Zemsta w Mrocznych Zaułkach Warszawy

twojacena.pl 1 dzień temu

Dwa lata temu Władysław miał wszystko: rodzinę, żonę, plany na przyszłość, nadzieje Teraz nic już nie zostało. Nie potrafi pogodzić się z bólem straty. Gdyby mógł cofnąć ten fatalny dzień, zrobiłby wszystko, by go nie dopuścić. Gdyby

Po raz pierwszy od dwóch lat Władysław biegnie w przytłumioną ciszę pustego mieszkania. W końcu może pomścić śmierć żony. Chciał wjechać po wódkę, ale się rozmyślił. Nadszedł godzinny moment zemsty. Umysł ma pozostać czysty. Władysław kładzie się spać wcześnie i zasypia zaskakująco szybko. Po dwóch godzinach budzi się z mocno bijącym sercem, łapiąc oddech ustami. Często, tak jak teraz, śni mu się Jadwiga, jej oddech przy nim. Nasłuchuje, licząc, iż otworzy oczy i zobaczy ją obok. Nie ma jej. Poduszka nie jest zgnieciona. Znowu sen.

Ręką przeciera prześcieradło. Natychmiast staje się ciepłe pod jego dłonią, dając złudne wrażenie, iż żona wciąż leży obok, choć to zaledwie chwilę przed przebudzeniem. Nie może już zasnąć. Leży, wpatrując się w jaśniejący w ciemności sufit. Przypomina sobie dwa lata oczekiwania na zemstę, tęsknotę. Wróg powrócił Władysław wie to na pewno.

Tego fatalnego dnia Jadwiga poprosiła o wcześniejsze zwolnienie z pracy. Szła na konsultację ginekologiczną na USG. Mieszkała w ciąży, ale przestała wierzyć testom ciążowym. Przez lata starali się o dziecko, mocno go pragnęli.

Jadwiga stała na krawędzi chodnika. Po drugiej stronie ulicy zapalił się zielony sygnalizator i jako pierwsza wkroczyła na pasy. Nie zauważyła nadjeżdżającego samochodu, który pędził, by wyprzedzić tłum pieszych. jeżeli nie wtrąciłby się rowerzysta jedzący z przeciwnej strony, zderzenie byłoby nieuniknione. Kierowca jednak skręcił w prawo i uderzył w Jadwigę. Zmarła na miejscu. W pobliżu znajdowali się dealerzy samochodowi.

Kierowcy wymierzono dwa lata pozbawienia wolności. Jadwigi już nie ma. Rowerzysta odszkodził się siniakami po upadku. Lekarze stwierdzili, iż Jadwiga nie była w ciąży. Wróg powrócił i będzie żył ze swoją żoną i synem. Władysław nie ma już nikogo, niczego, nie ma nadziei. Od dawna postanowił zabić swojego wroga tak samo go rozgnieść, włożyć w cios całą moc silnika. Niech jego rodzina przeżyje to, co przeżył on. Władysław decyduje, iż nie będzie się chować, nie ucieknie. choćby jeżeli sam zginie. Zmarł razem z żoną dwa lata temu. Nie można nazwać życia czasem oczekiwania na zemstę.

Władysław od czasu do czasu jedzie pod ten sam skrzyżowanie, gdzie zginęła Jadwiga. Kupuje kwiaty i kładzie je na krawędzi chodnika. Przechodnie patrzą, mijają obojętnie. Stoi i próbuje wyobrazić sobie, o czym myślała Jadwiga w ostatniej sekundzie życia. Pewnie liczyła, iż tym razem usłyszy radosną nowinę. Zrobiła ostatni oddech i wkroczyła na pasy

Chodzi na cmentarz, odwiedza kościół, ale nigdzie nie czuje ulgi. Dopiero po zemście odzyska wolność. Znużony bezsennym kręceniem się, Władysław wstaje, bierze prysznic i dokładnie się goli. Powoli zjada kanapkę przy herbacie, patrząc na plamę na ścianie. Jadwiga planowała wymienić tapetę. Nie zamierza tego robić plama jest częścią wspomnień. Zakłada czystą koszulę. Wychodząc, rzuca ostatni wzrok na pokój. Czy wróci?

Na początku kręci się po mieście, zabijając czas. Zbyt wcześnie. Jego wróg jeszcze leży na czystych prześcieradłach obok żony. Albo już wstał, rozciągnął się, poszedł do łazienki, drapiąc się w pachwę nieco poniżej bielizny. gwałtownie załatwił potrzebę, ziewnął, wziął prysznic. Żona już przygotowała śniadanie. Wychodzi z łazienki pachnąc żelem pod prysznic, całuje żonę i siada naprzeciw syna przy stole Dość wyciąga Władysław. Zbyt atrakcyjny wydaje się wróg. Morderca żony nie może być tak przystojny.

