Zebrania to festiwal pretensji. Nauczycielka: "Rodzice oczekują, iż wychowam ich dziecko"

mamadu.pl 15 godzin temu
"Zebrania to dla mnie festiwal pretensji. Rodzice przychodzą, patrzą na mnie z wyrzutem i pytają: 'Dlaczego on ma takie złe oceny?', jakby to była wyłącznie moja wina. Coraz częściej mam wrażenie, iż oczekują, iż nie tylko nauczę, ale i wychowam ich dziecko – najlepiej za nich". Przeczytajcie całą wiadomość od naszej czytelniczki, Beaty.


Zebrania? Festiwal pretensji


"Co czuję, gdy zbliża się zebranie szkolne? Stres, złość, zmęczenie – wszystko naraz. Niby przychodzę tam po to, żeby porozmawiać z rodzicami, żeby wspólnie znaleźć jakieś rozwiązania. Ale od jakiegoś czasu mam wrażenie, iż wcale nie o współpracę tu chodzi. To raczej sąd nad nauczycielem – a ja jestem oskarżona o wszystkie możliwe zaniedbania.

'Dlaczego on ma takie złe oceny?'. To najczęstsze pytanie. Nie: 'Jak możemy mu pomóc?', tylko: 'Dlaczego pani przez cały czas nic z tym nie zrobiła?'. Rodzice z pretensją patrzą mi w oczy i oczekują odpowiedzi. A ja mam ochotę zapytać: a wy? Sprawdziliście mu zeszyt? Zajrzeliście do e-dziennika? Wiecie, co było ostatnio zadane? Bo wygląda na to, iż nie. Ale przecież to mój obowiązek, prawda?

'Proszę go zmotywować'. To też często słyszę. 'On się nie uczy, bo pani go nie zachęca'. Jasne. Uczę ponad dwadzieścia osób, każda z nich jest inna, każda z innymi potrzebami. I chociaż naprawdę się staram, to nie jestem w stanie zastąpić rodzica. Nie mogę codziennie siedzieć z dzieckiem nad lekcjami. Nie mogę zmusić go do nauki, jeżeli w domu nikt nie interesuje się tym, co dzieje się w szkole.

Oczekiwania bez granic...

Mam wrażenie, iż wielu rodziców traktuje szkołę jak jakąś usługę: 'Płacę podatki, to wymagam'. A ja nie jestem usługodawcą. Jestem nauczycielką, człowiekiem, który chce pomóc dzieciom rozwinąć skrzydła, ale nie zrobi tego sam. Potrzebuję wsparcia z drugiej strony – z domu. Bez tego moje starania są jak rzucanie grochem o ścianę.

Coraz częściej słyszę: 'On już tak ma, taki charakter'. I ręce mi opadają. Bo nie, to nie jest


'charakter'. To brak granic. Brak odpowiedzialności. A dzieci, które nie mają zasad w domu, przynoszą ten chaos do szkoły. I znów – mam wrażenie, iż wszyscy czekają, aż to ja je 'naprawię'.

Nie mówię tego wszystkiego, żeby narzekać. Kocham swoją pracę, naprawdę. Ale chciałabym, żeby rodzice przestali widzieć we mnie przeciwnika. Żeby przyszli na zebranie nie z listą żalów, ale z chęcią rozmowy. Bo jeżeli mamy wychować mądrych, odpowiedzialnych młodych ludzi – to tylko razem".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału