Zebrania klasowe są kluczowym elementem współpracy między rodzicami a szkołą, choć niekiedy wiążą się z różnymi wyzwaniami i frustracjami. Niektórzy opiekunowie narzekają na godzinę spotkania, inni żalą się, iż nie mają z kim zostawić dzieci, a jeszcze kolejni marudzą, iż przed szkołą brakuje miejsc parkingowych i nie mają gdzie zaparkować samochodu. Gdybym głębiej poszperała w pamięci, prawdopodobnie przypomniałabym sobie wiele innych uwag, skarg i zażaleń.
Tak źle i tak niedobrze
Wychowawca nie angażuje się zbytnio w życie klasy, nie organizuje wycieczek, nie stara się zintegrować uczniów i nie współpracuje z opiekunami – rodzice narzekają. Nauczyciel jest pomysłowy, kreatywny, organizuje zebrania – opiekunowie marudzą, iż terminy spotkań są nieprzemyślane, a godziny zbyt wczesne (a może zbyt późne?).
Tak źle i tak niedobrze. Czy da się w ogóle wszystkim dogodzić? Śmiem wątpić. Zawsze znajdzie się jakaś grupka, albo choćby jeden egzemplarz, który głośno poinformuje o swoim niezadowoleniu.
Moje znajome narzekają, iż muszą wcześniej zwalniać się z pracy i patrzeć na nadąsaną minę szefa. Ja niekiedy staję na głowie, by zorganizować opiekę nad dziećmi. Bo co jak co, ale spotkań z wychowawczynią nie chciałabym odpuszczać.
Siadaj, mamy zebranie online
Po dniu otwartym, które miało miejsce w szkole mojego syna, coś mnie tknęło. A gdyby tak zacząć organizować zebrania online? Przecież dzięki tym wszystkim nowym technologiom i narzędziom cyfrowym, takim jak Zoom czy Microsoft Teams, rodzice mogliby brać udział w spotkaniach z dowolnego miejsca.
Niektórzy nie musieliby wcześniej wychodzić z pracy czy wykorzystywać urlopu. Oczywiście taką przerwę w obowiązkach zawodowych lepiej zawsze ustalić z szefem.
Zebrania online być może ułatwiłyby rodzicom życie i zwiększyły frekwencję? W dobie cyfryzacji edukacji takie rozwiązanie wydaje się naturalnym krokiem w stronę większej wygody i dostosowania się do potrzeb współczesnych rodziców.
Druga strona medalu
Pomysł z zebraniami online choćby mi się spodobał. Ale po chwili zastanowienia, głębszym oddechu, tak sobie myślę, czy wirtualne wywiadówki nie byłyby przesadą? Jakimś kosmicznym wynalazkiem, który przyczyniłby się do osłabienia kontaktów międzyludzkich? Czy jednak spotkania oko w oko nie są tym, o co we współczesnym i unowocześnionym świecie powinniśmy walczyć?