Teraz Władysław wyobraża sobie wroga, który wieczorem przed wczorajką solidnie wypił, nadrabiając dwa lata. Rano wstaje z silnym bólem głowy i palącą pragnieniem. Wlewa sobie ręką szklankę wody, pije prosto z kranu, jak przywykł w więzieniu. Nie goli się. W bieliźnie i koszulce siada przy stole Teraz jest w porządku. Tak powinien wyglądać wróg. Nie żałuję.

Władysław odwraca auto i jedzie pod dom wroga. Na podwórzu stawia samochód tak, by widzieć wjazd. Na placu zabaw bawią się dwójka dzieci. Władysław przygotowuje się do czekania. Wcześnie czy później wróg wyjdzie z domu. Sam albo z rodziną nieważne. Nie dzisiaj, jutro zemsta go dogoni.

To ostatnie dni kwietnia. Na krzakach i drzewach, zwłaszcza po słonecznej stronie podwórka, wypuszczają się młode listki. Asfalt jeszcze nie wyschnął po nocnym deszczu. Niebo zachmurzone. Chłodno.

Nagle z drzwi klatki schodzi chłopiec, około sześciu lat. Biegnie na plac, ale zauważa przyjeżdżający jeep Władysława i podchodzi ostrożnie. Może to syn wroga? Może. Władysław opuszcza szybę.

Co chcesz, chłopcze?

Nic. Patrzy pod kątem na Władysława, nie drży, nie ucieka. Mój tata też miał auto. Nie takie lśniące jak twoje.

I co z nim? Sprzedany? Władysław cieszy się, iż łatwo dowie się czegoś o wrogu.

Tak. Rozbił się w wypadku, nowego jeszcze nie kupił.

Władysław przygląda się chłopcu, szukając podobieństwa z wrogiem. Nie udaje się. Może wygląda jak matka. Nie pamięta jej twarzy, ale twarz wroga zna doskonale. Na szybę wjeżdża kropla deszczu.

Chcesz wsiąść? Siadaj, nie przemokniesz. Władysław schyla się i otwiera drzwi pasażera.

Chłopiec zastanawia się chwilę. Deszcz przybiera na sile. Wchodzi na wysokie siedzenie, zamyka drzwi. Dźwięk deszczu w kabinie ledwo słychać. Oczy błysną, przegląda deskę rozdzielczą z czerwonym podświetleniem.

Czy fotele są podgrzewane? Benzyna pewnie dużo pożera? pyta chłopiec jak dorosły.

Władysław chętnie odpowiada na wszystkie pytania. Myśli, iż niebezpiecznie stać w środku podwórka z dzieckiem.

Może pojedziemy? Deszcz nie przestaje.

Chłopiec spojrzy podejrzliwie na Władysława.

No, jak nie chcesz, po prostu posiedzimy mówi głośno Władysław. W duchu: Odwaga, spryt.

Mama się nie będzie zgrywać. Rozumiem.

Chłopiec znów patrzy na Władysława.

Nie ma czasu w mnie. Tylko krótko.

Władysław wyjeżdża z podwórka, zastanawiając się, czy ktoś go zobaczył. Dzieci nie liczą się. Nie pamiętają marek aut, numerów nie zapamiętają. Przychodzą mu na myśl słowa, iż najlepsza zemsta wobec agresora to zabić to, co kocha. Decyzja przychodzi nagle, samoistnie.

Jak masz na imię?

Wadi, odpowiada chłopiec energicznie.

Co? To znaczy, iż jesteśmy imiennicami. Ja też Władysław.

Zabijać nie zamierzam. Nie dam rady. Chłopiec niewinny. Wróg to jedna sprawa, a mały Bartek inna. Po prostu odprowadzę go dalej i zostawię. Nie ucieknie. Niech szuka syna, cierpi.

Rozmyślania przerywa głos Wadia.

Co? pyta Władysław.

Powiedziałem, iż nie tata potrącił tę kobietę. Mama prowadziła auto. Tata siedział obok.

O którą kobietę? dreszcz przechodzi po plecach Władysława.

Moja Jadwiga nie została potrącona przez wroga, a przez jego żonę? Władysław nie zauważa, iż mówi to na głos.

Tak. Tata wziął winę na siebie. Mama nie wytrzymałaby w więzieniu. Choruje, często leży w szpitalu.

Skąd to wiesz?

