglądając papiery. Ania zaś otwarcie wyrażała niezadowolenie.

— Krzysiek, tracimy pieniądze — mówiła. — Kary, opóźnienia, klienci niezadowoleni. Tak nie może być.

— Co proponujesz?

— Zatrudnić profesjonalistę. Młodego, energicznego, znającego przepisy.

— A tata?

— Tata może zająć się domem. W jego wieku to normalne.

Siedząc w księgowości, myślałem, jak życie się zmienia. Kiedyś czułem się potrzebny. Firma była moim dziełem tak samo jak Krzysia. Teraz stałem się ciężarem.

— Tato, mogę wejść? — Krzysiek stanął w drzwiach z poczuciem winy na twarzy.

— Pewnie, synu. Siadaj.

Milczał długo, zanim zaczął:

— Tato, musimy porozmawiać.

— Słucham.

— Firma rośnie, wymagania rosną. Może… odpoczniesz trochę od pracy?

Uśmiechnąłem się smutno.

— To znaczy, żebym odszedł?

— Nie odszedł, tylko… zrobił przerwę. Zasłużyłeś na odpoczynek.

— Mów wprost. AnI w końcu zrozumiałem, iż czasem trzeba odpuścić, aby odnaleźć siebie na nowo.

Idź do oryginalnego materiału