Sobota, 12 listopada
Warszawa
Zgodziłam się przejąć się dzieckiem sąsiadki na weekend, ale już po kilku minutach poczułam, iż coś jest nie tak.
No i co? rzuciłam z lekko wyniosłą pewnością, patrząc na nową lokatorkę, która stała w progu w długim płaszczu zamkniętym po szyję.
Nerwowo zaciągnęła wypadający kosmyk włosów w ciasny kok. Między brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka niepokoju, usta napięte.
Obok stała dziewczynka. Mała, blada, z ogromnymi oczami, w których czaił się stary zmęczenie, zupełnie niepasujące do dziecięcej twarzy.
Dziękuję bardzo, Anno powiedziała sąsiadka równym, wyreżyserowanym tonem. Wrócę w niedzielę wieczorem. Nie muszę za Jadwigą szczególnie pilnować, ona jest bardzo posłuszna.
To brzmiało sztucznie, jakby była wynikiem tresury, a nie wychowania.
Wewnątrz coś użądliło mnie niepokój, ta intuicja, której rzadko się myli.
Damy radę, znajdziemy wspólny język uśmiechnęłam się, choć serce ciągnęło mnie w inne miejsce. Mam nadzieję, iż pani mama niedługo wyzdrowieje.
Dziękuję, skinęła suchą głową, podając mi zniszczoną torbę. To jej rzeczy. Tylko niezbędne.
Torba była zaskakująco lekka na dwa dni prawie nic. Jadwiga stała nieruchomo, wpatrując się w podłogę, drżąc lekko, gdy matka pochyliła się nad nią.
Bądź grzeczna. Nie sprawiaj mi kłopotów, rozkazała sąsiadka ostry głos, który brzmiał jak rozkaz dla podwładnych, nie dla dziecka.
Jadwiga skinęła głową, nie wypowiadając ani kocham, ani czułego pożegnania. Kobieta odwróciła się i poszła w stronę taksówki, nie patrząc za siebie.
Wejdź, Jadwigo, dotknęłam delikatnie jej ramienia, jakby bała się, iż go rozbije. Poznam cię z Mruczkiem, moim rudym przyjacielem.
Dziewczynka cichutko zsunęła się do przedpokoju, jakby nie chciała zostawiać śladów. Mruczek, który zwykle traktował dom jak twierdzę, pojawił się w korytarzu, powąchał jej małe buciki i z dumą przetarł się po nogi.
Wygląda na to, iż się jej spodobał, powiedziałam zdumiona. zwykle najpierw organizuje casting, zanim pozwoli komuś wejść do swojego królestwa.
Jadwiga usiadła i powoli pogłaskała kota. Gdy Mruczek zaczął mruczeć silnikową piosenkę, jej twarz lekko rozpromieniła się. Wtedy była po prostu dzieckiem, a nie małym duchem.
Podczas gdy gotowałam obiad, przyglądałam się im z ukrycia. Jadwiga szeptała coś w rude ucho, a Mruczek słuchał z królewskim zadowoleniem. Serce mi się krało. W pamięci pojawiło się inne dziecięce oblicze, inne oczy
Pięć lat temu zniknęła moja siostrzenica jakby rozproszyła się w powietrzu. Wypadła z wózka, gdy ciotka rozmawiała przez telefon. Bez końca szukałyśmy, tropy prowadziły donikąd. Dwa lata później zniknęła też ciotka w wypadku. Rany nie zagoiły się. Do dziś śnię o jej małych dłoniach wyciągających się z ciemności.
Czy chcesz herbaty imbirowej z pomarańczą? zapytałam, próbując uciec od wspomnień.
Skinęła głową, spojrzenie kierując na blat.
Tak, proszę wyszeptała ledwo słyszalnie.
Kolacja przybrała wymiar dziwnej choreografii starałam się rozmawiać, a ona jeść ostrożnie, jakby była na misji zwiadowczej.
Jakie bajki lubisz? zapytałam, gdy jej talerz opróżnił się.
Nie wiem odparła po chwili. Mama mówi, iż książki to strata czasu.
Czułam, jak coś bolesnego kurczy się w środku. Czy matka może tak mówić?
Przez otwarte okno wdzierał się zapach lawendy z mojego ogrodu i dziecięcy śmiech z sąsiedniej ulicy. Jadwiga odwróciła głowę w stronę dźwięku w jej spojrzeniu migotała tęsknota.
Chcesz wyjść na dwór? zaproponowałam.
Machnęła głową:
Mama nie pozwala.
Znów mama. Kobieta zostawiła córkę pod opieką prawie nieznajomej i odjechała, nie patrząc wstecz.
