Zawiłe wyzwanie

twojacena.pl 5 dni temu

**Trudna decyzja**

— Babciu, nie chcę kaszy — Makar delikatnie odsuwał talerz, nie spuszczając wzroku z Tamary.

Tak robiła kiedyś jej córka. Gdy nie chciała zupy czy kaszy, powoli przesuwała talerz na skraj stołu, aż ten spadał na podłogę. Skąd on to wie? Przecież nie mógł tego widzieć ani pamiętać. Dorosła Alicja nigdy tak nie robiła. Czy to geny?

Małą córkę Tamara karciła, ale na Makara nie potrafiła się gniewać.

— Stop! — zatrzymała go, zanim talerz znalazł się na krawędzi. — Nie chcesz, nie jedz. Wypij herbatę.

— A cukierka mogę? — spytał Makar.

— Cukierka nie. Zjadłeś jednego przed śniadaniem i zepsułeś sobie apetyt. Do obiadu nic słodkiego.

— Ale babciu-u-u… — Makar przeciągnął słowo.

W jego oczach pojawiły się łzy, usta wykrzywiły się — zaraz zacznie płakać. Mały psotnik doskonale wiedział, jak na nią działają jego łzy, i to wykorzystywał.

*„Płacze tak samo, jak jego mama w dzieciństwie”* — pomyślała ze smutkiem Tamara, gotowa już ustąpić. Ale w tej chwili zadzwonił dzwonek.

— Weź ciastko — powiedziała, wychodząc z kuchni.

— Nie chcę ciastka! — kapryśnie krzyknął za nią Makar.

Tamara otworzyła drzwi. Na progu stał Eugeniusz, jej zięć i ojciec Makara.

— Dzień dobry, Tamaro Michajłowna. Jak zawsze pięknie pani wygląda — uśmiechnął się.

Było jej miło, ale odpowiedziała chłodno:

— Niech i panu dobrze się wiedzie. Proszę wejść.

— Tato! — do przedpokoju wbiegł Makar.

Eugeniusz schylił się i podniósł syna, przytulając go mocno.

— Jaki ciężki już jesteś. Duży z ciebie chłopak! — W oczach Eugeniusza malowała się czułość.

— A co mi przyniosłeś? — Makar odsunął się lekko.

— A ty byłeś grzeczny? Słuchałeś babci? Nie rozrabiałeś? — Eugeniusz spojrzał na Tamarę. Milczała, odwracając wzrok.

— No, przyznawaj się, co narozrabiałeś? — potarmosił syna.

— Nie zjadłem kaszy. W przedszkolu mnie ukarali, bo pobiłem się z Jankiem. Ale to nie moja wina, to on zaczął! Zepchnął mnie i zabrał mi samochodzik. Dałem mu więc w nos. Ukarali mnie, a jego nie.

— Niesprawiedliwie — pokiwał głową Eugeniusz.

— Makar, idź do pokoju. Muszę porozmawiać z tatą.

Eugeniusz postawił syna na podłodze, wyjął z kieszeni płaszcza małą zabawkę i wręczył mu ją. Zadowolony chłopiec pobiegł do pokoju. Eugeniusz przeszedł za Tamarą do kuchni i usiadł przy stole. Tamara zabrała talerz z niedojedzoną kaszą i stanęła przy zlewie.

— Ta mama Janka… Słyszałam dziś wiele nieprzyjemnych słów pod swoim adresem. Domagała się, żebym ukarała Makara. Ale Janek też często zaczepia inne dzieci, a potem skarży. Dzieci się czasem biją, to normalne. Ale nie powinieneś zachęcać Makara do oddawania — powiedziała z wymówką.

— Jestem pani tak wdzięczny, Tamaro Michajłowna, iż zajmuje się pani moim synem. Sam bym nie dał rady.

— Jak mogłabym inaczej? Jestem jego babcią — odparła.

Tamara doskonale wiedziała, iż to trochę kokieteria. Tak, Makar to jej wnuk, ale wyglądała raczej na jego matkę niż babcię.

— Tamaro Michajłowna, może jednak zatrudnić nianię? — Eugeniusz zawsze zwracał się do niej per pani, podkreślając jej status. Zmarszczyła brwi.

— Co pan mówi? — Tamara gwałtownie spojrzała na niego.

Patrzył na nią uważnie. Kobieta zawsze wyczuwa zainteresowanie w męskim spojrzeniu. Było jej i przyjemnie, i niezręcznie.

Odwróciła się do zlewu, bez powodu odkręciła wodę i natychmiast zakręciła kran. *„Boże, denerwuję się. Tylko tego brakowało, żeby to zauważył”*. Znów stanęła przed nim, krzyżując ramiona.

— Żadnej niani. Myśli pan, iż obca kobieta zaopiekuje się lepiej pani synem niż ja? Nie chcę o tym słyszeć.

— Ale wymaga dużo uwagi. Mogłaby pani urządzić swoje życie… — Eugeniusz zmięszał się i odchrząknął.

— Pan też mógłby.

Spojrzeli na siebie i odwrócili wzrok.

Nigdy nie rozumiała, co taki mężczyzna jak Eugeniusz znalazł w jej lekkomyślnej i kapryśnej córce. Był od Alicji starszy o piętnaście lat i bardziej pasował wiekiem do Tamary niż do jej córki.

Ale kochał Alicję, tego była pewna. choćby trochę zazdrościła córce. Gdy Alicja oznajmiła, iż wychodzi za mąż, Tamara oczywiście próbowała ją odwieść.

— On jest od ciebie starszy, dojrzalszy, a ty jeszcze dziecko. Co was może łączyć?

— Mamo, kochamy się. Nie jestem dzieckiem, mam dwadzieścia lat. jeżeli mi nie pozwolisz, ucieknę z domu. I tak za niego wyjdę. A ty po prostu mi zazdrościsz — ukłuła ją córka.

— Nie śpiesz się, poznajcie się lepiej. — Tamara liczyła, iż w tym czasie Eugeniusz się rozczaruje. — Lepiej pasowałby ci rówieśnik.

— Oni są nudni. Powiedz, gdybyś spotkała Eugeniusza wcześniej niż ja, czy nie wyszłabyś za niego? — podchwyciła przebiegle Alicja.

*„Nie ma pojęcia, jak bardzo ma rację”* — musiała przyznać Tamara.

Próbowała też przemówić do rozsądku Eugeniuszowi, odwieść go od małżeństwa z córką. Był dorosły, po co mu taka młoda żona, która nic nie umie?

— Nauczy się. Szaleńczo kocham pani córkę. Będzie szczęśliwa, niech mi pani wierzy — mówił, a Tamara nie wątpiła, iż mówi prawdę.

Pobrali się. Alicja oczywiście rzuciła studia, bo od razu zaszła w ciążę. Starała się być dobrą żoną. Dzwoniła do matki kilka razy dziennie, pytała, jak ugotować barszcz, jak zrobić kotlety, co dodać do naleśników, żeby były cienkie i się nie rwały. I matką też była dobrą.

Gdy Makar podrósł, poszedł do przedszkola, a Alicja wróciła na studia, ale zaocznie. Eugeniusz załatwił jej zaświadczenie, iż pracuje w jego firmie. A potem podarował jej ten nieszczęsny motocykl**Trudna decyzja**

Tamara westchnęła głęboko, spojrzała na uśmiechniętego Makara, który bawił się w ogrodzie ich nowego domu, i w końcu odważyła się powiedzieć: — Dobrze, Eugeniuszu, spróbujmy być szczęśliwi.

Idź do oryginalnego materiału