Nie jestem mały. Słyszałem, jak rodzice szeptali. Mama sama mówiła.

Władysław poczuł gorączkę. Wilgotnymi dłońmi mocno ściska kierownicę.

Dlaczego mi to mówisz? Czy zgłoszę to na policję?

Wadi patrzy na niego krzywo.

Tata już odsiadł. Czy można ukarać dwa razy za to samo przestępstwo?

Raczej nie. Tak mówię mówi Władysław z trudem uśmiechając się.

Nie zauważa, iż jedzie poza miasto. Wadi patrzy szeroko otwartymi oczami. Mokry asfalt, poplamiony białymi liniami, rozciąga się pod kołami.

Gdzie jedziemy? pyta Wadi.

Władysław poczuje w głosie chłopca odrobinę strachu.

Zastanawiam się. Zatrzymuje się na poboczu, opuszcza szybę, wystawia twarz w świeże, wilgotne powietrze. Szumy przejeżdżających samochodów stają się wyraźniejsze.

Czy ci coś dolega? w głosie Wadia słychać niepokój, spojrzenie pełne zrozumienia ponownie podnosi temperaturę Władysława.

Czyżby rozumiał? Czuje? Dzieci i zwierzęta nie okłamiesz. Co teraz robię? Władysław odwraca auto i jedzie z powrotem do miasta.

Jadwigi nie przywrócić. Wróg jej nie potrącił. Wziął winę żony. Odsiadł. Kogo teraz zemścić? Ją? Sama się ukarała, zostało jej kilka czasu. Co Wadi mówił? Ma jedną nerkę, ona nie działa. Co ze mną? Zamierzam zemścić się na niewinnym chłopcu

Z kim byłeś, kiedy mama leżała w szpitalu?

Z babcią. Ona ma chorobę serca, nie lubi mamy.

Władysław patrzy na mokry pas asfaltu, deszcz ustaje.

Ile masz lat?

Siedem. We wrześniu pójdę do szkoły. A wy macie dzieci?

Władysław drży. Jak powiedzieć chłopcu, iż bardzo pragnął syna. Takiego sprytnego. Ale jego matka zabiła Jadwigę Myśli, iż rodzice już przeszukali podwórko, może wezwali policję.

Przyjechaliśmy mówi Władysław.

Wjeżdżają na podwórze. Dzieci chowają się przed deszczem w domach. Nikt nie biega po podwórzu w panice i łzach. Wadi otwiera drzwi.

Do kogo przyjechaliście?

Władysław nie od razu rozumie pytanie.

Co? A przyjechaliśmy do przyjaciół. Nie było ich w domu.

Wadi wskakuje na asfalt.

Czy jeszcze przyjedziecie?

Zobaczymy. Jak przyjadę, pojeździsz ze mną? Nie mam syna. Nie mam córek. Nikt nie. się zamyśla. jeżeli twój tata kupi nowy samochód, to świetna opcja. Nie pożałuje.

Dziękuję. Do widzenia dzwoniący głos miesza się z trzaskiem zamykających się drzwi.

Do widzenia mówi Władysław, uśmiechając się jedynie wargami.

Wadi zatrzymuje się przy wejściu i odwraca. Władysław podnosi rękę. Wsiada z podwórka, kupuje w najbliższym sklepie butelkę wódki. Nad brzegiem Wisły siada na mokrej trawie, pije prosto z kieliszka. Żołądek płonie. Kładzie się na plecy i wpatruje w niebo. Chmury się rozstępują, ukazując błękit.

Hej, wujku, nie zachorujesz? rozległ się chrapliwy głos.

Władysław otwiera oczy. Nad nim stoją dwaj nastolatkowie. Najwyraźniej zasnął. gwałtownie wstaje, podchodzi do auta.

Hej, wujku, weźmy wódkę? woła jeden z nich.

Za wcześnie wam jeszcze pić. Władysław wraca, podnosi prawie pełną butelkę z ziemi.

Za plecami słychać przekleństwo. Nie odwraca się.

Wsiada do samochodu i jedzie do domu. Po raz pierwszy od dwóch lat czuje się wolny.

Boże, ledwie nie popełniłem zbrodni. Dziękuję, iż mnie ochroniłeś. Chciałbym takiego syna szepcze, a droga przed nim rozmywa się w łzach.

Zemsta to życie poświęcone wrogiemu człowiekowi. Kiedy mszczysz, tracisz jedyne i niepowtarzalne życie na kogoś innego, a zwłaszcza na wroga. Przegrać możesz choćby wygrywając!.

Idź do oryginalnego materiału