Patrzyłam na jej delikatny profil, lekko opadające ramiona w tych rysach coś znajomego pulsowało, ból w piersiach.
Przed snem przygotowałam dla niej łóżko w gościnnej sypialni. Okna wychodziły na ogród, zasłony poruszał lekki wiaterek. Jadwiga stała pośrodku pokoju z grzebieniem w ręku jedyny osobisty przedmiot z torby.
Pomóc? zapytałam, wskazując na splecione włosy.
Podniosła grzebień niepewnie. Zacząłem rozczesywać ostrożnie, by nie szarpać. Włosy były kruche, suche. Zamknęła oczy. Delikatne drżenie przeszło po jej ciele, gdy dotknąłem jej skóry.
Gotowe wyszeptałam. Połóż się, posiedzę przy tobie, aż zaśniesz.
Naprawdę? Nie odejdziesz od razu?
Oczywiście, iż nie. Jestem tutaj.
Jadwiga zwinęła się pod kołdrą. Mruczek wskoczył obok niej, przytulił się. Ostrożnie położyła rękę na jego futrze.
Patrzyłam na jej twarz w półmroku nie mogłam pozbyć się wrażenia, iż już kiedyś widziałam te rysy, tę linię pod brodą Czy to tylko gra umysłu? Ból przeszłości przenika teraźniejszość.
Przez firanki przemykał księżycowy promień, rozpryskując srebro po ścianach. Z okna słychać było ćwierkanie świerszczy. Rośnie pewna pewność coś jest nie tak i muszę się dowiedzieć, co dokładnie.
Jadwigo, śniadanie! wołałam, rozkładając talerze na kuchennym stole.
Dziewczynka pojawiła się w drzwiach w tym samym stroju, co wczoraj. Włosy starannie uczesane, twarz czysta wszystko zrobiła sama, nie budząc mnie. Zbyt samodzielna jak na sześcioletnią.
Chcesz sok pomarańczowy? pokazałam szklankę.
Spojrzała na niego, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczyła go.
Czy mogę? wyszeptała.
Oczywiście odpowiedziałam z uśmiechem, ukrywając drżenie. I naleśniki z dżemem też.
Usiadła nieśmiało na brzeg krzesła, wzrok przyklejony do talerza, ale nie zaczęła jeść.
Nie czekaj na mnie, zaczynaj zachęciłam łagodnie.
Jadwiga niepewnie chwyciła widelec, odłamała kawałek i włożyła do ust. Na jej twarzy pojawił się cień przyjemności, który od razu zamienił się w zwykłą czujność.
Smakuje? spytałam, siadając naprzeciw.
Skinęła, nie podnosząc wzroku.
Bardzo wyszeptała, jakby przyznała się do czegoś zakazanego.
Po śniadaniu wyciągnęłam album, farby, kredki.
Pomalujemy? zaproponowałam.
Jadwiga spojrzała na kolorowe kredki, jakby były drogocennymi kamieniami.
Nie umiem powiedziała z wyrzutem.
To nie szkodzi. Rysuj, co chcesz. Na przykład Mruczka.
Chwyciła ołówek niepewnie. Udawałam, iż sprzątam w kuchni, ale kątem oka obserwowałam jej ruchy. Rysunek stawał się wyraźniejszy, ale dziwny nie kot, a ciemny dom z zamkniętymi oknami i małą postacią w środku. Serce mi się kurczyło. Podeszłam delikatnie.
Ładny dom rzekłam miękko. To twój?
Zadrżała i gwałtownie odwróciła kartkę.
Nie, po prostu wymyśliłam głos jej się załamał. Czy mogę narysować Mruczka?
Oczywiście.
Podczas gdy rysowała kota, po cichu wyciągnęłam telefon i wpisałam: zaginione dzieci ostatnie 5 lat. Dodałam: dziewczynka Jadwiga. Tysiące wyników. Ile zagubionych istnieje?
Ukończyła rysunek i podała mi go. Po raz pierwszy jej twarz rozświetliła prawdziwy uśmiech.
Bardzo podobny pochwaliłam. Masz talent.
Zadrżała.
Dzień upłynął spokojnie. Jedliśmy obiad, spacerowaliśmy po ogrodzie, czytaliśmy. Jadwiga otwierała się stopniowo, choćby się śmiała. Gdy tylko wspominałam mamę lub dom, natychmiast się zamykała.
Wieczorem napełniłam wannę. Ciepła woda, piany, kilka zabawek.
Gotowe! zawołałam. Chodź, pomogę.
Jadwiga weszła niepewnie, patrząc w wodę.
