Końcówka maja i początek czerwca to specyficzny czas, kiedy w zasadzie większość odlicza już do wakacji. Nauki jest tu niewiele, oczywiście uczniom pasuje taki luźniejszy czas, bo w końcu mogą odetchnąć od natłoku wydarzeń. Są więc wycieczki, klasowe wyjścia i inne aktywności. Jednak dość niepostrzeżenie nadszedł też moment wystawiania ocen końcowych, a wielu z uczniów późno zorientowało się, iż z niektórych przedmiotów nie mają dostatecznej liczby ocen albo chcieliby te oceny poprawić. To na pewno jest istotną kwestią dla uczniów 8 klas, dla których średnia ocen będzie kluczowa podczas rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. - Do tych ciągłych popraw na koniec roku to już przywykłam. Jednak w tym wszystkim najbardziej drażnią mnie rodzice - zaznacza nauczycielka.
REKLAMA
Zobacz wideo Byliśmy na maturze Szkoły w Chmurze. Na stadionie egzamin dojrzałości napisało 5 tysięcy osób
W wyścigu po oceny startują zamiast uczniów, rodzice?
Dla wielu nauczycieli ostatnie tygodnie to prawdziwy bieg z przeszkodami. Powód? Czas się kurczy, a nauczyciel ma określone moce przerobowe. Do tego dochodzi powtarzane jak mantra powiedzenie, iż szkoła to nie uczelnia i nauka na koniec roku tu nie przejdzie. Trzeba systematyczności. Czy tak jest?
Mogłoby się wydawać, iż szkoła jest ostatnim bastionem sprawiedliwości na tym świecie, ale tak nie jest. Wystawiam dziecku ocenę roczną, podsumowujący cały rok pracy. Ktoś, kto miał wszystko w nosie, nie starał się, nie wykonywał na czas zadanych prezentacji, teraz ma mieć lepszą ocenę, bo w przeciągu kilku dni poprawi wszystkie sprawdziany i doniesie zaległe prace? Czy będzie to sprawiedliwe dla ucznia, który przez ostatnie dziesięć miesięcy pracował systematycznie na swój wynik?
- zaznacza w rozmowie z eDzieckiem Anna, która uczy geografii.
- Końcówka roku to dla nas trudny czas, bo do każdego ucznia chce podejść indywidualnie, dać mu szansę, choćby jeżeli to kosztowałoby mnie dodatkowy czas. Trzeba przecież ułożyć te poprawkowe testy, sprawdzić zaległe zadania - opowiada i dodaje, iż w tym całym galimatiasie najbardziej denerwują ją rodzice, którzy już bez ogródek piszą do niej, co mają zrobić, by ich dziecko dostało lepszą ocenę.
To w końcu komu ma zależeć? Uczniom, czy ich rodzicom? Jak przyjdzie do mnie taki dzieciak, zapyta o poprawę, doniesie zaległą pracę, zawsze dostanie szansę. Jednak kiedy tata jednego z moich wychowanków pisze, iż syn musi mieć lepszą ocenę, bo nie dostanie się do liceum, które mu wybrał, opadają mi ręce
- zaznacza w rozmowie.
Rodzic domaga się wyjaśnień
Dla tegorocznych ósmoklasistów teraz liczy się każdy stopień. Każdy punkt na świadectwie może być tym decydującym, który może przesądzić o ich przyszłości, więc nic dziwnego, iż wielu z nich robi co w ich mocy, by podciągnąć stopnie. Nie tylko oni, bo na linii frontu pojawiają się też rodzice. - Mam wrażenie, iż dla tych rodziców świadectwo dziecka to plik w Excelu, gdzie wszystko musi się zgadzać. Przez cały rok nie pofatygowali się na żadne zebranie, nie odpisywali na wiadomości, na wstawiane do dziennika oceny i uwagi, a teraz domagają się wyjaśnień. Są przy tym mocno aroganccy i bardzo podkopują mój autorytet, ba, choćby grożą skargą do dyrekcji, a może choćby i wyżej. Powód? Bo jego synowi z ocen wychodzi mocno naciągana trójka, a przecież miała być piątka. I kogo to jest wina? Moja? - pyta wzburzona nauczycielka.
- W moim zawodzie ambitnych rodziców nie brakuje. Robią kariery, zabierają dzieciaki na drogie wycieczki, o których ja mogę tylko pomarzyć, a potem przychodzą w czerwcu i rzucają oskarżeniami, iż uwzięłam się na ich córkę czy syna, bo nie chce mu wstawić lepszej oceny - dodaje.
Apel nauczycielki: Uczmy dzieci odpowiedzialności
- Naprawdę nie mam nic przeciwko poprawianiu ocen - byle uczeń sam przyszedł, zapytał, podjął próbę. Tylko iż nie przychodzi. Zamiast niego mam sfrustrowanych rodziców, którzy domagają się lepszych ocen. Mam postawić wyższą ocenę, bo mama i tata proszą? Tak na ładne oczy? Naprawdę trochę spuśćmy z tonu i z boku przyjrzyjmy się, jak ta sprawa wygląda. Dziecko przez kilka miesięcy nie robiło nic, a teraz wszyscy się dziwią, iż nagle się nie da, bo z pustego to i Salomon nie naleje - zaznacza Anna, która jak sama dodaje, ma apel do wszystkich dorosłych, nie tylko rodziców, by uczyć dzieci odpowiedzialności.
- Czy naprawdę uważacie, iż są zbyt mali, by załatwić coś samodzielnie? Szkoda mi tego, iż dzieci uczą się, iż wystarczy odpowiednio "podejść nauczyciela", żeby załatwić problem, bez zbytniego zaangażowania. Bo przecież nie uczeń poprosił o poprawę. Zrobił to rodzic. A potem będzie płacz, iż nie radzi sobie w liceum, bo nic nie umie sam załatwić. Czy tego chcemy dla naszych dzieci? - pyta retorycznie Ania.
Jesteś nauczycielem i chcesz podzielić się swoją historią? A może rodzicem, który martwi się o przyszłość dziecka? Czekam na Wasze historie. Podzielcie się nimi, pisząc na adres: anita.skotarczak@grupagazeta.pl. Gwarantuję anonimowość.