Piana wyszeptała. Jak chmurki.
Ładna, co? Pomogę ci umyć głowę.
Bawiła się w wodzie, stopniowo rozluźniając się. Myłam jej włosy, starając się nie zdradzić, jak drży w mnie cały świat. Na jej ramionach były blizny stare, ale wyraźne. Gdy nadszedł moment spłukania szamponu, pochyciłam jej głowę do tyłu i zatrzymałam się. Pod włosami, przy linii wzrostu, była wrodzona plamka trzy cienkie smugi, niczym pociągnięcie pędzla.
Taka sama była u mojej zaginionej siostrzenicy, pięć lat temu.
Co się stało? zapytała Jadwiga, zauważając mój zamrożony wyraz.
Nic sprawdzam tylko, czy woda nie wpadła do uszu.
Wszystko w porządku.
Myśli krążyły jak szalony tunel. Czy to przypadek? Czy
Dobranoc szepnęłam, kładąc jej kołdrę.
Dobranoc odpowiedziała, dodając: Dziękuję, iż jesteś dobra.
Gdy zasnęła, rzuciłam się do komputera. Palce drżały, gdy wprowadzałam hasło. Otworzyłam stare zdjęcia. Znalazłam te, na których ciotka trzymała małą Jadwigę. Powiększyłam jedno, gdzie miała około roku widać wyraźnie tę samą wrodzoną plamkę, trzy smugi.
Serce przyspieszyło. Otworzyłam kolejne foto Jadwiga dwa lata, uśmiecha się do aparatu. Te same oczy, ten sam rozszczepiony pierścień w tęczówce. Wątpliwości zniknęły. Dziewczynka śpiąca w sąsiednim pokoju była moją siostrzenicą. Tą samą, którą porwano pięć lat temu.
Przycisnęłam dłoń do ust, tłumiąc krzyk. Co robić? Zadzwonić na policję już teraz? A jeżeli matka wróci wcześniej? Czy zabierze Jadwigę i zniknie na zawsze?
Rano dom przywitał nas ciszą, w której czułem się nowa, uspokajająca. Po raz pierwszy od lat obudziłam się nie od przytłaczających wspomnień, ale od ciepłego oddechu dziecka obok. Jadwiga spała spokojnie, przytulona do Mruczka, obejmując jego łapę. Jej twarz była zrelaksowana, jakby po raz pierwszy od dawna ufała światu.
Powoli wstałam, nie budząc ich, i poszłam do kuchni przygotować śniadanie. W powietrzu unosił się zapach cynamonu, masła i ciepłego mleka. Dzień miał wyglądać jasny. Otworzyłam okno świeże powietrze napełniło kuchnię wonią mięty, róż i czegoś nieuchwytnego uczucie domu.
Kiedy Jadwiga się obudziła, stała w drzwiach kuchni, przyciskając do piersi nowego przyjaciela. Machnąłem ręką.
Chodź, kotku. Dzisiaj mamy wiele planów. Musimy wybrać ci ubranko, pójść do lekarza na kontrolę i jeżeli chcesz, zrobimy razem album ze zdjęciami. Żeby zapamiętać wszystko, co przed nami.
Usiadła przy stole, lekko się uśmiechając. Uśmiech jeszcze nieśmiały, ale prawdziwy.
Czy mogę zrobić zdjęcie z tobą i Mruczkiem?
Oczywiście. I z niebieskim plasteliną, i ze wszystkim, co zechcesz. Stworzymy nowe wspomnienia.
Śniadaliśmy, śmialiśmy się, rysowaliśmy. choćby nauczyłam ją robić proste ciasteczka formowała kulki z ciasta, ozdabiając je małymi rodzynkami. Każdy jej ruch był echem czegoś dawno utraconego, a jednocześnie odnalezionego.
Pod koniec dnia zadzwoniłam do ośrodka pomocy społecznej, umawiając formalne ustalenie opieki. Wszystkie dokumenty przygotujemy z prawnikiem. Jadwiga patrzyła na mnie i pytała:
Czy to znaczy, iż zostanę tu na zawsze?
Tak, kochana odpowiedziałam. Teraz jesteś w domu. Na zawsze.
Przytuliła się i milczała, ale to milczenie było spokojne, jak cisza po burzy.
Minęło kilka tygodni. Życie wracało do normy. Jadwiga chodziła do psychologa, rysowała koty i czerwonePatrząc, jak Jadwiga z uśmiechem podaje mi rękę, zrozumiałam, iż w końcu udało się połączyć dwa rozbite światy w jedno pełne nadziei serce.













